Nickelback - How You Remind Me

niedziela, 30 sierpnia 2015

Epilog

- nie żartuj sobie Granger, nie założysz tego – Snape wycelował oskarżycielsko palec w swoją wybrankę – jesteś w ciąży.
- nie przesadzaj Snape, nic mi nie będzie – Hermiona wciągnęła przez głowę niebieską sukienkę i przejrzała się w lustrze, skupiając uwagę na zaokrąglonym już brzuszku.
- ściągaj to, kobieto – Snape miał w zwyczaju kręcić nosem na wszystko, co chciała zrobić Hermiona. Mogłaby zapisać dwie rolki pergaminu a i tak nie zmieściłaby wszystkich zakazów. Zaczęła wyliczać w myślach:
Nie wolno mi przebywać w zapełnionych pomieszczeniach, bo nie daj Merlinie ktoś mnie popchnie albo uderzy

Nie wolno mi czytać do późna, bo kiedy jestem zmęczona szkodzę dziecku

Nie mogę założyć sukienki do kolana, bo jeszcze mnie przewieje. Mimo, że mamy czerwiec!

Nie mogę choć raz w tygodniu napić się kawy, choćby łyczka bo przecież to nie jest wskazane

Nie pozwala mi porządnie posprzątać mieszkania, bo się przemęczam. Nawiasem mówiąc zabawnie jest widzieć wielkiego Mistrza Eliksirów tańczącego z miotłą i mopem.

Musiałam przerwać nauczanie w Hogwarcie bo stres działa na mnie niekorzystnie

Śniadanie dostaję codziennie do łóżka i muszę zajadać się znienawidzoną rybą bo jak twierdzi Severus jest ona nadzwyczaj korzystna dla zdrowia

- Granger czy ty mnie w ogóle słuchasz? To jest… - nie dała mu dokończyć, najwyraźniej zniecierpliwiona
- nie chcę słyszeć o tym, że szkodzę dziecku. Za oknem jest dwadzieścia pięć stopni. I przebierz się do cholery, bo nie zdążymy!
Najwyraźniej obrażony mężczyzna skierował się w stronę schodów. Brązowooka odetchnęła z ulgą, spoglądając na zegarek.
Wszystko tak pięknie się układało. Już miała pospieszać Severusa kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Aż podskoczyła ze strachu ale chwilę później krzyknęła
- otworzę! – zastanawiała się kto też mógł ich odwiedzić. Przyjęcie zaręczynowe Percy’ego z egzotycznej urody Inez miało się zacząć już za dwadzieścia minut, tak więc Weasley’owie i państwo Potter na pewno byli na miejscu. Reszta gości niechętnie zjawiała się w tym domu co jak podejrzewała Hermiona miało związek ze znienawidzonym w czasach szkolnych nauczycielem. Zachichotała pod nosem. Przecież nie mogła mieć im tego za złe!
- musiałem się upewnić, że ten stary nietoperz nie zamknął cię jeszcze w lochach – szepnął konspiracyjnie Lee Jordan, bezceremonialnie wpadając do domu. Chwilę później rozkładał się już na kanapie.
- ależ proszę, rozgość się – rzuciła kpiąco Hermiona podśmiewając się w duchu. Wszyscy tak reagowali na wieść, że Hermiona Granger, najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny związała się z najgorszym, najpodlejszym i najmniej lubianym nauczycielem Eliksirów – napijesz się czegoś?
- ognistej – rzucił wesoło chłopak, lustrując Hermionę od stóp do głów – trochę ci się przytyło, co?
Gdyby spojrzenie mogło zabijać pewnie byłby już martwy. Przybrała więc najgroźniejszą minę i założyła ręce na piersiach. W opinii Ginny, wyglądała bardzo dobrze!
- hej, tylko żartowałem! – uniósł ręce w obronnym geście – przebywanie w towarzystwie Snape’a ci nie służy.
- Hermiona! – Snape wydzierał się z pokoju na górze – gdzie moje skarpety?!
- Twoją bieliznę położyłam na pralce, jest świeża! – odkrzyknęła dziewczyna zauważając bezczelny uśmiech swojego gościa – rusz się, Lee na nas czeka!
- A ten tu czego – warknął Snape, najwyraźniej myśląc, że już go nie słyszą.
- jak stare dobre małżeństwo – skomentował, obserwując jak Hermiona podchodzi do barku i powoli zapełnia szklankę, którą po chwili mu podała – tęsknisz za whiskey? – zapytał nagle, spoglądając na nią badawczo – no wiesz, z takim współlokatorem jak Snape, nie pociągnąłbym długo bez kieliszeczka.
- och, daj już spokój. Wcale nie jest taki zły – zaśmiała się melodyjnie, próbując powstrzymać łzy. Takie komentarze zawsze ją rozbrajały, szczególnie w wydaniu tego konkretnego czarodzieja.
- możemy iść – Snape zszedł na dół i spoglądał z niesmakiem na przybyłego – Jordan, nudzi ci się czy po prostu wyrzucili cię z domu?
- właściwie to ja po Hermionę. Wspominała coś o wyprowadzce – wyszczerzył zęby w bezczelnym uśmieszku i spojrzał z ukosa na brązowooką, która w duchu pękała ze śmiechu.
- szkoda, że ty nie wspominałeś o chwili w której wyparował twój mózg – odgryzł się czarnowłosy mężczyzna – Granger, spóźnimy się jeśli on dalej będzie zabierał nasz cenny czas.
- on ma rację, Hermiono. Idziemy – Lee objął ją czule ramieniem a ona modliła się w duchu by Snape nie potraktował go jakąś paskudną klątwą.

