Kochani! Zapraszam Was na prolog zupełnie nowej, odmiennej historii. Mam nadzieję, że tym razem nie zawiodę i oprócz regularnie dodawanych rozdziałów będę Was zaskakiwać... ale czyny są lepsze niż słowa, prawda?
Nie będę przedłużać. Liczę na Wasze sugestie i opinie! <3
http://jest-taka-granica.blogspot.com
SEVMIONE - Zdominowani.
Życie Hermiony Granger nie potoczyło się tak jakby sobie tego życzyła - wojna odcisnęła piętno na bliskich dziewczyny oraz na niej samej. Nie wszyscy uchowali się przy życiu ryzykując zdrowie by odbudować świat magii. Jest jednak osoba, która by odkupić swe winy pomoże dziewczynie odnaleźć siebie. A może po drodze oboje znajdą wolność? Notki regularnie co tydzień! O wszelkich zmianach poinformuję.
Nickelback - How You Remind Me
czwartek, 26 listopada 2015
poniedziałek, 2 listopada 2015
NOWY BLOG?
Czy ktoś tutaj jeszcze zagląda? Myślę nad założeniem nowego bloga o tematyce Sevmione i chciałabym poznać Wasze pomysły ;3 Koncepcją jest połączenie Ligi Zabójców z końcem Wojny ;3 Pozdrawiam!
niedziela, 30 sierpnia 2015
Epilog
- nie żartuj sobie Granger, nie założysz tego – Snape wycelował oskarżycielsko palec w swoją wybrankę – jesteś w ciąży.
- nie przesadzaj Snape, nic mi nie będzie – Hermiona wciągnęła przez głowę niebieską sukienkę i przejrzała się w lustrze, skupiając uwagę na zaokrąglonym już brzuszku.
- ściągaj to, kobieto – Snape miał w zwyczaju kręcić nosem na wszystko, co chciała zrobić Hermiona. Mogłaby zapisać dwie rolki pergaminu a i tak nie zmieściłaby wszystkich zakazów. Zaczęła wyliczać w myślach:
Nie wolno mi przebywać w zapełnionych pomieszczeniach, bo nie daj Merlinie ktoś mnie popchnie albo uderzy
Nie wolno mi czytać do późna, bo kiedy jestem zmęczona szkodzę dziecku
Nie mogę założyć sukienki do kolana, bo jeszcze mnie przewieje. Mimo, że mamy czerwiec!
Nie mogę choć raz w tygodniu napić się kawy, choćby łyczka bo przecież to nie jest wskazane
Nie pozwala mi porządnie posprzątać mieszkania, bo się przemęczam. Nawiasem mówiąc zabawnie jest widzieć wielkiego Mistrza Eliksirów tańczącego z miotłą i mopem.
Musiałam przerwać nauczanie w Hogwarcie bo stres działa na mnie niekorzystnie
Śniadanie dostaję codziennie do łóżka i muszę zajadać się znienawidzoną rybą bo jak twierdzi Severus jest ona nadzwyczaj korzystna dla zdrowia
- Granger czy ty mnie w ogóle słuchasz? To jest… - nie dała mu dokończyć, najwyraźniej zniecierpliwiona
- nie chcę słyszeć o tym, że szkodzę dziecku. Za oknem jest dwadzieścia pięć stopni. I przebierz się do cholery, bo nie zdążymy!
Najwyraźniej obrażony mężczyzna skierował się w stronę schodów. Brązowooka odetchnęła z ulgą, spoglądając na zegarek.
Wszystko tak pięknie się układało. Już miała pospieszać Severusa kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Aż podskoczyła ze strachu ale chwilę później krzyknęła
- otworzę! – zastanawiała się kto też mógł ich odwiedzić. Przyjęcie zaręczynowe Percy’ego z egzotycznej urody Inez miało się zacząć już za dwadzieścia minut, tak więc Weasley’owie i państwo Potter na pewno byli na miejscu. Reszta gości niechętnie zjawiała się w tym domu co jak podejrzewała Hermiona miało związek ze znienawidzonym w czasach szkolnych nauczycielem. Zachichotała pod nosem. Przecież nie mogła mieć im tego za złe!
- musiałem się upewnić, że ten stary nietoperz nie zamknął cię jeszcze w lochach – szepnął konspiracyjnie Lee Jordan, bezceremonialnie wpadając do domu. Chwilę później rozkładał się już na kanapie.
- ależ proszę, rozgość się – rzuciła kpiąco Hermiona podśmiewając się w duchu. Wszyscy tak reagowali na wieść, że Hermiona Granger, najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny związała się z najgorszym, najpodlejszym i najmniej lubianym nauczycielem Eliksirów – napijesz się czegoś?
- ognistej – rzucił wesoło chłopak, lustrując Hermionę od stóp do głów – trochę ci się przytyło, co?
Gdyby spojrzenie mogło zabijać pewnie byłby już martwy. Przybrała więc najgroźniejszą minę i założyła ręce na piersiach. W opinii Ginny, wyglądała bardzo dobrze!
- hej, tylko żartowałem! – uniósł ręce w obronnym geście – przebywanie w towarzystwie Snape’a ci nie służy.
- Hermiona! – Snape wydzierał się z pokoju na górze – gdzie moje skarpety?!
- Twoją bieliznę położyłam na pralce, jest świeża! – odkrzyknęła dziewczyna zauważając bezczelny uśmiech swojego gościa – rusz się, Lee na nas czeka!
- A ten tu czego – warknął Snape, najwyraźniej myśląc, że już go nie słyszą.
- jak stare dobre małżeństwo – skomentował, obserwując jak Hermiona podchodzi do barku i powoli zapełnia szklankę, którą po chwili mu podała – tęsknisz za whiskey? – zapytał nagle, spoglądając na nią badawczo – no wiesz, z takim współlokatorem jak Snape, nie pociągnąłbym długo bez kieliszeczka.
- och, daj już spokój. Wcale nie jest taki zły – zaśmiała się melodyjnie, próbując powstrzymać łzy. Takie komentarze zawsze ją rozbrajały, szczególnie w wydaniu tego konkretnego czarodzieja.
- możemy iść – Snape zszedł na dół i spoglądał z niesmakiem na przybyłego – Jordan, nudzi ci się czy po prostu wyrzucili cię z domu?
- właściwie to ja po Hermionę. Wspominała coś o wyprowadzce – wyszczerzył zęby w bezczelnym uśmieszku i spojrzał z ukosa na brązowooką, która w duchu pękała ze śmiechu.
- szkoda, że ty nie wspominałeś o chwili w której wyparował twój mózg – odgryzł się czarnowłosy mężczyzna – Granger, spóźnimy się jeśli on dalej będzie zabierał nasz cenny czas.
- on ma rację, Hermiono. Idziemy – Lee objął ją czule ramieniem a ona modliła się w duchu by Snape nie potraktował go jakąś paskudną klątwą.
10 lat później
- mamo, mamo! Spójrz! – wędrowali właśnie po jednej z mugolskich ulic Londynu, gdzie kupowali ubrania codzienne. Chłopiec wskazał palcem w stronę obskurnego bloku mieszkalnego pod którym przesiadywała zgraja pijaków.
- Justin, mówiłam ci przecież, że nie ładnie wytykać ludzi palcami! – Hermiona spojrzała karcąco na syna i złapała go kurczowo za rękę. Miała nadzieję, że jej nie zaczepią.
