Nickelback - How You Remind Me

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział XV

Cześć! Rozdział mam nadzieję, że odpowiedniej długości (wiem, że pojawiały się już dłuższe ale kolejny liczy około 25 stron) - teraz pojawiać się będą tylko dłuższe. Nie bijcie za błędy! I koniecznie powiedzcie co o tym myślicie. Nie jest zbyt chaotycznie? Pozdrawiam! ;*

- Przez chwilę myślałam, że... - nieznajomy a właściwie znajomy wprawił ją w prawdziwe osłupienie. Objęło jej myślenie do tego stopnia, że nie była w stanie wydusić z siebie chociażby jednego, krótkiego słówka przy czym zbliżając się nieco do tego wizualnie bliskiego jej człowieka potknęła się jeszcze o dywan i od upadku uratował ją jedynie refleks. W końcu spadła jak kot na cztery łapy.
- Że co? -Spojrzał z politowaniem. Bezustannie świdrował ją intensywnym spojrzeniem oczekując napadu furii, histerii czy czegokolwiek co spotykało wszystkich biednych, naiwnych mężczyzn, którzy mieli to nieszczęście narazić się zirytowanej czarownicy. Nic jednak nie wskazywało na przejawy agresji, wręcz przeciwnie.
- Jesteś... wyglądasz jak... przypominasz mi... - nie mogła się wysłowić. Mężczyzna średniego wzrostu, szczupły ale wysportowany, czarne, potargane we wszystkie strony włosy i zielone, aż zbyt znajome oczy.
- Harry'ego Pottera? - podpowiedział uśmiechając się przy tym tak szyderczo, że kobieta zaczęła rozważać, czy oby nie doszukała się właśnie pierwszych syndromów informujących, że w jej pokoju, przed jej kominkiem, głaszcząc ukochanego kota rozkłada się właśnie psychopata przebrany za jej przyjaciela.
- Ale on nie stroi takich błazeńskich minek. Tę zdolność przypisywałabym raczej Fretce - mruknęła przywołując w myślach Dracona, aroganckiego Ślizgona, który przez siedem lat zanim ulotnił się gdzieś po Wojnie, nękał ją i zaczepiał skutecznie psując jej humor. Nie mogła się przecież cieszyć, że w minach godnych właśnie takiego nadętego egoisty widzi twarz Harry'ego.
- Ach tak - przybysz wstał tym razem przybierając nadąsaną minę i skrzyżował ręce na piersiach. - może usiądziesz? - zaproponował i w głowie Hermiony nagle pojaśniało. Rozmawia sobie spokojnie z osobą, która rzuciła na jej pokój zaklęcia ochronne tak, by oddzielić ich konwersację od całej reszty cywilizowanego świata i przyjaciół, którzy w razie zagrożenia mogliby ją obronić? I to chyba on steruje demonem?
- Steruje to raczej kiepskie określenie - uśmiechnął się dodając nutkę ironii. Zupełnie niepotrzebnej zresztą.
- Powiedziałam to na głos? - złapała się za usta a oczy stały się wielkie jak galeony. Rozbawiła tym mężczyznę, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał. Był zimny, twardy i profesjonalny. Reputacji nie mogła mu zepsuć jakaś szlamowata Gryfonka. Rzecz jasna reputacji niezawodnego zabójcy, manipulatora i mściciela bo jakby nie patrzeć Harry Potter na którego imieniu żerował przeobrażając się na stałe w okularnika - reputacje miał niezniszczalną i o solidnych argumentach. To znacznie ułatwiało brudną robotę - no i prawie nigdy nie był podejrzany.

Przyjrzał się jeszcze dziewczynie wyczekującej na jego odpowiedź. Brązowe, lśniące włosy układające się w delikatne fale, czekoladowe tęczówki, które mogłyby stopić lód w sercu największego twardziela i kobieciarza, oliwkowa cera bez skazy i pełne, malinowe usta strącały trzeźwe myślenie na boczne tory. Nie mógł się skupić. Nie przy tej dziewczynie. Ale i nie mógł pozwolić, by to zauważyła. O nie, nie, nie. Trzeba wziąć się w garść.
- Nie musiałaś - szepnął dodając groźnie pobrzmiewające nutki. Nie dała się zwieść ani nawet przestraszyć. Przeciwnie. Roześmiała się perliście odrzucając włosy do tyłu. Tyle, że nie był to śmiech jakim obdarzała przyjaciół. Zawierał w sobie potężną dawkę rozczarowania i nawet jemu zrobiło się głupio. Poczuł chęć wytłumaczenia się ale ona nie dała mu dojść do słowa. Spojrzenie stało się nieprzenikliwe a ona sama tonem zimnym i nie znoszącym sprzeciwu zażądała
- Odwołaj swojego stwora.