10 lat później
- mamo, mamo! Spójrz! – wędrowali właśnie po jednej z mugolskich ulic Londynu, gdzie kupowali ubrania codzienne. Chłopiec wskazał palcem w stronę obskurnego bloku mieszkalnego pod którym  przesiadywała zgraja pijaków.
- Justin, mówiłam ci przecież, że nie ładnie wytykać ludzi palcami! – Hermiona spojrzała karcąco na syna i złapała go kurczowo za rękę. Miała nadzieję, że jej nie zaczepią.
- nie mamo, spójrz jeszcze raz! – chłopiec wskazał palcami w stronę bloku. Kobieta wytężyła wzrok i po chwili oniemiała z przerażenia. Pod jednym z okien żałośnie leżał mały, bezbronny psiak. Wyglądał na zagłodzonego a z prawej łapki sączyła się krew. Spojrzała szybko w stronę Justina. Wszelkie wątpliwości zniknęły kiedy zobaczyła łzy spływające po jego policzkach. Była taka dumna z wrażliwości synka. Szybkim krokiem podeszła do budynku i skierowała się w stronę, gdzie leżała psinka.
- Severus mnie zabije – mruknęła kiedy w myślach postanowiła go przygarnąć.
- Paniusiu, nie tak szybko! To mój pies! – warknął jeden z pijanych mężczyzn podnosząc się z betonowych schodków i chwiejnym krokiem maszerując w jej stronę. Odruchowo złapała kurczowo za rękę syna a drugą zgarnęła szczeniaczka, który pisnął żałośnie. Było jej przykro, że musi sprawiać mu ból ale nie mogła go tutaj zostawić.
- pana? – zmierzyła go chłodnym wzrokiem – w takim razie dlaczego jest taki zaniedbany?
- co ty tam możesz wiedzieć, kobieto! Oddawaj psa i wynoś się stąd! – najwyraźniej nie miał zamiaru odpuścić. W duchu przeklinała się za swoją głupotę. W końcu nie wzięła różdżki.
- nie – odparła patrząc wyzywająco w zapite oczy tego odrażającego człowieka.
- posłuchaj no…
- nie, to pan mnie posłucha. Wezmę psa czy się to panu podoba czy też nie. Proszę sobie nie żałować przekleństw – dodała słysząc jak pada słowo kurwa – ale we własnym domu, nie tutaj i nie przy dziecku. Pies to obowiązek, członek rodziny. Nie popychadło, które można zagłodzić.
- żadna baba nie będzie mi mówić, co mam robić z własnym psem i jak ma wyglądać! Ty… - zamachnął się ale stan upojenia był zbyt duży i po chwili wylądował na zimnym chodniku – policzę się z tobą – zaczął się wygrażać a kobieta uśmiechnęła się kpiąco. Żaden z pijaczków pod blokiem nie odzywał się ani słowem. Bali się chyba, że powiadomi policję, która rozgromi tą zakrapianą imprezę.
Wykorzystała ten moment przewagi by się oddalić. Ciągnęła za sobą Justina mając w duchu nadzieje, że syn nie wywróci się z powodu szybkiego tempa.
- musimy zawieźć go do weterynarza.