- nie mamo, spójrz jeszcze raz! – chłopiec wskazał palcami w stronę bloku. Kobieta wytężyła wzrok i po chwili oniemiała z przerażenia. Pod jednym z okien żałośnie leżał mały, bezbronny psiak. Wyglądał na zagłodzonego a z prawej łapki sączyła się krew. Spojrzała szybko w stronę Justina. Wszelkie wątpliwości zniknęły kiedy zobaczyła łzy spływające po jego policzkach. Była taka dumna z wrażliwości synka. Szybkim krokiem podeszła do budynku i skierowała się w stronę, gdzie leżała psinka.
- Severus mnie zabije – mruknęła kiedy w myślach postanowiła go przygarnąć.
- Paniusiu, nie tak szybko! To mój pies! – warknął jeden z pijanych mężczyzn podnosząc się z betonowych schodków i chwiejnym krokiem maszerując w jej stronę. Odruchowo złapała kurczowo za rękę syna a drugą zgarnęła szczeniaczka, który pisnął żałośnie. Było jej przykro, że musi sprawiać mu ból ale nie mogła go tutaj zostawić.
- pana? – zmierzyła go chłodnym wzrokiem – w takim razie dlaczego jest taki zaniedbany?
- co ty tam możesz wiedzieć, kobieto! Oddawaj psa i wynoś się stąd! – najwyraźniej nie miał zamiaru odpuścić. W duchu przeklinała się za swoją głupotę. W końcu nie wzięła różdżki.
- nie – odparła patrząc wyzywająco w zapite oczy tego odrażającego człowieka.
- posłuchaj no…
- nie, to pan mnie posłucha. Wezmę psa czy się to panu podoba czy też nie. Proszę sobie nie żałować przekleństw – dodała słysząc jak pada słowo kurwa – ale we własnym domu, nie tutaj i nie przy dziecku. Pies to obowiązek, członek rodziny. Nie popychadło, które można zagłodzić.
- żadna baba nie będzie mi mówić, co mam robić z własnym psem i jak ma wyglądać! Ty… - zamachnął się ale stan upojenia był zbyt duży i po chwili wylądował na zimnym chodniku – policzę się z tobą – zaczął się wygrażać a kobieta uśmiechnęła się kpiąco. Żaden z pijaczków pod blokiem nie odzywał się ani słowem. Bali się chyba, że powiadomi policję, która rozgromi tą zakrapianą imprezę.
Wykorzystała ten moment przewagi by się oddalić. Ciągnęła za sobą Justina mając w duchu nadzieje, że syn nie wywróci się z powodu szybkiego tempa.
- musimy zawieźć go do weterynarza.
Kiedy wracali z kliniki syn gładził łebek Aktora. Nazwał go tak, bo stwierdził, że u doktora mimo bólu świetnie udawał, że nic mu nie jest. Nagle zapytał
- tata będzie zły?
Hermiona zmarszczyła czoło. Sama podejrzewała, że Severus nie uśmiechnie się na wieść o zwierzątku ale nie mogła odebrać małemu przyjaciela.
- nie, z całą pewnością nie. Dlaczego o to pytasz, skarbie?
- nie lubi zwierząt – syn zrobił smutną minę a jego oczy po raz kolejny zaszkliły się łzami – nie chcę go oddawać, mamo.
- nie oddasz – zapewniła Justina Hermiona, uśmiechając się pod nosem.
Po drodze zakupili jeszcze cały zestaw dla owego szczeniaczka. Miski, gryzaki, kojec, szelki i smycz a nawet specjalny kocyk, który jak upierał się syn będzie potrzebny, kiedy Aktor zmarznie.
- pamiętaj, że chociaż raz dziennie będziesz go wyprowadzał – po raz kolejny przypomniała Hermiona. Byli już niedaleko domu a entuzjazm syna wprawiał ją w wyśmienity nastrój.
- jesteśmy! – krzyknęła od progu taszcząc ciężką wyprawkę. Weszła do salonu gdzie rzuciła zakupy i rozłożyła kojec – połóż go tutaj – poleciła Justinowi – Aktor nie mógł sam biegać ze względu na złamaną łapkę.
- w końcu, już myślałem, że – wzrok Severusa padł na szczeniaczka – Justin, idź do pokoju, chcę porozmawiać z mamą – polecił. Syn pociągając głośno nosem i ocierając łzy udał się w stronę schodów – sprowadziłaś mi tutaj futrzaka?! – zaczął pretensjonalnie – nie uważasz, że powinniśmy ustalać to razem?!
- otóż nie – odparła całkowicie spokojna kobieta – był sam, ze złamaną łapką, jest wygłodzony. Co miałam zrobić?
- odwieźć go w odpowiednie miejsce! O ile wiem, funkcjonują schroniska!
- Nie chcę o tym słyszeć, Severusie! Justin go znalazł, to jego pies! – Snape spojrzał z niesmakiem w stronę kulącego się szczeniaczka. W duchu musiał przyznać że prezentował się uroczo. Jasnobrązowa maść świetnie kontrastowała ze znakiem szczególnym malca – czarną łatką na oku. Wyglądał komicznie, jak pirat. Uszko opadało mu słodko na zamknięte oczko a on sam wydawał się być niesamowicie kruchym stworzeniem.
Nastała głucha cisza, podczas której przechadzał się w tą i z powrotem. W końcu sięgnął po szklankę ognistej.
- Justin ma tydzień…
- chyba śnisz, Snape! – nie wierzyła, że jej mąż ma serce z kamienia. Nie mógł tego zrobić ich jedynemu dziecku.
- daj mi dokończyć kobieto! Justin ma tydzień, żeby nauczyć go, że nie załatwia się swoich pieskich potrzeb na podłodze w salonie, korytarzu czy w kuchni.
- tato! – Justin wbiegł do pokoju rzucając się ojcu w ramiona. Choć Severus dość rzadko okazywał uczucia, teraz połaskotał syna i pogładził po głowie – kocham cię, dziękuję – małe rączki objęły ojca za szyję a ten przyciągnął do siebie kobietę. Razem tworzyli szczęśliwą rodzinę i miało tak zostać na zawsze.
- nie przesadzaj Snape, nic mi nie będzie – Hermiona wciągnęła przez głowę niebieską sukienkę i przejrzała się w lustrze, skupiając uwagę na zaokrąglonym już brzuszku.
- ściągaj to, kobieto – Snape miał w zwyczaju kręcić nosem na wszystko, co chciała zrobić Hermiona. Mogłaby zapisać dwie rolki pergaminu a i tak nie zmieściłaby wszystkich zakazów. Zaczęła wyliczać w myślach:
Nie wolno mi przebywać w zapełnionych pomieszczeniach, bo nie daj Merlinie ktoś mnie popchnie albo uderzy
Nie wolno mi czytać do późna, bo kiedy jestem zmęczona szkodzę dziecku
Nie mogę założyć sukienki do kolana, bo jeszcze mnie przewieje. Mimo, że mamy czerwiec!
Nie mogę choć raz w tygodniu napić się kawy, choćby łyczka bo przecież to nie jest wskazane
Nie pozwala mi porządnie posprzątać mieszkania, bo się przemęczam. Nawiasem mówiąc zabawnie jest widzieć wielkiego Mistrza Eliksirów tańczącego z miotłą i mopem.
Musiałam przerwać nauczanie w Hogwarcie bo stres działa na mnie niekorzystnie
Śniadanie dostaję codziennie do łóżka i muszę zajadać się znienawidzoną rybą bo jak twierdzi Severus jest ona nadzwyczaj korzystna dla zdrowia
- Granger czy ty mnie w ogóle słuchasz? To jest… - nie dała mu dokończyć, najwyraźniej zniecierpliwiona
- nie chcę słyszeć o tym, że szkodzę dziecku. Za oknem jest dwadzieścia pięć stopni. I przebierz się do cholery, bo nie zdążymy!
