- On się spóźnia Rain! Sprowadź go tutaj, NATYCHMIAST –
Craven był naprawdę wściekły i jego towarzysz podejrzewał, że gdyby mężczyzna
mógł zabijać bez pomocy różdżki ten przewracałby się w grobie.
- Pojawi się, cierpliwości – jak zwykle próba bagatelizacji
całej sprawy wyszła nie tak jak powinna. Zupełnie na odwrót – jęknął w duchu
przytłoczony Rain i na pocieszenie pomyślał o pięknej, brązowookiej Gryfonce w
której podkochiwał się beznadziejnie odkąd sięgał pamięcią. Ach, gdyby tylko
nie zniknęła tak nagle. Szukał jej jako jedenastoletni chłopiec –naprawdę
szukał jej wszędzie gdzie tylko mógł, za każdym raz..
- KRETYNIE, WIEM ŻE JESTEŚ TĘPYM OSŁEM ALE WYTĘŻ SZARE KOMÓRKI I SŁUCHAJ CO DO CIEBIE MÓWIĘ BO
JAK NIE..
- Bo jak nie to co? – przerwał tę niewypowiedzianą do końca
groźbę Severus Snape, kroczący dumnie w ich stronę. Szaty powiewały jakby za
krótką chwilę miał się rozpętać huragan a wzrok nie zdradzał żadnych emocji.
- Raczyłeś się w końcu pojawić – złość aż pulsowała w głosie
mężczyzny. Ten cały Snape go denerwował. Dosadniej mówiąc? Niewiarygodnie
wkurwiał. Mało kto wiedział (i miał się nigdy nie dowiedzieć), że w pewnym
sensie podziwiał Severusa. Zazdrościł mu, to jasne. Jeszcze za czasów Czarnego
Pana potrafił podstępem wkradać się w jego łaski i unikał zasłużonych kar.
Dopuszczał się zbrodni o jakich jemu, Cravenowi nigdy się nawet nie śniło, a na
dodatek opowiadał o tym wszystkim staremu Albusowi, który głaskał go po tej
cholernej, tłustej głowie za szpiegostwo. A miało być zupełnie na odwrót. Nie
kto inny tylko on miał być najbardziej poważanym, rozpoznawalnym i szanowanym
katem zaraz po jego Panu. Nie jakiś niedorobiony idiota, nieszczęśliwe dziecko,
które należało wykończyć jeszcze za czasów dzieciństwa (nie raz, ani nie dwa
Craven rozmyślał, jak podejść do Czarnowłosego. Zbliżyć się do niego i
wykorzystać. Zabić, zakatować, pozwolić na powolną i bolesną śmierć. Jednak
nawet szaleniec jego pokroju zdawał sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji
mógłby się znaleźć gdyby dopuścił się takiej zbrodni. Oba fronty
sprzymierzyłyby się przeciwko niemu.)
- Kiedyś w końcu było się trzeba pofatygować – mężczyzna
opadł niedbale na fotel i pstryknął długimi, białymi palcami w stronę skrzata a
ten od razu napełnił pustą jeszcze szklankę Ognistą.
- Kto wziął za ciebie zastępstwo? – Rain chciał jakoś
delikatnie zacząć rozmowę. Nie mógł przecież od razu i z grubiej rury
poinformować Mistrza Eliksirów, że ma zakończyć zadanie o cały miesiąc
wcześniej.
- To chyba nie jest istotne w naszej dyskusji – obojętny
wzrok wskazywał, że chce już przejść do sedna.
- Jak zwykle konkretny. Kontaktowałeś się ostatnio z naszym
kochanym Alexandrem? – Craven położył szczególny nacisk na słowo „kochany”.
Cóż, po tym facecie nie można się było spodziewać niczego lepszego. Potrafił
ironizować i straszyć, ale jak mawiał Czarny Pan, nie potrafił tego co
najważniejsze. Myśleć.
- Mogę się skontaktować z twoją szczęką – odparł
niewzruszenie Sev. Chyba doprowadzał swojego „oprawcę” do białej gorączki – i
co więcej, miał to gdzieś.
- tak jak ja z twoją, czyż nie?
- Prawdę mówiąc nie sądzę.
- Zamknij się już.
- To mów, po co mnie tutaj ściągnąłeś.