Kiedy wracali z kliniki syn gładził łebek Aktora. Nazwał go tak, bo stwierdził, że u doktora mimo bólu świetnie udawał, że nic mu nie jest. Nagle zapytał
- tata będzie zły?
Hermiona zmarszczyła czoło. Sama podejrzewała, że Severus nie uśmiechnie się na wieść o zwierzątku ale nie mogła odebrać małemu przyjaciela.
- nie, z całą pewnością nie. Dlaczego o to pytasz, skarbie?
- nie lubi zwierząt – syn zrobił smutną minę a jego oczy po raz kolejny zaszkliły się łzami – nie chcę go oddawać, mamo.
- nie oddasz – zapewniła Justina Hermiona, uśmiechając się pod nosem.
Po drodze zakupili jeszcze cały zestaw dla owego szczeniaczka. Miski, gryzaki, kojec, szelki i smycz a nawet specjalny kocyk, który jak upierał się syn będzie potrzebny, kiedy Aktor zmarznie.
- pamiętaj, że chociaż raz dziennie będziesz go wyprowadzał – po raz kolejny przypomniała Hermiona. Byli już niedaleko domu a entuzjazm syna wprawiał ją w wyśmienity nastrój.

- jesteśmy! – krzyknęła od progu taszcząc ciężką wyprawkę. Weszła do salonu gdzie rzuciła zakupy i rozłożyła kojec – połóż go tutaj – poleciła Justinowi – Aktor nie mógł sam biegać ze względu na złamaną łapkę.
- w końcu, już myślałem, że – wzrok Severusa padł na szczeniaczka – Justin, idź do pokoju, chcę porozmawiać z mamą – polecił. Syn pociągając głośno nosem i ocierając łzy udał się w stronę schodów – sprowadziłaś mi tutaj futrzaka?! – zaczął pretensjonalnie – nie uważasz, że powinniśmy ustalać to razem?!
- otóż nie – odparła całkowicie spokojna kobieta – był sam, ze złamaną łapką, jest wygłodzony. Co miałam zrobić?
- odwieźć go w odpowiednie miejsce! O ile wiem, funkcjonują schroniska!
- Nie chcę o tym słyszeć, Severusie! Justin go znalazł, to jego pies! – Snape spojrzał z niesmakiem w stronę kulącego się szczeniaczka. W duchu musiał przyznać że prezentował się uroczo. Jasnobrązowa maść świetnie kontrastowała ze znakiem szczególnym malca – czarną łatką na oku. Wyglądał komicznie, jak pirat. Uszko opadało mu słodko na zamknięte oczko a on sam wydawał się być niesamowicie kruchym stworzeniem.
Nastała głucha cisza, podczas której przechadzał się w tą i z powrotem. W końcu sięgnął po szklankę ognistej.
- Justin ma tydzień…
- chyba śnisz, Snape! – nie wierzyła, że jej mąż ma serce z kamienia. Nie mógł tego zrobić ich jedynemu dziecku.
- daj mi dokończyć kobieto! Justin ma tydzień, żeby nauczyć go, że nie załatwia się swoich pieskich potrzeb na podłodze w salonie, korytarzu czy w kuchni.
- tato! – Justin wbiegł do pokoju rzucając się ojcu w ramiona. Choć Severus dość rzadko okazywał uczucia, teraz połaskotał syna i pogładził po głowie – kocham cię, dziękuję – małe rączki objęły ojca za szyję a ten przyciągnął do siebie kobietę. Razem tworzyli szczęśliwą rodzinę i miało tak zostać na zawsze.


Dziękuję Wam wszystkim za komentarze, za ciepłe słowa, za to, że mimo tak znacznych przerw tutaj trwaliście. Chciałam napisać jeszcze jeden rozdział ale ze względów osobistych połączyłam jego część z epilogiem. 

Muszę Wam powiedzieć, że będzie mi brakować Was jako czytelników i tego bloga! Pojawię się z nowym Sevmione, bardziej przemyślanym i zdecydowanie dłuższym. 

Całuję Was wszystkich! Zaglądajcie tutaj i czekajcie na link do Prologu!