Najwyraźniej obrażony mężczyzna skierował się w stronę schodów. Brązowooka odetchnęła z ulgą, spoglądając na zegarek.
Wszystko tak pięknie się układało. Już miała pospieszać Severusa kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Aż podskoczyła ze strachu ale chwilę później krzyknęła
- otworzę! – zastanawiała się kto też mógł ich odwiedzić. Przyjęcie zaręczynowe Percy’ego z egzotycznej urody Inez miało się zacząć już za dwadzieścia minut, tak więc Weasley’owie i państwo Potter na pewno byli na miejscu. Reszta gości niechętnie zjawiała się w tym domu co jak podejrzewała Hermiona miało związek ze znienawidzonym w czasach szkolnych nauczycielem. Zachichotała pod nosem. Przecież nie mogła mieć im tego za złe!
- musiałem się upewnić, że ten stary nietoperz nie zamknął cię jeszcze w lochach – szepnął konspiracyjnie Lee Jordan, bezceremonialnie wpadając do domu. Chwilę później rozkładał się już na kanapie.
- ależ proszę, rozgość się – rzuciła kpiąco Hermiona podśmiewając się w duchu. Wszyscy tak reagowali na wieść, że Hermiona Granger, najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny związała się z najgorszym, najpodlejszym i najmniej lubianym nauczycielem Eliksirów – napijesz się czegoś?
- ognistej – rzucił wesoło chłopak, lustrując Hermionę od stóp do głów – trochę ci się przytyło, co?
Gdyby spojrzenie mogło zabijać pewnie byłby już martwy. Przybrała więc najgroźniejszą minę i założyła ręce na piersiach. W opinii Ginny, wyglądała bardzo dobrze!
- hej, tylko żartowałem! – uniósł ręce w obronnym geście – przebywanie w towarzystwie Snape’a ci nie służy.
- Hermiona! – Snape wydzierał się z pokoju na górze – gdzie moje skarpety?!
- Twoją bieliznę położyłam na pralce, jest świeża! – odkrzyknęła dziewczyna zauważając bezczelny uśmiech swojego gościa – rusz się, Lee na nas czeka!
- A ten tu czego – warknął Snape, najwyraźniej myśląc, że już go nie słyszą.
- jak stare dobre małżeństwo – skomentował, obserwując jak Hermiona podchodzi do barku i powoli zapełnia szklankę, którą po chwili mu podała – tęsknisz za whiskey? – zapytał nagle, spoglądając na nią badawczo – no wiesz, z takim współlokatorem jak Snape, nie pociągnąłbym długo bez kieliszeczka.
- och, daj już spokój. Wcale nie jest taki zły – zaśmiała się melodyjnie, próbując powstrzymać łzy. Takie komentarze zawsze ją rozbrajały, szczególnie w wydaniu tego konkretnego czarodzieja.
- możemy iść – Snape zszedł na dół i spoglądał z niesmakiem na przybyłego – Jordan, nudzi ci się czy po prostu wyrzucili cię z domu?
- właściwie to ja po Hermionę. Wspominała coś o wyprowadzce – wyszczerzył zęby w bezczelnym uśmieszku i spojrzał z ukosa na brązowooką, która w duchu pękała ze śmiechu.
- szkoda, że ty nie wspominałeś o chwili w której wyparował twój mózg – odgryzł się czarnowłosy mężczyzna – Granger, spóźnimy się jeśli on dalej będzie zabierał nasz cenny czas.
- on ma rację, Hermiono. Idziemy – Lee objął ją czule ramieniem a ona modliła się w duchu by Snape nie potraktował go jakąś paskudną klątwą.
10 lat później
- mamo, mamo! Spójrz! – wędrowali właśnie po jednej z mugolskich ulic Londynu, gdzie kupowali ubrania codzienne. Chłopiec wskazał palcem w stronę obskurnego bloku mieszkalnego pod którym przesiadywała zgraja pijaków.
- Justin, mówiłam ci przecież, że nie ładnie wytykać ludzi palcami! – Hermiona spojrzała karcąco na syna i złapała go kurczowo za rękę. Miała nadzieję, że jej nie zaczepią.
- nie mamo, spójrz jeszcze raz! – chłopiec wskazał palcami w stronę bloku. Kobieta wytężyła wzrok i po chwili oniemiała z przerażenia. Pod jednym z okien żałośnie leżał mały, bezbronny psiak. Wyglądał na zagłodzonego a z prawej łapki sączyła się krew. Spojrzała szybko w stronę Justina. Wszelkie wątpliwości zniknęły kiedy zobaczyła łzy spływające po jego policzkach. Była taka dumna z wrażliwości synka. Szybkim krokiem podeszła do budynku i skierowała się w stronę, gdzie leżała psinka.
- Severus mnie zabije – mruknęła kiedy w myślach postanowiła go przygarnąć.
- Paniusiu, nie tak szybko! To mój pies! – warknął jeden z pijanych mężczyzn podnosząc się z betonowych schodków i chwiejnym krokiem maszerując w jej stronę. Odruchowo złapała kurczowo za rękę syna a drugą zgarnęła szczeniaczka, który pisnął żałośnie. Było jej przykro, że musi sprawiać mu ból ale nie mogła go tutaj zostawić.
- pana? – zmierzyła go chłodnym wzrokiem – w takim razie dlaczego jest taki zaniedbany?
- co ty tam możesz wiedzieć, kobieto! Oddawaj psa i wynoś się stąd! – najwyraźniej nie miał zamiaru odpuścić. W duchu przeklinała się za swoją głupotę. W końcu nie wzięła różdżki.
- nie – odparła patrząc wyzywająco w zapite oczy tego odrażającego człowieka.
- posłuchaj no…
- nie, to pan mnie posłucha. Wezmę psa czy się to panu podoba czy też nie. Proszę sobie nie żałować przekleństw – dodała słysząc jak pada słowo kurwa – ale we własnym domu, nie tutaj i nie przy dziecku. Pies to obowiązek, członek rodziny. Nie popychadło, które można zagłodzić.
- żadna baba nie będzie mi mówić, co mam robić z własnym psem i jak ma wyglądać! Ty… - zamachnął się ale stan upojenia był zbyt duży i po chwili wylądował na zimnym chodniku – policzę się z tobą – zaczął się wygrażać a kobieta uśmiechnęła się kpiąco. Żaden z pijaczków pod blokiem nie odzywał się ani słowem. Bali się chyba, że powiadomi policję, która rozgromi tą zakrapianą imprezę.
Wykorzystała ten moment przewagi by się oddalić. Ciągnęła za sobą Justina mając w duchu nadzieje, że syn nie wywróci się z powodu szybkiego tempa.
- musimy zawieźć go do weterynarza.
Kiedy wracali z kliniki syn gładził łebek Aktora. Nazwał go tak, bo stwierdził, że u doktora mimo bólu świetnie udawał, że nic mu nie jest. Nagle zapytał
- tata będzie zły?
Hermiona zmarszczyła czoło. Sama podejrzewała, że Severus nie uśmiechnie się na wieść o zwierzątku ale nie mogła odebrać małemu przyjaciela.
- nie, z całą pewnością nie. Dlaczego o to pytasz, skarbie?
- nie lubi zwierząt – syn zrobił smutną minę a jego oczy po raz kolejny zaszkliły się łzami – nie chcę go oddawać, mamo.
- nie oddasz – zapewniła Justina Hermiona, uśmiechając się pod nosem.
Po drodze zakupili jeszcze cały zestaw dla owego szczeniaczka. Miski, gryzaki, kojec, szelki i smycz a nawet specjalny kocyk, który jak upierał się syn będzie potrzebny, kiedy Aktor zmarznie.