- Craven, może przedstawisz mu wi..
- Przestań kombinować, młody. Chce konkretów, dostanie
konkrety. Tym razem nie musisz składać raportu – Snape wiedział już, że to nie
wróży niczego dobrego. Ba! Był tego pewny! Rozejrzał się powoli po ponurym,
obskurnym pomieszczeniu i chyba tylko dzięki temu udało mu się ukryć
zdenerwowanie. Co oni wymyślili?! – plany się pozmieniały – miał ochotę warknąć
„jak to kurwa, SIĘ POZMIENIAŁY?!” ale stres ścisnął mu gardło. – sprowadzisz tu Granger miesiąc wcześniej.
Dobrze się składa, będzie przerwa wielkanocna. Oddasz ją w nasze ręce w drodze
na „zasłużony odpoczynek”. Wymyśl coś – w Czarnowłosym aż się gotowało –
romantyczna kolacja, świece, te brednie, no wiesz.
- Chyba…sobie…żartujesz – wysyczał przez zęby. Rain
podejrzewał jak skończy się cała ta sytuacja – nie ma czasu na takie zmiany.
- To twój zakichany problem – oświadczył starszy mężczyzna,
unosząc podbródek – gówno mnie obchodzi jak tego dokonasz. To, albo twoje życie
zmieni się o trzysta sześćdziesiąt stopni, Smarkerusie.
Na to Sanpe nie miał żadnego argumentu. Wstał, powoli
otrzepał szaty, jednym haustem wypił szklankę do połowy zapełnioną jeszcze
trunkiem i jakby nigdy nic rzekł
- nie ma mowy.
- w takim razie szykuj się na powolną śmierć.
Mistrz Eliksirów roześmiał się głosem szaleńca. Wewnątrz
szalał z bólu bo wiedział, że ci ludzie nie negują stawianych warunków. Może
krzyczeć, może uderzyć Cravena, może się złościć ale to nie zmieni sytuacji.
Zachowując więc stoicki spokój i przybierając maskę, którą zakładał każdego,
każdego dnia widując się z Czarnym Panem odpowiedział aksamitnym głosem
- jeszcze zobaczymy – odwrócił się w stronę obdrapanych
drzwi i powolnym krokiem ruszył w ich stronę.
- NIE ODWRACAJ SIĘ DO MNIE PLECAMI, PADALCU! – Snape
odwrócił się w idealnym momencie i wystarczył ułamek sekundy by rozpętała się
bitwa. Śmiercionośne zaklęcia odbijały się od ścian, padały klątwy i tworzyły
się tarcze. Całość wyglądała jak naprawdę dobry pokaz fajerwerków. Rain
chowając się za zamszowym fotelem krzyczał
- uspokójcie się!
A mężczyźni najwyraźniej się rozkręcali. Severus był dobry w
te klocki. Poruszał się z prędkością światła i bezbłędnie omijał wszystkie
przekleństwa przeciwnika.
Rain nie zdążył zauważyć kiedy Severus przygwoździł wroga do
ściany. Kiedy opadła zasłona stworzona z różnorodnych świateł mógł dostrzec,
jak przyciska domniemanego przyjaciela do betonowej posadzki i najwyraźniej
grozi mu śmiercią.
- Uspokójcie się! – krzyknął zanim zdążył pomyśleć i w
ostatniej chwili uchylił się przed oszałamiaczem.
- Jesteś zwykłym, nic nie wartym, śmieciem Craven.- cedził
Snape przez zęby, dodając odpowiednio większe dawki jadu do każdego
wypowiedzianego słowa – nic nie wartym, rozumiemy się?- nerwowo pokiwał głową.
Chciał się już tylko uwolnić i w spokoju przemyśleć jak zabiorą Pannę Granger.
Czarnowłosy szarpnął nim jeszcze raz i nie trudząc się
podnoszeniem różdżki, jak zwykły mugol przyłożył mężczyźnie w twarz. Trzeba
przyznać, że dobrze trafił, bo już po chwili ten zalał się krwią.
- To tak na pamiątkę – uśmiechnął się nietoperzasto i zamaszyście
odwrócił w stronę wyjścia. Po drodze, dumnie unosząc głowę nie omieszkał
brutalnie potrącić Raina i wysyczeć
- z tobą zdążę się jeszcze policzyć, gówniarzu – cóż, taka
była jego natura i nawet biedny, młody chłopak nie mógł się oprzeć wrażeniu, że
ten wariat mówi całkowicie poważnie.