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ XXI

Zdaję sobie sprawę, że dałam ciała na całej linii. Naprawdę zdziwię się, jeśli pojawi się choćby jeden komentarz. Nie czuję już tej weny i mam wrażenie, że rozdział jest wybitnie słaby. Okropny jak smarki trolla szczerze mówiąc. Dlatego też wielkimi krokami zbliżamy się do wielkiego finału. 
Dziękuję Wam za wytrwałość, za to że czekacie i za 20 000 wyświetleń ;o ;*

Pędziła jak oszalała, nie zwracając uwagi na uczniów domu węża, którzy rzucali w jej stronę obraźliwe określenia. I tak nie mogłaby mieć im tego za złe, w końcu co najmniej piątka wylądowała przed chwilą na zimnej posadzce.
- panie ministrze? – wpadła do gabinetu Minerwy jak burza a zaraz za nią wyraźnie zziajany Snape.
„nie moje lata” pomyślał siadając wygodnie w fotelu i stabilizując oddech.
- panno Granger, miło znów panią widzieć – Kingsley puścił oczko brązowookiej i skinął głową w jej stronę. Cała rozpromieniona odwzajemniła ten gest i rozsiadła się w fotelu wskazanym przez McGonagall. Była pewna, że doczekała się dobrych wieści – jak już wspominałem drogiej Minnie – tu zwrócił się w stronę dyrektorki Hogwartu a Hermiona mogłaby przysiąc, że ta się zarumieniła! – posiadamy pewne informacje o miejscu, gdzie w tej chwili przebywa pan Potter. To jeszcze nic pewnego – dodał szybko widząc podnoszącą się z miejsca Gryfonkę – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, cała akcja odbędzie się we wtorek wieczorem.
- akcja? – przeczesała dłonią bujne loki, wpatrując się w ministra ze złością. We wtorek! To tydzień  w ciągu którego mogło się zdarzyć dosłownie wszystko – przecież on może już nie żyć! – wypowiedziała swoje obawy na głos chowając twarz w dłoniach.
- nie bądź niemądra Granger, oczywiście, że nasz złoty chłopiec przeżyje – sarknął Snape i poczuła jego mocny uścisk na swoim ramieniu. Starał się nie wypadać z roli ale zarówno McGonagall jak i Kingsley spojrzeli po sobie z pobłażliwym uśmiechem – mogę wiedzieć co wprawiło was w tak wyśmienity humor?
 Gdyby wzrok mógł zabijać, najpewniej leżeliby już martwi, dlatego na wszelki wypadek przez najbliższą minutę postanowili nie błądzić wzrokiem w pobliżu Severusa.
- zupełnie nic, Severusie, zupełnie nic – Minerwa nie mogła powstrzymać cichego chichotu a Hermiona miała wrażenie, że Mistrz Eliksirów za chwilę zmiażdży jej ramię.
- to boli! – syknęła kierując wściekłe spojrzenie w jego stronę. Natychmiast odpuścił, chowając dłonie w długich rękawach swojej szaty.
- tak czy inaczej, powinniśmy wszystko omówić – odchrząknął czarnoskóry mężczyzna i ciężko westchnął – na tę misję zgłosiło się około trzydziestu siedmiu osób. Dwie z nich odrzuciłem od razu, między innymi Ginewrę Potter.
- trudno się dziwić pańskiemu postępowaniu, ministrze – Hermiona wiedziała, że jej rudowłosa przyjaciółka oddałaby życie za męża, nawet kosztem osierocenia niewinnej kruszynki. Była odważna, jak na Gryfonkę przystało ale i porywcza a ta cecha z całą pewnością nie działała na jej korzyść.
- dziękuję za poparcie. Kolejnym kandydatem, którego zmuszony byłem odrzucić był nie kto inny jak Blaise Zabini.
- słucham?! – Granger prawie udławiła się własną śliną słysząc takie wyznanie. Z jakiego powodu Zabini mógłby się zgłosić na akcję ratowniczą Harry’ego Pottera?! Oni się nie znosili!
- spędza pani czas w gronie przyjaciół, panno Granger? – te słowa kazały się jej głęboko zastanowić i nagle uświadomiła sobie, że od czasu śmierci Ronalda widziała się z przyjacielem dokładnie trzy razy.
Zawstydzona zaczęła się nagle przyglądać swoim paznokciom. Severus zerknął na nią z zaciekawieniem i nagle zrobiło mu się żal tej drobnej, zagubionej brunetki.
- nie – odpowiedziała cicho ale dobitnie. Kingsley patrzył w jej stronę najwyraźniej zaniepokojony tym czego się właśnie dowiedział.
- chciałbym porozmawiać z panią na osobności – wiedziała, że właśnie tak to się skończy, że będzie chciał z nią pomówić – ale dla dobra sprawy pospieszę teraz z wyjaśnieniem. Pan Zabini jest bliskim przyjacielem i dłużnikiem Harry’ego. Zawdzięcza mu swoją wolność – dodał widząc skwaszoną minę brunetki.
Nie miała pojęcia. Nigdy nie wspominał chociażby w liście o tym Ślizgońskim wypierdku, jak zwykła zwać go w myślach za czasów nauki w Hogwarcie.
- panno Granger, proszę wrócić na ziemię – głos Ministra wyrwał ją z zamyślenia a na twarzy dziewczyny pojawiły się rumieńce zdradzające zawstydzenie. Widząc to Severus parsknął niepochamowanym śmiechem, który zręcznie zamaskował udając nagły napad kaszlu. Po raz kolejny tego dnia wymowne spojrzenia dawnej opiekunki domu Lwa i ciemnoskórego mężczyzny, zwróciły wzrok ukrywających się ze swoimi odczuciami „kochanków”