- pamiętaj, że chociaż raz dziennie będziesz go wyprowadzał – po raz kolejny przypomniała Hermiona. Byli już niedaleko domu a entuzjazm syna wprawiał ją w wyśmienity nastrój.
- jesteśmy! – krzyknęła od progu taszcząc ciężką wyprawkę. Weszła do salonu gdzie rzuciła zakupy i rozłożyła kojec – połóż go tutaj – poleciła Justinowi – Aktor nie mógł sam biegać ze względu na złamaną łapkę.
- w końcu, już myślałem, że – wzrok Severusa padł na szczeniaczka – Justin, idź do pokoju, chcę porozmawiać z mamą – polecił. Syn pociągając głośno nosem i ocierając łzy udał się w stronę schodów – sprowadziłaś mi tutaj futrzaka?! – zaczął pretensjonalnie – nie uważasz, że powinniśmy ustalać to razem?!
- otóż nie – odparła całkowicie spokojna kobieta – był sam, ze złamaną łapką, jest wygłodzony. Co miałam zrobić?
- odwieźć go w odpowiednie miejsce! O ile wiem, funkcjonują schroniska!
- Nie chcę o tym słyszeć, Severusie! Justin go znalazł, to jego pies! – Snape spojrzał z niesmakiem w stronę kulącego się szczeniaczka. W duchu musiał przyznać że prezentował się uroczo. Jasnobrązowa maść świetnie kontrastowała ze znakiem szczególnym malca – czarną łatką na oku. Wyglądał komicznie, jak pirat. Uszko opadało mu słodko na zamknięte oczko a on sam wydawał się być niesamowicie kruchym stworzeniem.
Nastała głucha cisza, podczas której przechadzał się w tą i z powrotem. W końcu sięgnął po szklankę ognistej.
- Justin ma tydzień…
- chyba śnisz, Snape! – nie wierzyła, że jej mąż ma serce z kamienia. Nie mógł tego zrobić ich jedynemu dziecku.
- daj mi dokończyć kobieto! Justin ma tydzień, żeby nauczyć go, że nie załatwia się swoich pieskich potrzeb na podłodze w salonie, korytarzu czy w kuchni.
- tato! – Justin wbiegł do pokoju rzucając się ojcu w ramiona. Choć Severus dość rzadko okazywał uczucia, teraz połaskotał syna i pogładził po głowie – kocham cię, dziękuję – małe rączki objęły ojca za szyję a ten przyciągnął do siebie kobietę. Razem tworzyli szczęśliwą rodzinę i miało tak zostać na zawsze.
Dziękuję Wam wszystkim za komentarze, za ciepłe słowa, za to, że mimo tak znacznych przerw tutaj trwaliście. Chciałam napisać jeszcze jeden rozdział ale ze względów osobistych połączyłam jego część z epilogiem.
Muszę Wam powiedzieć, że będzie mi brakować Was jako czytelników i tego bloga! Pojawię się z nowym Sevmione, bardziej przemyślanym i zdecydowanie dłuższym.
Całuję Was wszystkich! Zaglądajcie tutaj i czekajcie na link do Prologu!
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
ROZDZIAŁ XXI
Zdaję sobie sprawę, że dałam ciała na całej linii. Naprawdę zdziwię się, jeśli pojawi się choćby jeden komentarz. Nie czuję już tej weny i mam wrażenie, że rozdział jest wybitnie słaby. Okropny jak smarki trolla szczerze mówiąc. Dlatego też wielkimi krokami zbliżamy się do wielkiego finału.
Dziękuję Wam za wytrwałość, za to że czekacie i za 20 000 wyświetleń ;o ;*
Dziękuję Wam za wytrwałość, za to że czekacie i za 20 000 wyświetleń ;o ;*
Pędziła jak oszalała, nie zwracając uwagi na uczniów domu
węża, którzy rzucali w jej stronę obraźliwe określenia. I tak nie mogłaby mieć
im tego za złe, w końcu co najmniej piątka wylądowała przed chwilą na zimnej
posadzce.
- panie ministrze? – wpadła do gabinetu Minerwy jak burza a
zaraz za nią wyraźnie zziajany Snape.
„nie moje lata” pomyślał siadając wygodnie w fotelu i
stabilizując oddech.
- panno Granger, miło znów panią widzieć – Kingsley puścił
oczko brązowookiej i skinął głową w jej stronę. Cała rozpromieniona
odwzajemniła ten gest i rozsiadła się w fotelu wskazanym przez McGonagall. Była
pewna, że doczekała się dobrych wieści – jak już wspominałem drogiej Minnie –
tu zwrócił się w stronę dyrektorki Hogwartu a Hermiona mogłaby przysiąc, że ta
się zarumieniła! – posiadamy pewne informacje o miejscu, gdzie w tej chwili
przebywa pan Potter. To jeszcze nic pewnego – dodał szybko widząc podnoszącą
się z miejsca Gryfonkę – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, cała akcja
odbędzie się we wtorek wieczorem.
- akcja? – przeczesała dłonią bujne loki, wpatrując się w
ministra ze złością. We wtorek! To tydzień w ciągu którego mogło się zdarzyć
dosłownie wszystko – przecież on może już nie żyć! – wypowiedziała swoje obawy
na głos chowając twarz w dłoniach.
- nie bądź niemądra Granger, oczywiście, że nasz złoty
chłopiec przeżyje – sarknął Snape i poczuła jego mocny uścisk na swoim
ramieniu. Starał się nie wypadać z roli ale zarówno McGonagall jak i Kingsley
spojrzeli po sobie z pobłażliwym uśmiechem – mogę wiedzieć co wprawiło was w
tak wyśmienity humor?
Gdyby wzrok mógł
zabijać, najpewniej leżeliby już martwi, dlatego na wszelki wypadek przez
najbliższą minutę postanowili nie błądzić wzrokiem w pobliżu Severusa.
- zupełnie nic, Severusie, zupełnie nic – Minerwa nie mogła
powstrzymać cichego chichotu a Hermiona miała wrażenie, że Mistrz Eliksirów za
chwilę zmiażdży jej ramię.
- to boli! – syknęła kierując wściekłe spojrzenie w jego
stronę. Natychmiast odpuścił, chowając dłonie w długich rękawach swojej szaty.
- tak czy inaczej, powinniśmy wszystko omówić – odchrząknął
czarnoskóry mężczyzna i ciężko westchnął – na tę misję zgłosiło się około
trzydziestu siedmiu osób. Dwie z nich odrzuciłem od razu, między innymi Ginewrę
Potter.
- trudno się dziwić pańskiemu postępowaniu, ministrze –
Hermiona wiedziała, że jej rudowłosa przyjaciółka oddałaby życie za męża, nawet
kosztem osierocenia niewinnej kruszynki. Była odważna, jak na Gryfonkę
przystało ale i porywcza a ta cecha z całą pewnością nie działała na jej
korzyść.
- dziękuję za poparcie. Kolejnym kandydatem, którego
zmuszony byłem odrzucić był nie kto inny jak Blaise Zabini.
- słucham?! – Granger prawie udławiła się własną śliną
słysząc takie wyznanie. Z jakiego powodu Zabini mógłby się zgłosić na akcję
ratowniczą Harry’ego Pottera?! Oni się nie znosili!
- spędza pani czas w gronie przyjaciół, panno Granger? – te
słowa kazały się jej głęboko zastanowić i nagle uświadomiła sobie, że od czasu
śmierci Ronalda widziała się z przyjacielem dokładnie trzy razy.
Zawstydzona zaczęła się nagle przyglądać swoim paznokciom.
Severus zerknął na nią z zaciekawieniem i nagle zrobiło mu się żal tej drobnej,
zagubionej brunetki.