Grał na zwłokę.
- Stwora? Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Owszem, masz doskonałe pojęcie. I zrobisz co mówię.
- Bo co?
- Bo nie dożyjesz rana - uśmiechnęła się słodko. Nie potrafił teraz przebić bariery w jej głowie, nie potrafił odczytać jej myśli, zamiarów, intencji. Podejrzewał, że nie mogą być czyste skoro aż tak głęboko je schowała.

I dzięki Merlinowi, że zrezygnował z dalszych prób łamania tych barier. Bo nikt prócz samej zainteresowanej nie mógł wiedzieć, że ona najzwyczajniej w świecie blefuje.

- Ależ Hermiono - ręce ''niby'' Harry'ego opadły w geście poddania i cała magia jakiej poddana została dziewczyna decydując się na raczej mało efektowne wejście do jej własnego dormitorium - przecież jestem Harry. Tylko Harry. - otworzyła szerzej oczy, teraz pełne zdumienia. Może i ten człowiek znał już zbyt wiele szczegółów ale skąd mógł wiedzieć o słowach, które były skierowane do Gajowego w dniu jego jedenastych urodzin kiedy Hagrid we własnej osobie dorobił świński ogonek Dudley'owi i przekazał z czego chłopak naśmiewał się razem z olbrzymem całymi miesiącami. Dokładnie pamiętała jak denerwowała ją powtarzana w koło historia o nieco otyłym dzieciaku, którego załatwiono parasolką.
- PRZESTAŃ! - wrzasnęła i rzuciła się z piąstkami na zielonookiego. Zasiał w niej ziarno zwątpienia. Nie chciała wierzyć, że to właśnie jest jej przyjaciel. Nie mógł nim być. Ten stał niewzruszony kiedy czarownica okładała jego tors ciosami.
- A myślałem, że uderzysz w twarz - kobieta zamachnęła się z całej siły przypominając sobie incydent z trzeciej klasy i już po chwili Harry, który (miała nadzieję) Harry'm nie był trzymał się za obolałą szczękę - kurwa, mój błąd. Dobry prawy sierpowy - zauważył a w jego głosie dało się wyczuć nutkę zadowolenia. Tylko... zadowolenia z czego? No ale nie było czasu, żeby się nad tym zastanowić. Już po chwili zadał pytanie, które prawie zwaliło ją z nóg i bynajmniej nie z wrażenia. Raczej ze strachu.
- Słyszałaś już o Severusie? - w tym miejscu zaśmiał się tak paskudnie jak tylko było to możliwe i ten że śmiech przypominał jej o czarnoksiężniku, którego imienia bali się wszyscy. Bali się, choć jak wiadomo strach przed imieniem zwiększa strach przed tym kto je nosi. I bali się na próżno, bo owy straszliwy czarnoksiężnik zginął pokonany przez siedemnastolatka, wybrańca, męża Ginewry Weasley i jej najlepszego przyjaciela.
- Nie - nie umknęło mu, że jej głos zadrżał kiedy tak zaprzeczała. Och, jak bardzo cieszyła go jej niepewność i zawahanie.
- Cóż - wycedził te słowa przywołując złośliwy uśmieszek. Hermiona patrzyła w twarz bliskiego jej Gryfona i nie mogła doszukać się w niej żadnych znajomych cech. Żadnych pozytywnych reakcji. Kompletnie nic. - mógłbym przekazać ci parę istotnych informacji - tutaj popatrzył na nią znacząco - oczywiście nie za darmo - położył nacisk na te słowa.