- no co?! – warknęli oboje w tym samym momencie na co Minewra otwarcie wybuchła głośnym, gromkim śmiechem, Shacklebolt chichotał pod nosem wtórując swojej kompance a kilka portretów poruszyło się niespokojnie, czekając z napięciem na dalszy rozwój tej komicznej sytuacji.
- wyjdę stąd dzisiaj w wyśmienitym humorze – oznajmił trzymający się za brzuch Kingsley, starając się złapać chociażby jeden, głęboki oddech.
- i tylko ty – burknął pod nosem Snape spoglądając z ukosa na pannę Granger. Co prawda i jemu całe te zajście wydawało się nieco groteskowe ale nigdy nie pozwoliłby sobie na tak otwartą aprobatę tych śmiechów, to też siedział skrzywiony, czekając aż skończą.
Hermionie z drugiej znowu strony w ogóle nie było do śmiechu. Nie dosyć, że w ogóle nie mogła się skupić, to jeszcze jak się okazało nie miała pojęcia o tym, co dzieje się w życiu jej najlepszego przyjaciela. Czarę goryczy dopełniał fakt, że najwyraźniej Minewra i ten cholerny Minister postanowili urządzić kabaret, w którym główną i zresztą niechcianą rolę grała ona i Snape.
- ja również – wtrąciła się McGonagall a Miona podniosła na nią morderczy wzrok. Ta czym prędzej przybrała na powrót poważną minę ale w kącikach jej oczu nadal dostrzec można było łzy rozbawienia.
Shacklebolt odkaszlnął, żeby uspokoić emocje i kontynuował
- tak więc – nie zaczyna się zdania od tak więc, pomyślała złośliwie Hermiona ale zaraz zebrała się w sobie. Nie mogła znowu znaleźć się w chmurach, co to to nie – z pozostałych trzydziestu pięciu wybrałem piętnastoosobową grupę, która wyruszy na akcję ratowniczą. Szczegóły – tu machnął krótko różdżką i na biurku pojawiły się trzy zwoje pergaminu – są tutaj. Jakiekolwiek zastrzeżenia mogą być konsultowane do niedzieli wieczór. Później nie będzie czasu na zmianę koncepcji. Całą grupę poprowadzi Draco Malfoy.
- Malfoy?! Ta fretka nawet palcem nie ruszy, żeby Harry wrócił cały i zdrowy – zaperzyła się Granger z oburzeniem spoglądając na rozbawioną głowę rządu. Przecież wiedział jakie stosunki panują między Harry’m a Malfoy’em. Czy on już kompletnie postradał zmysły?!
- proszę się uspokoić, panno Granger – zapewniam, że Draco jest jak najbardziej odpowiednią osobą. To jeden z najlepszych aurorów i co więcej, choć sam nie mogłem uwierzyć niezwykle kompetentny a przy tym odpowiedzialny pracownik.
Severus, co uchwyciła kątem oka wypiął dumnie pierś słysząc te słowa pochwały. Przewróciła oczami starając się nie skomentować tego irracjonalnego odruchu i zacisnęła wargi.
- jest pan pewien? – ona nie mogła się przekonać. W takim razie co daje ci prawo do kochania Severusa? Podpowiedział jakiś zgryźliwy głosik w jej głowie. Ja wcale go nie kocham krzyknęła sama do swoich myśli i ignorując zupełnie pełne ironii akurat! Spojrzała z wyczekiwaniem na swojego rozmówce.
- jak najbardziej – w tym momencie zerknął na zegarek i nagle drgnął jakby przypominając sobie o czymś niezwykle istotnym – przepraszam was, ale za – znowu zerknął na prawy nadgarstek na którym spoczywał nowoczesny model mugolskiego Rolex’a. Kosztował pewnie fortunę ale w końcu i pensja głowy państwa nie jest mała – za dwie minuty mam bardzo ważne spotkanie z szefem Departamentu Tajemnic. Wciąż nie możemy dojść do ładu i składu – westchnął i skierował się w stronę kominka – panno Granger? – kiedy odwróciła wzrok w jego stronę wycelował w nią palcem i pogroził po ojcowsku – pojawię się, by z panią porozmawiać jak tylko znajdę godzinkę czy dwie – po czym szybko nabrał garść proszku i machając na pożegnanie zniknął w zielonych płomieniach.
- Hermiono – Minewra rzadko kiedy zwracała się do niej tak bezpośrednio. Wyciągnęła w jej stronę zwiniętą rolkę pergaminu – to dla ciebie. Zapoznajcie się z materiałem. Spotkamy się jutro po obiedzie.
Mistrz Eliksirów z niezadowoloną miną szybko przechwycił swoje notatki i skierował się w stronę drzwi. Nie podobała mu się ta samowolka. Może i chodziło o Potter’a, najlepszego przyjaciela Hermiony i jego…
Właściwie jak ją nazwać?
Te rozmyślania sprawiły, że nim mężczyzna zdążył dotrzeć do drzwi te trzasnęły mu przed nosem. Zniknęła za nimi brązowooka brunetka, która zaprzątała mu głowę.
- Severusie? – odwrócił się w stronę szczerzącej się złośliwie Minewry – razem wyglądacie oszałamiająco.
Rumieńce złości oblały jego ziemiste policzki a oczy pociemniały jeszcze bardziej niż zwykle (jakby w ogóle było to możliwe) i zatańczyły w nich niebezpieczne iskry.
- nie krzyw się tak – upomniała go, najwyraźniej rozbawiona – to szkodzi urodzie.
Nagle Snape uśmiechnął się diabelsko i wolnym krokiem podchodząc do drzwi mruknął