- nie – odpowiedziała cicho ale dobitnie. Kingsley patrzył w
jej stronę najwyraźniej zaniepokojony tym czego się właśnie dowiedział.
- chciałbym porozmawiać z panią na osobności – wiedziała, że
właśnie tak to się skończy, że będzie chciał z nią pomówić – ale dla dobra
sprawy pospieszę teraz z wyjaśnieniem. Pan Zabini jest bliskim przyjacielem i
dłużnikiem Harry’ego. Zawdzięcza mu swoją wolność – dodał widząc skwaszoną minę
brunetki.
Nie miała pojęcia. Nigdy nie wspominał chociażby w liście o
tym Ślizgońskim wypierdku, jak zwykła zwać go w myślach za czasów nauki w
Hogwarcie.
- panno Granger, proszę wrócić na ziemię – głos Ministra
wyrwał ją z zamyślenia a na twarzy dziewczyny pojawiły się rumieńce zdradzające
zawstydzenie. Widząc to Severus parsknął niepochamowanym śmiechem, który
zręcznie zamaskował udając nagły napad kaszlu. Po raz kolejny tego dnia wymowne
spojrzenia dawnej opiekunki domu Lwa i ciemnoskórego mężczyzny, zwróciły wzrok
ukrywających się ze swoimi odczuciami „kochanków”
- no co?! – warknęli oboje w tym samym momencie na co
Minewra otwarcie wybuchła głośnym, gromkim śmiechem, Shacklebolt chichotał pod
nosem wtórując swojej kompance a kilka portretów poruszyło się niespokojnie,
czekając z napięciem na dalszy rozwój tej komicznej sytuacji.
- wyjdę stąd dzisiaj w wyśmienitym humorze – oznajmił
trzymający się za brzuch Kingsley, starając się złapać chociażby jeden, głęboki
oddech.
- i tylko ty – burknął pod nosem Snape spoglądając z ukosa
na pannę Granger. Co prawda i jemu całe te zajście wydawało się nieco groteskowe
ale nigdy nie pozwoliłby sobie na tak otwartą aprobatę tych śmiechów, to też
siedział skrzywiony, czekając aż skończą.
Hermionie z drugiej znowu strony w ogóle nie było do
śmiechu. Nie dosyć, że w ogóle nie mogła się skupić, to jeszcze jak się okazało
nie miała pojęcia o tym, co dzieje się w życiu jej najlepszego przyjaciela.
Czarę goryczy dopełniał fakt, że najwyraźniej Minewra i ten cholerny Minister
postanowili urządzić kabaret, w którym główną i zresztą niechcianą rolę grała
ona i Snape.
- ja również – wtrąciła się McGonagall a Miona podniosła na
nią morderczy wzrok. Ta czym prędzej przybrała na powrót poważną minę ale w
kącikach jej oczu nadal dostrzec można było łzy rozbawienia.
Shacklebolt odkaszlnął, żeby uspokoić emocje i kontynuował
- tak więc – nie
zaczyna się zdania od tak więc, pomyślała złośliwie Hermiona ale zaraz
zebrała się w sobie. Nie mogła znowu znaleźć się w chmurach, co to to nie – z
pozostałych trzydziestu pięciu wybrałem piętnastoosobową grupę, która wyruszy
na akcję ratowniczą. Szczegóły – tu machnął krótko różdżką i na biurku pojawiły
się trzy zwoje pergaminu – są tutaj. Jakiekolwiek zastrzeżenia mogą być
konsultowane do niedzieli wieczór. Później nie będzie czasu na zmianę
koncepcji. Całą grupę poprowadzi Draco Malfoy.
- Malfoy?! Ta fretka nawet palcem nie ruszy, żeby Harry
wrócił cały i zdrowy – zaperzyła się Granger z oburzeniem spoglądając na
rozbawioną głowę rządu. Przecież wiedział jakie stosunki panują między Harry’m
a Malfoy’em. Czy on już kompletnie postradał zmysły?!
- proszę się uspokoić, panno Granger – zapewniam, że Draco
jest jak najbardziej odpowiednią osobą. To jeden z najlepszych aurorów i co
więcej, choć sam nie mogłem uwierzyć niezwykle kompetentny a przy tym
odpowiedzialny pracownik.
Severus, co uchwyciła kątem oka wypiął dumnie pierś słysząc
te słowa pochwały. Przewróciła oczami starając się nie skomentować tego
irracjonalnego odruchu i zacisnęła wargi.
- jest pan pewien? – ona nie mogła się przekonać. W takim razie co daje ci prawo do kochania
Severusa? Podpowiedział jakiś
zgryźliwy głosik w jej głowie. Ja wcale
go nie kocham krzyknęła sama do swoich myśli i ignorując zupełnie pełne
ironii akurat! Spojrzała z
wyczekiwaniem na swojego rozmówce.
- jak najbardziej – w tym momencie zerknął na zegarek i
nagle drgnął jakby przypominając sobie o czymś niezwykle istotnym – przepraszam
was, ale za – znowu zerknął na prawy nadgarstek na którym spoczywał nowoczesny
model mugolskiego Rolex’a. Kosztował pewnie fortunę ale w końcu i pensja głowy
państwa nie jest mała – za dwie minuty mam bardzo ważne spotkanie z szefem
Departamentu Tajemnic. Wciąż nie możemy dojść do ładu i składu – westchnął i
skierował się w stronę kominka – panno Granger? – kiedy odwróciła wzrok w jego
stronę wycelował w nią palcem i pogroził po ojcowsku – pojawię się, by z panią
porozmawiać jak tylko znajdę godzinkę czy dwie – po czym szybko nabrał garść proszku
i machając na pożegnanie zniknął w zielonych płomieniach.
- Hermiono – Minewra rzadko kiedy zwracała się do niej tak
bezpośrednio. Wyciągnęła w jej stronę zwiniętą rolkę pergaminu – to dla ciebie.
Zapoznajcie się z materiałem. Spotkamy się jutro po obiedzie.
Mistrz Eliksirów z niezadowoloną miną szybko przechwycił
swoje notatki i skierował się w stronę drzwi. Nie podobała mu się ta samowolka.
Może i chodziło o Potter’a, najlepszego przyjaciela Hermiony i jego…
Właściwie jak ją nazwać?
Te rozmyślania sprawiły, że nim mężczyzna zdążył dotrzeć do
drzwi te trzasnęły mu przed nosem. Zniknęła za nimi brązowooka brunetka, która
zaprzątała mu głowę.
- Severusie? – odwrócił się w stronę szczerzącej się
złośliwie Minewry – razem wyglądacie oszałamiająco.
Rumieńce złości oblały jego ziemiste policzki a oczy
pociemniały jeszcze bardziej niż zwykle (jakby w ogóle było to możliwe) i
zatańczyły w nich niebezpieczne iskry.
- nie krzyw się tak – upomniała go, najwyraźniej rozbawiona
– to szkodzi urodzie.
Nagle Snape uśmiechnął się diabelsko i wolnym krokiem
podchodząc do drzwi mruknął
- miejmy nadzieję, że Kingsley docenia twoją oryginalną
urodę. I przestarzałą szatę – zamknął za sobą drzwi zanim McGonagall zdążyła do
nich doskoczyć. Właściwie nie chciał wiedzieć, co zrobiłaby w tym momencie.
Najprawdopodobniej wydrapała oczy.