~ * * * ~
- Na Merlina, Severusie! – krzyczała Hermiona, biegnąc w
stronę nauczyciela. Nie, nie możliwe, on jest ranny! Panikowała w myślach przy
okazji przysięgając zemstę temu, kto to uczynił.
- O co ci chodzi? Czyżbyś się stęskniła? – zadrwił „jej”
mężczyzna, mierząc ją pogardliwym spojrzeniem od stóp do głów. Wystarczyło, że
wskazała palcem na jego szatę, robiąc przy tym przerażoną minę i Severus nie
wytrzymał. Zaczął się śmiać pomimo wcześniejszego napadu złości, częściowo być
może z ulgi że jeszcze ma szansę powiedzieć o wszystkim Gryfonce. Ta zrobiła
oczy wielkie jak galeony, zaczęła nawet myśleć że postradał zmysły. Przekracza
bramy szkoły, zakrwawiony i blady jak trup a kiedy ona biegnie ku niemu, o mało
nie padając na zawał ze strachu on… się śmieje? – to nie moja krew, głupia
dziewucho.
- Więc..
- Nie jestem twoim nauczycielem, nie każ mi przypominać, że
Pannie-wiem-wszystko-i-wiecznie-podskakuje-jak-wiewióra-po-orzeszki nie
przystoi robienie takich..
- Zamknij się – ucięła ten wywód, nadal przyglądając się
Mistrzowi Eliksirów, jakby zobaczyła ducha.
- O co ci chodzi? – zapytał w końcu kiedy dziesięć minut
później przyłapał ją na tym samym.
- O nic – odparła i zaczęła bawić się paznokciami,
najwyraźniej nie chcąc pogłębiać tego tematu.
- Mów natychmiast Granger, nie mam humoru na żarty.
- A na zagadki?
- GRANGER!
Na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek a ona sama
szczerząc zęby powiedziała powoli
- zastanawiam się, czy znajdę chociaż jedną, pozytywną cechę
zewnętrzną. Nie, żebyś był brzydki, nie nie, nietoperz wręcz idealny!
Po chwili leżała na trawniku przed samym wejściem do szkoły
i w duszy dziękowała Merlinowi, że już po zmroku, a uczniów wałęsających się po
błoniach ciężko jest spotkać. Śmiała się perliście kiedy łaskotał ją bez
litości, a później piszczała kiedy chciał ją podnieść
- Sev, nie, nie rób tego! Jestem jak worek kartofli, połamię
twoje delikatne kości, słyszysz?! Snaaaaaaaape! – krzyczała, kiedy ten
przerzucił ją sobie przez ramię i jakby niósł ledwie piórko zaniósł do swojego
dormitorium. Tam delikatnie ułożył ją na łóżku i spojrzał w jej czekoladowe
tęczówki. Westchnął w duchu. Była taka… piękna i młoda. Taka… taka nie dla
niego. Nie dla starego śmierciożercy, który w dodatku chciał oddać ją w
niepowołane ręce. Zbyt delikatna dla takiego tyrana.
- o czym myślisz? – wyszeptała i zanim zdążył coś
odpowiedzieć jej usta przykryły jego zimne wargi. Przymknął oczy i rozpływał
się przy tej krótkiej chwili. A przynajmniej myślał, że będzie krótka. Ich
pocałunki zaczęły się pogłębiać, języki zawirowały, próbując zdominować się
nawzajem a oni sami nie wiedzieli, kiedy ich ręce splotły się mocniej.
Mężczyzna przygryzł delikatnie usta Gryfonki i w nagrodę usłyszał jej słodkie
westchnienie
-Och, Severusie – wiedział już, że była jego. Tylko jego.
Podniosła na chwilę zamglony wzrok i nagle odskoczyła jak poparzona, zakrywając
usta.
- Co się stało? – zapytał oszołomiony tą nagłą zmianą.
Ta wskazała palcem przed siebie i skuliła się pod ścianą.
Sev wiedział już co tam znajdzie… Wiedział też, co niedługo znajdzie ukochana
Gryfonka.