- miejmy nadzieję, że Kingsley docenia twoją oryginalną urodę. I przestarzałą szatę – zamknął za sobą drzwi zanim McGonagall zdążyła do nich doskoczyć. Właściwie nie chciał wiedzieć, co zrobiłaby w tym momencie. Najprawdopodobniej wydrapała oczy.
Z kpiącym uśmieszkiem przemierzył drogę do lochów i skierował się w stronę swojej komnaty. Dochodziła szesnasta, co dawało mu jeszcze dwie godziny wolnego do kolacji. Podszedł do niewielkiej biblioteczki zarezerwowanej specjalnie na mugolskie dzieła. Przejrzał je po raz setny w ciągu tego tygodnia i westchnął głęboko. Musiał wybrać się do niemagicznej części Londynu i wstąpić do jakiejś księgarni.
Szybkim krokiem przemierzył drogę do ubogiej w kolory garderoby i wyciągnął jakieś ubrania kupione w mugolskim centrum handlowym. Z wieszaka zdjął jeszcze skórzaną kurtkę i po pięciu minutach był gotowy. Teleportację uznał za najlepszą formę „transportu”, w końcu nie mógł pozwolić, by jakiś mugol dostał zawału kiedy wyjdzie z kominka w pierwszym lepszym sklepie meblowym.
Teleportacja możliwa była dopiero w okolicach Hogsmeade, tak więc przyodziany w czarny, obcisły t-shirt i bojówki, połączone ze skórzaną kurtką i eleganckimi adidasami udał się na błonia.
Droga zajęła nie dłużej niż piętnaście minut. Chwilę później był już na miejscu. Ruszył zatłoczonymi ulicami Londynu, przeciskając się między ludźmi aż nie natrafił na księgarnię, która przyciągnęła jego spojrzenie.
Uśmiechnął się pod nosem, myśląc o Granger. Z pewnością spodobałaby się jej witryna przepełniona kolorowymi okładkami znanych mugolskich autorów.
Wszedł do środka, rozglądając się uważnie. Niewielkie wnętrze było niezwykle przyjemne dla oka. Ściany w odcieniu chłodnego, jasnego beżu sprawiały nie raziły oka a białe regały wpasowywały się w całość. W rogu stał niewielki, dębowy stoliczek a obok niego znajdował się najwyraźniej wygodny fotel.
Co prawda on nigdy nie udekorowałby tak swojego mieszkania ale Hermiona byłaby zachwycona. Nie było tu zbędnych przedmiotów w jaskrawych kolorach. Wystarczały czerwone, żółte, niebieskie, zielone a nawet złote okładki, ksiąg różnej wielkości i o różnorodnej tematyce.
Podszedł do półki wypełnionej filozoficznymi dziełami Paulo Coelho. Po dokładnej analizie każdego tytułu w niewielkim koszyczku, który wcześniej stał nieopodal drzwi, wylądował „Alchemik”.
- mogę w czymś pomóc? – drobna blondynka przyglądała mu się z zainteresowaniem. Na początku spojrzał na nią spod byka i miał zamiar odburknąć coś w swoim zwykłym, nieuprzejmym tonem ale po chwili zastanowienia odpowiedział gładko
- oczywiście.
To chyba ta mała, bezczelna, arogancka Gryfonka tak na niego działała. Te jej cholerne maniery są zaraźliwe!
Po godzinie wyszedł obładowany książkami. Cóż, pod tym względem nie różnił się zbytnio od Hermiony, która najchętniej wykupiłaby cały sklep.
Nagle wpadł na genialny pomysł. Wcześniej nie miał pojęcia, co mógłby podarować jej na urodziny. Teraz był pewien tego, co przyszło mu do głowy. Będzie zachwycona!
Z tą myślą udał się z powrotem do Zamku.
Nie zdążył dobrnąć do Sali Wejściowej kiedy usłyszał zszokowany głos Hermiony
- SEVERUS?! – widząc jej oczy, które nagle powiększyły się do wielkości spodków kosmicznych miał ochotę wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem. Zamiast tego na jego twarz wpłynął złośliwy uśmieszek.
- co się tak gapisz Granger, zobaczyłaś ducha? – zakpił, lustrując ją od góry do dołu.
Wrażenie jakie zrobił na niej Snape w mugolskich ubraniach było nieporównywalne do niczego, co do tej pory widziała. Do cholery on nawet nago nie wyglądał tak dobrze!
Mogłabym oglądać go takiego na co dzień pomyślała i zaraz zrugała się w myślach. Co też jej strzeliło do głowy! Tylko się spotykali, nikt nie wspominał o poważnym związku i wspólnej przyszłości.
- ziemia do Granger! – Snape widząc jej nieobecny wzrok musiał się naprawdę powstrzymywać przed atakiem humoru.
- tak, tak – wymamrotała dziewczyna, odwracając się i ruszając przed siebie.
Nie komentując jej zachowania, odesłał książki do swojej komnaty i transmutował te mugolskie ciuszki w obszerną, czarną szatę. Do kolacji zostało jeszcze pięć minut. Leniwie ruszył w stronę Wielkiej Sali.
Oby był kurczak
·         * * *
Nie mogła wyjść z podziwu dla idealnego połączenia jakie wybrał Severus. Wyglądał obłędnie. Czarny t-shirt opinał jego umięśniony tors a skórzana kurtka nadawała charakter niegrzecznego chłopca.                                  
Raczej mężczyzny przemknęło jej przez myśl. Gorące, czerwone rumieńce oblały jej twarz. Nie mogła myśleć o nim w ten sposób! Jeśli dalej tak pójdzie najpewniej jutro wyzna mu miłość!
Z tą myślą udała się na kolację. Miała nadzieje, że miejsce obok Minewry będzie wolne.