Z kpiącym uśmieszkiem przemierzył
drogę do lochów i skierował się w stronę swojej komnaty. Dochodziła szesnasta,
co dawało mu jeszcze dwie godziny wolnego do kolacji. Podszedł do niewielkiej
biblioteczki zarezerwowanej specjalnie na mugolskie dzieła. Przejrzał je po raz
setny w ciągu tego tygodnia i westchnął głęboko. Musiał wybrać się do niemagicznej
części Londynu i wstąpić do jakiejś księgarni.
Szybkim krokiem przemierzył drogę
do ubogiej w kolory garderoby i wyciągnął jakieś ubrania kupione w mugolskim
centrum handlowym. Z wieszaka zdjął jeszcze skórzaną kurtkę i po pięciu
minutach był gotowy. Teleportację uznał za najlepszą formę „transportu”, w
końcu nie mógł pozwolić, by jakiś mugol dostał zawału kiedy wyjdzie z kominka w
pierwszym lepszym sklepie meblowym.
Teleportacja możliwa była dopiero
w okolicach Hogsmeade, tak więc przyodziany w czarny, obcisły t-shirt i
bojówki, połączone ze skórzaną kurtką i eleganckimi adidasami udał się na
błonia.
Droga zajęła nie dłużej niż
piętnaście minut. Chwilę później był już na miejscu. Ruszył zatłoczonymi
ulicami Londynu, przeciskając się między ludźmi aż nie natrafił na księgarnię,
która przyciągnęła jego spojrzenie.
Uśmiechnął się pod
nosem, myśląc o Granger. Z pewnością spodobałaby się jej witryna przepełniona
kolorowymi okładkami znanych mugolskich autorów.
Wszedł do środka,
rozglądając się uważnie. Niewielkie wnętrze było niezwykle przyjemne dla oka.
Ściany w odcieniu chłodnego, jasnego beżu sprawiały nie raziły oka a białe
regały wpasowywały się w całość. W rogu stał niewielki, dębowy stoliczek a obok
niego znajdował się najwyraźniej wygodny fotel.
Co prawda on nigdy
nie udekorowałby tak swojego mieszkania ale Hermiona byłaby zachwycona. Nie
było tu zbędnych przedmiotów w jaskrawych kolorach. Wystarczały czerwone,
żółte, niebieskie, zielone a nawet złote okładki, ksiąg różnej wielkości i o
różnorodnej tematyce.
Podszedł do półki
wypełnionej filozoficznymi dziełami Paulo Coelho. Po dokładnej analizie każdego
tytułu w niewielkim koszyczku, który wcześniej stał nieopodal drzwi, wylądował
„Alchemik”.
- mogę w czymś
pomóc? – drobna blondynka przyglądała mu się z zainteresowaniem. Na początku
spojrzał na nią spod byka i miał zamiar odburknąć coś w swoim zwykłym,
nieuprzejmym tonem ale po chwili zastanowienia odpowiedział gładko
- oczywiście.
To chyba ta mała,
bezczelna, arogancka Gryfonka tak na niego działała. Te jej cholerne maniery są
zaraźliwe!
Po godzinie wyszedł
obładowany książkami. Cóż, pod tym względem nie różnił się zbytnio od Hermiony,
która najchętniej wykupiłaby cały sklep.
Nagle wpadł na
genialny pomysł. Wcześniej nie miał pojęcia, co mógłby podarować jej na
urodziny. Teraz był pewien tego, co przyszło mu do głowy. Będzie zachwycona!
Z tą myślą udał się
z powrotem do Zamku.
Nie zdążył dobrnąć
do Sali Wejściowej kiedy usłyszał zszokowany głos Hermiony
- SEVERUS?! – widząc
jej oczy, które nagle powiększyły się do wielkości spodków kosmicznych miał
ochotę wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem. Zamiast tego na jego twarz wpłynął
złośliwy uśmieszek.
- co się tak gapisz
Granger, zobaczyłaś ducha? – zakpił, lustrując ją od góry do dołu.
Wrażenie jakie
zrobił na niej Snape w mugolskich ubraniach było nieporównywalne do niczego, co
do tej pory widziała. Do cholery on nawet nago nie wyglądał tak dobrze!
Mogłabym oglądać go takiego na co dzień pomyślała i zaraz zrugała
się w myślach. Co też jej strzeliło do głowy! Tylko się spotykali, nikt nie
wspominał o poważnym związku i wspólnej przyszłości.
- ziemia do Granger!
– Snape widząc jej nieobecny wzrok musiał się naprawdę powstrzymywać przed
atakiem humoru.
- tak, tak –
wymamrotała dziewczyna, odwracając się i ruszając przed siebie.
Nie komentując jej
zachowania, odesłał książki do swojej komnaty i transmutował te mugolskie
ciuszki w obszerną, czarną szatę. Do kolacji zostało jeszcze pięć minut.
Leniwie ruszył w stronę Wielkiej Sali.
Oby był kurczak
·
* * *
Nie
mogła wyjść z podziwu dla idealnego połączenia jakie wybrał Severus. Wyglądał
obłędnie. Czarny t-shirt opinał jego umięśniony tors a skórzana kurtka nadawała
charakter niegrzecznego chłopca.
Raczej mężczyzny przemknęło jej przez
myśl. Gorące, czerwone rumieńce oblały jej twarz. Nie mogła myśleć o nim w ten
sposób! Jeśli dalej tak pójdzie najpewniej jutro wyzna mu miłość!
Z
tą myślą udała się na kolację. Miała nadzieje, że miejsce obok Minewry będzie
wolne.
Tydzień
później…
-
gdzie on jest?! – wydawała się chodzącą bombą zegarową. Wyruszyli na akcję
wczoraj wieczorem i do tej pory ich nie było – minęły już dwa dni!
-
spokojnie Hermiono, dotrą tu jeszcze dzisiaj – miejmy nadzieję. Minewra miała złe przeczucia. Mieli wrócić w
przeciągu dwunastu godzin, tym czasem minęło ich 48 a ich nadal nie ma – nie
martw się.
Ona
sama zamartwiała się aż nad to. Ten piekielny Snape musiał się uprzeć! Chciał
zgrywać bohatera przed Hermioną i oto cena, którą przyszło im zapłacić.
Zdenerwowana
Granger i kolejne luki w planie zajęć. Jeśli dalej tak pójdzie, będzie musiała
zatrudnić kolejnego nauczyciela.
Głośny
trzask aportacji sprawił, że obie kobiety podskoczyły.
-
Severus! – Hermiona rzuciła się w stronę czarnowłosego mężczyzny. Widać było,
że kuleje a z wargi ciekła mu krew.
-
Granger – naprawdę cieszył się, że wrócił. Ostatnie godziny myślał tylko o tym,
żeby ją zobaczyć. Ledwo uniknął zaklęcia uśmiercającego.
-
nie czas i miejsce na takie czułości! – usłyszeli głos Potter’a.
-
Harry! Na Merlina jak dobrze, że jesteś cały! –Hermiona rzuciła się w ramiona
okularnikowi. Poczochrała go po czuprynie i nagle zdała sobie sprawę z tego jak
bardzo tęskniła za przyjacielem – tyle musimy nadrobić!
-
Najwyraźniej – mruknął patrząc znacząco w stronę Severusa.
Jeszcze
raz rozległ się głośny trzask i usłyszeli przerażający krzyk
-
Odsuńcie się wszyscy! Zróbcie przejście! – jeden z aurorów niósł
pokiereszowane, poranione ciało swojego towarzysza. Krew była wszędzie, lała
się na puchaty dywan i kamienną posadzkę, obryzgała obecnych i splamiła ręce
najbliższemu.
-
może jakoś… - słowa urwały się w połowie, kiedy zobaczyła, że wszystkie mięśnie
tego mężczyzny można zobaczyć właściwie na pierwszy rzut oka. Później była już
tylko ciemność.