Tydzień później…
- gdzie on jest?! – wydawała się chodzącą bombą zegarową. Wyruszyli na akcję wczoraj wieczorem i do tej pory ich nie było – minęły już dwa dni!
- spokojnie Hermiono, dotrą tu jeszcze dzisiaj – miejmy nadzieję. Minewra miała złe przeczucia. Mieli wrócić w przeciągu dwunastu godzin, tym czasem minęło ich 48 a ich nadal nie ma – nie martw się.
Ona sama zamartwiała się aż nad to. Ten piekielny Snape musiał się uprzeć! Chciał zgrywać bohatera przed Hermioną i oto cena, którą przyszło im zapłacić.
Zdenerwowana Granger i kolejne luki w planie zajęć. Jeśli dalej tak pójdzie, będzie musiała zatrudnić kolejnego nauczyciela.
Głośny trzask aportacji sprawił, że obie kobiety podskoczyły.
- Severus! – Hermiona rzuciła się w stronę czarnowłosego mężczyzny. Widać było, że kuleje a z wargi ciekła mu krew.
- Granger – naprawdę cieszył się, że wrócił. Ostatnie godziny myślał tylko o tym, żeby ją zobaczyć. Ledwo uniknął zaklęcia uśmiercającego.
- nie czas i miejsce na takie czułości! – usłyszeli głos Potter’a.
- Harry! Na Merlina jak dobrze, że jesteś cały! –Hermiona rzuciła się w ramiona okularnikowi. Poczochrała go po czuprynie i nagle zdała sobie sprawę z tego jak bardzo tęskniła za przyjacielem – tyle musimy nadrobić!
- Najwyraźniej – mruknął patrząc znacząco w stronę Severusa.
Jeszcze raz rozległ się głośny trzask i usłyszeli przerażający krzyk
- Odsuńcie się wszyscy! Zróbcie przejście! – jeden z aurorów niósł pokiereszowane, poranione ciało swojego towarzysza. Krew była wszędzie, lała się na puchaty dywan i kamienną posadzkę, obryzgała obecnych i splamiła ręce najbliższemu.
- może jakoś… - słowa urwały się w połowie, kiedy zobaczyła, że wszystkie mięśnie tego mężczyzny można zobaczyć właściwie na pierwszy rzut oka. Później była już tylko ciemność.