-
Granger? – jakiś głos, który znała. Czyj głos? Niepewnie starała się zamrugać
powiekami. Wyszło jak wyszło, bo kiedy ostry strumień światła wślizgnął się pod
powieki, natychmiast zrezygnowała z prób otwierania ich. Już miała oddać się na
powrót w krainę błogiego snu usłyszała ten irytujący głos – cholera Granger,
obudź się! Ile można się tak wylegiwać!
No
nie! To była wystarczająca motywacja do przebudzenia. Komuś tu trzeba
przypomnieć, że do Gryfonki nie zwraca się takim tonem.
Chwila
skupienia wystarczyła, by z bólem poruszyć jednym, jedynym paluszkiem u ręki.
Później poszło już szybko. Zamrugała gwałtownie i natychmiast zakryła oczy
rękoma. Jakaś postać natychmiast przyciemniła całe pomieszczenie.
-
Harry? – udało się jej wykrztusić. Chrypa skutecznie to utrudniała.
-
Do Potter’a to mi jeszcze daleko – Snape! Jak się cieszyła słysząc jego
irytujący głosik. Zdobyła się nawet na delikatny uśmiech. Powoli odzyskiwała
zdolność ostrego widzenia.
-
Sev? – pierwszy raz użyła takiego zdrobnienia. Spodobało jej się. Mu zresztą
też, co potwierdziła trwająca o moment za długo cisza i przyjazne potwierdzenie
-
we własnej osobie.
-
co się stało?
-
cóż, może ty wyjaśnisz mi co się stało. I jak się stało – nigdy nie zwracał się
do niej takim tonem. Musiała naprawdę przeskrobać, że zasłużyła na tak nagłą
zmianę w jego zachowaniu. Teraz był oschły, wręcz zimny.
-
jak to? – nie bardzo rozumiała o czym mowa. Przecież dbała o siebie, o swoje
zdrowie.
-
Granger, czy mama przeprowadzała z tobą rozmowę o pszczółkach i kwiatkach? –
zadrwił sobie mężczyzna. Kompletnie nic z tego nie rozumiała. O co mu chodzi?!
Zemdlała na widok krwi a może i skutek zatrucia, bo niedobrze było jej od
śniadania a on bezczelnie pyta o sprawy związane ze współżyciem? Głodnemu chleb
na myśli ale żeby od razu tak w skrzydle szpitalnym?
-
o co ci chodzi, Snape?! – warknęła, zdezorientowana ale nie dane mu było
odpowiedzieć. Do Sali wkroczyła Poppy, niosąc w stronę jej łóżka z tuzin
eliksirów.
-
Gratulacje panno Granger! Chce pani poznać płeć? – zaszczebiotała a Hermiona
spojrzała na nią jak na wariatkę. Czy oni wszyscy zgłupieli?! A może dzisiaj
prima aprilis?!
-
słucham?
-
jak to? Nie powiedziałeś jej, Severusie? – dodała oburzonym tonem spoglądając
ze złością na niewzruszonego Snape’a. Chociaż… zagryziona warga zdradzała jego
zdenerwowanie – jest pani w ciąży, panno Granger. To chłopiec.
piątek, 15 maja 2015
ROZDZIAŁ XX
Cześć! Przyznaję, stęskniłam się za tym blogiem i mimo, że wena nadal mnie nie rozpiera to dzisiaj usiadłam i skleciłam coś, żeby znowu tutaj być! O dziwo, nie wyszło mi tak masakrycznie jak myślałam, że wyjdzie.
Jesteście tu jeszcze? Odezwijcie się. Ja wracam! ;*
Rozdział dedykowany wszystkim, którzy ze mną zostali!
Minerwa krzątała się po zamku, wszędzie szukając brązowookiej brunetki, niestety bezskutecznie. Jej uwadze nie umknęła też nieobecność Severusa, który zazwyczaj przesiadywał w lochach albo wyżywał się na kolejnym trzecioroczniaku z Gryffindoru, którego uważał za totalnego głąba.
Najwyraźniej zniknęli gdzieś razem. Zresztą, nie pierwszy raz - pomyślała kobieta zaciskając usta w wąską kreskę. Nie, żeby miała coś przeciwko chociaż odczuwała skrajną irytację na myśl o tej wypierającej się wszelkich uczuć dwójce osłów, jak zwykła ich nazywać.
Snape'a mogła jeszcze zrozumieć. Udaje zimnego drania, jest cyniczny i oschły a w każde zdanie wkłada przynajmniej litr jadu. Severus kojarzył się jej z Kobrą Królewską, chociaż usłyszała już, że bliżej mu do czarnej mamby czy nietoperza.
Ale Hermiona? Inteligenta, delikatna i wrażliwa dziewczyna. Uwielbiana przez uczniów i radę pedagogiczną. Trzeba było jednak przyznać, że ma pazurki i charakterek.
- Nie chciałabym jej podpaść - zachichotała, przypominając sobie Hermionę na piątym roku. Przechodziła akurat korytarzem, kiedy usłyszała jakiś podniesiony głos. Zaniepokojona podeszła bliżej, chcąc zapobiec ewentualnej bójce. Jakże się zdziwiła kiedy ujrzała... pannę Granger ustawiającą do pionu Freda i Georga Weasley'ów! Kulili się pod jej wzrokiem! Tylko raz widziała tak przestraszonych Weasley'ów. Stłukli ulubiony wazon Molly, eksperymentując przy jednym ze swoich magicznych wynalazków.
Właściwie, co powiedzieliby Artur i Molly? Co pomyśleliby sobie uczniowie, gdyby dowiedzieli się co łączy tę dwójkę? Najpewniej obrzuciliby Hermionę błotem. Nie obyłoby się rzecz jasna bez nieprzyjemnych docinków na temat tłustych włosów i krzywego nosa Severus'a.
Cóż, o włosy rzeczywiście mógłby zadbać - pomyślała zgryźliwie Minerwa.
Rozejrzała się po raz ostatni i zrezygnowana skierowała się w stronę gabinetu, kiedy przed oczyma przemknęła jej drobna postać, łudząco przypominająca dziewczynę.
Zaraz za nią przez drzwi wejściowe wkroczył znienawidzony Mistrz Eliksirów i jakby dla potwierdzenia opinii uczniów z miejsca obsztorcował Puchona z piątego roku.
- Uważaj jak łazisz! - warknął a na korytarzu zrobiło się nienaturalnie cicho. Kilka ciekawskich odwróciło się w jego stronę - minus dziesięć punktów dla Huffelpuff'u! - Puchoni jęknęli a Snape odwrócił się w stronę gapiów - a wy co?! Znikać stąd!
Wszyscy w tempie błyskawicy kontynuowali wycieczkę na śniadanie a Minerwa rada z takiego obrotu sytuacji dogoniła pannę Granger.
- Hermiono! - zasapana złapała dziewczynę za ramię. Jej błąd. Hermiona podskoczyła i z zaskoczenia pisnęła cicho. Cóż, efekt uboczny wojny - pomyślała zrezygnowana dyrektorka. Nie ona jedna reagowała takim niepokojem. Chwilę później przybrała wątpliwą maskę beztroski pod którą ukrywała swój zły humor i wszelkie zmartwienia - jutro o jedenastej masz spotkanie z Ministrem Magii. Chciałam cię tylko uprzedzić.
- Kingsley pojawi się w Hogwarcie?
- Przyznam, że tak jak ty, jestem zaskoczona - przytaknęła Minerwa widząc szok na twarzy Gryfonki - chodzi o Harry'ego - dodała już ciszej a dziewczyna kiwnęła porozumiewawczo głową.
- Co z zajęciami? - zapytała tylko.
- Zastąpię cię - oznajmiła a dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Nie spodziewała się, zwykle zastępstwa przyjmował Snape - nie patrz tak! Severus będzie tam razem z tobą - wyjaśniła, domyślając się o co chodzi Hermionie. Wszystkie zmartwienia i troski spadły na Hermionę jak grom z jasnego nieba i nagle poczuła, że nie ochoty ani tym bardziej siły na nic. Jak za czasów wojny. Wtedy często odczuwała tego typu bezsilność, brak woli życia, brak chęci do walki.
- Pójdę już - wymamrotała patrząc gdzieś w głąb korytarza.
- Odprowadzę cię. Też idę na śniadanie - zaczęła Minerwa.
- Nie trzeba, nie jestem głodna - mruknęła kierując się w drugą stronę.
Minerwa złapała ją za rękaw szaty i pociągnęła z całych sił w stronę Wielkiej Sali. Zdawała się nie zauważać głośnych protestów i powtarzanego jak mantrę zdania 'nie jestem głodna!'
Odetchnęła z ulgą kiedy okazało się, że Hermiona poskubała trochę sałatki i zjadła tosta. W końcu mogła porozmawiać z Severusem. Na szczęście przyjął to z niejaką obojętnością typową dla jego osoby. Jedyne co niepokoiło Minerwę to fakt, że oboje wiedzieli, że maczał w tym palce. Po wtargnięciu potwora przyszedł do jej gabinetu... rozmawiali tak długo, aż za oknem zaczęło świtać. Kiedy w końcu opuścił pomieszczenie, McGonagall załamała ręce i przymknęła powieki. Nie mogła uwierzyć w to do czego się posunął jej przyjaciel i współpracownik za którego jakby nie patrzeć, odpowiadała.
Patrząc z perspektywy czasu Minnie zdała sobie sprawę, że Snape zawsze rozmawiał z Albusem. Do niej przyszedł po raz pierwszy i co najważniejsze, był trzeźwy.
Ale ona nie mogła sobie z tym poradzić ot tak, po prostu. Do południa radziła się portretu Albusa Dumbledore'a. Był jej powiernikiem i pomógł pojąć powagę sytuacji w jakiej znalazł się Severus. Musiał się ratować, musiał grać. Poprosiła go tylko o jedno i miała nadzieję, że posłucha
- Nie zrań Hermiony - wiedziała, że musi dokończyć dzieła, które zaczął ale miała naiwną nadzieję, że może uda mu się to wszystko zorganizować tak, żeby Zakon mógł ją jak najszybciej wydostać.
Hermiona cały dzień nie myślała o niczym innym jak o jutrzejszej wizycie Ministra. Znali się, lepiej niż mógłby przypuszczać przeciętny obywatel ale tutaj chodziło o jej najlepszego przyjaciela. O męża Ginny. O brata jej zmarłego narzeczonego. Narzeczonego, którego zabił jej kochanek. Kochanek, któremu wybaczyła. Ale zapomnienie nie przychodziło. Ulga się nie pojawiała. Nie mogła stracić Harry'ego. To byłby cios prosto w serce. To byłoby zaciśniecie pętli na szyi.
- Pani profesor? - zaczepił ją Enzo, jeden z najlepszych uczniów z jakimi miała okazję współpracować - mógłbym zostawić wypracowanie?
- Tak, oczywiście - roztargniona wzięła pergamin i mechanicznie zamknęła go w torbie, którą nosiła przewieszoną przez ramię. Zawsze miała w niej książkę, którą akurat czytała w każdej wolnej chwili - Enzo! - zatrzymała go kiedy wychodził - zaczekaj chwile.
Zebrała myśli i odetchnęła głęboko.
- za miesiąc odbędzie się turniej, do którego jesteś typowany - oznajmiła i uniosła do góry kąciki ust kiedy zobaczyła entuzjazm chłopaka. Przypominał jej... ją samą - szczegóły omówię z tobą pod koniec tygodnia. Zgadasz się? - zapytała choć doskonale zdawała sobie sprawę z odpowiedzi.
- Oczywiście! - uradowany chłopak już się palił do tego zadania i wiedziała, że w tym momencie wyobraża sobie wygraną jak ona niegdyś - dziękuję, pani profesor! - prawie zasalutował a ona zaniosła się śmiechem. Prawdziwym, niewymuszonym, dźwięcznym.
- Granger? - w tej samej chwili do sali wkroczył Snape. Nie zwracając uwagi na ucznia stojącego koło biurka Hermiony, uniósł wysoko brwi patrząc na nią jak na wariatkę. No tak, w końcu przy nim dawno się tak nie śmiała - przestań rżeć i rusz się. Spotkanie z Ministrem przełożono.
- Na kiedy? - brunetka skoczyła na równe nogi. Dopiero po chwili opanowała się na tyle, by powiedzieć cokolwiek innego. Enzo za to taktownie wyszedł z sali lekcyjnej.
- Za chwilę.
- Tak, oczywiście - roztargniona wzięła pergamin i mechanicznie zamknęła go w torbie, którą nosiła przewieszoną przez ramię. Zawsze miała w niej książkę, którą akurat czytała w każdej wolnej chwili - Enzo! - zatrzymała go kiedy wychodził - zaczekaj chwile.
Zebrała myśli i odetchnęła głęboko.
- za miesiąc odbędzie się turniej, do którego jesteś typowany - oznajmiła i uniosła do góry kąciki ust kiedy zobaczyła entuzjazm chłopaka. Przypominał jej... ją samą - szczegóły omówię z tobą pod koniec tygodnia. Zgadasz się? - zapytała choć doskonale zdawała sobie sprawę z odpowiedzi.
- Oczywiście! - uradowany chłopak już się palił do tego zadania i wiedziała, że w tym momencie wyobraża sobie wygraną jak ona niegdyś - dziękuję, pani profesor! - prawie zasalutował a ona zaniosła się śmiechem. Prawdziwym, niewymuszonym, dźwięcznym.
- Granger? - w tej samej chwili do sali wkroczył Snape. Nie zwracając uwagi na ucznia stojącego koło biurka Hermiony, uniósł wysoko brwi patrząc na nią jak na wariatkę. No tak, w końcu przy nim dawno się tak nie śmiała - przestań rżeć i rusz się. Spotkanie z Ministrem przełożono.
- Na kiedy? - brunetka skoczyła na równe nogi. Dopiero po chwili opanowała się na tyle, by powiedzieć cokolwiek innego. Enzo za to taktownie wyszedł z sali lekcyjnej.
- Za chwilę.
piątek, 20 marca 2015
zawieszenie?
Witam jeśli ktokolwiek jeszcze tu zagląda. Z przykrością musze napisać, że blog chyba zostanie zawieszony. Czuje, że nie mam dla kogo pisać i kompletnie brak mi weny. Pozdrawiam.
poniedziałek, 9 marca 2015
Zapytanie
Cześć. Jak wcześniej wspominałam nad jednym z rozdziałów ostatnio nagromadziło mi się od groma problemów osobistych z którymi nijak nie mogę sobie poradzić. Jednakże piszę i piszę, tworząc sobie jakąś odskocznie tak, że dziennie mam gotowy jeden rozdział i miniaturkę.
Może nie są najlepsze ale proponuję tydzień ze mną. Codziennie przez tydzień będę dodawała nowe rozdziały lub miniaturki Sevmione. Co Wy na to?
Życzę Wam dobrej nocy ;*
Może nie są najlepsze ale proponuję tydzień ze mną. Codziennie przez tydzień będę dodawała nowe rozdziały lub miniaturki Sevmione. Co Wy na to?
Życzę Wam dobrej nocy ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)