- Granger? – jakiś głos, który znała. Czyj głos? Niepewnie starała się zamrugać powiekami. Wyszło jak wyszło, bo kiedy ostry strumień światła wślizgnął się pod powieki, natychmiast zrezygnowała z prób otwierania ich. Już miała oddać się na powrót w krainę błogiego snu usłyszała ten irytujący głos – cholera Granger, obudź się! Ile można się tak wylegiwać!
No nie! To była wystarczająca motywacja do przebudzenia. Komuś tu trzeba przypomnieć, że do Gryfonki nie zwraca się takim tonem.
Chwila skupienia wystarczyła, by z bólem poruszyć jednym, jedynym paluszkiem u ręki. Później poszło już szybko. Zamrugała gwałtownie i natychmiast zakryła oczy rękoma. Jakaś postać natychmiast przyciemniła całe pomieszczenie.
- Harry? – udało się jej wykrztusić. Chrypa skutecznie to utrudniała.
- Do Potter’a to mi jeszcze daleko – Snape! Jak się cieszyła słysząc jego irytujący głosik. Zdobyła się nawet na delikatny uśmiech. Powoli odzyskiwała zdolność ostrego widzenia.
- Sev? – pierwszy raz użyła takiego zdrobnienia. Spodobało jej się. Mu zresztą też, co potwierdziła trwająca o moment za długo cisza i przyjazne potwierdzenie
- we własnej osobie.
- co się stało?
- cóż, może ty wyjaśnisz mi co się stało. I jak się stało – nigdy nie zwracał się do niej takim tonem. Musiała naprawdę przeskrobać, że zasłużyła na tak nagłą zmianę w jego zachowaniu. Teraz był oschły, wręcz zimny.
- jak to? – nie bardzo rozumiała o czym mowa. Przecież dbała o siebie, o swoje zdrowie.
- Granger, czy mama przeprowadzała z tobą rozmowę o pszczółkach i kwiatkach? – zadrwił sobie mężczyzna. Kompletnie nic z tego nie rozumiała. O co mu chodzi?! Zemdlała na widok krwi a może i skutek zatrucia, bo niedobrze było jej od śniadania a on bezczelnie pyta o sprawy związane ze współżyciem? Głodnemu chleb na myśli ale żeby od razu tak w skrzydle szpitalnym?
- o co ci chodzi, Snape?! – warknęła, zdezorientowana ale nie dane mu było odpowiedzieć. Do Sali wkroczyła Poppy, niosąc w stronę jej łóżka z tuzin eliksirów.
- Gratulacje panno Granger! Chce pani poznać płeć? – zaszczebiotała a Hermiona spojrzała na nią jak na wariatkę. Czy oni wszyscy zgłupieli?! A może dzisiaj prima aprilis?!
- słucham?

- jak to? Nie powiedziałeś jej, Severusie? – dodała oburzonym tonem spoglądając ze złością na niewzruszonego Snape’a. Chociaż… zagryziona warga zdradzała jego zdenerwowanie – jest pani w ciąży, panno Granger. To chłopiec.