W kobiecie aż się zagotowało. Nie za darmo? Co do Merlina znaczy ''darmo'' albo ''nie darmo''? Cholerny, niewyżyty zboczeniec w przebraniu Harry'ego! Och, niech tylko się dowie. Trzeba by go zlikwidować, zamknąć, unieszkodliwić najlepiej dzisiaj, zaraz, teraz - myślała gorączkowo a jej policzki przybierały odcień godny zawstydzonemu Ronaldowi.
- Spieprzaj - wywarczała i już miała zamachnąć się po raz kolejny w jego stronę kiedy ten uniósł ręcę w obronnym geście.
- Ej, EJ KOBIETO SPOKOJNIE! - zatrzymała pięść tuż przy jego twarzy - nie to miałem na myśli - teraz już całkowicie ją opuściła i mrucząc coś pod nosem założyła ręce na piersi.

Nawet ta urocza złość, co więcej nawet uderzenie nie osłabiło jego myśli. Nadal podobała mu się jej aparycja i ten diabelski charakterek. Pfu, diabelski! Iście Gryfoński.
- Tak? - warknęła przybierając wrogą postawę - a niby co miałeś na myśli? - nie wiedziała po co prowadzi tę konwersację ale czuła, że to potrzebne, że dowie się czegoś naprawdę ważnego.
- Chcę, żebyś mi coś dała. Coś co należy do Severusa Snape'a.
- Niby co? - tym razem była zdziwiona. - ja nie mam niczego, co mogłoby być jego własnością.
- Jesteś pewna? - zaczęła się zastanawiać ale za nic w świecie niczego nie mogła sobie przypomnieć. No chyba, że...
Złapała się za drobny, złoty amulet, który podarował jej tak niedawno. Ale po co zwykły, nic nie warty talizman kopii jej najlepszego przyjaciela?
- Tak, właśnie o to mi chodzi, Hermiono.
- Chyba żartujesz. - żachnęła się.
- To nie jest zwykły amulet...
- Skąd wiesz co to jest i skąd możesz wiedzieć, że ja określam go mianem zwykłego?! Przecież ci tego nie powiedziałam!
- Mówiłem ci już, nie musisz mówić. - zdenerwowana tupnęła nogą czym wywołała uśmiech u rozmówcy.
- To jak?
- No... no dobrze - westchnęła nakładając wszelkie bariery na swój umysł i postanowiwszy niezachwiane skupienie usiadła. Gdyby dowiedział się, że wcale nie ma zamiaru oddać talizmanu, nigdy nie wydusiłby z siebie słowa. A ona chciała wiedzieć.
-  Pamiętasz dzień w którym zmarł Ronald? - zaczął i zaczął zupełnie nie tak jak powinien. Widział to po jej minie i spojrzeniu zranionej sarny.
- Bo co? - zupełnie go zaszokowała taką bojową odpowiedzią. Myślał już, że się rozpłacze.
- Pamiętasz? - postanowił więc kłaść na to nacisk.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - upomniała go.
- Ty zrobiłaś to pierwsza - ucichła - poza tym, droga damo nie przystoi ci wymądrzać się w towarzystwie.
- Też mi towarzystwo.
- Też mi dama
- Jesteś gorszy od Severusa
- PAMIĘTASZ?!
- A JAK MIAŁABYM NIE?! - najwyraźniej się wkurzyła - pomyślał kiedy kobieta poczerwieniała. - TO BYŁ MÓJ NARZECZONY KRETYNIE!
- Owszem, był. A jego śmierć nie była wypadkiem.
- Co? Jak to? Przecież,,, przecież policja... dowody..
- Policjanci byli pod silnym działaniem imperiusa.
- Nie wierzę ci.
- Przedstawię dowody.
- Nie, nie trzeba.
- A więc? - podszedł do niej i przykrył dłonią jej małą, zgrabną rączkę. Początkowo chciała się wyrwać ale zaraz potem poczuła dziwny prąd i przenikające zimno. Nagle wszystko pociemniało.

* * * ~ * * *
- No, no, no - zimny głos odbijał się od ścian ciemnego pomieszczenia. - kogo my tu mamy - roześmiał się - nieudolny wiewiór, Weasley.

Twarzy oprawcy nie było widać, za to Rudowłosego Gryfona doskonale. Zapadnięta, na policzkach zaschnięta krew, podarte łachmany i mściwy wyraz twarzy.
- Harry się dowie - odpowiedział hardo, choć głos łamał mu się pod wpływem tortur jakich doznał dzisiejszego dnia.
- Harry Potter, Ronald Weasley i twoja żałosna narzeczona, pani mądralińska - mruczał zadowolony, upajając się złością jaką wywoływał w Rudzielcu.
- NIE MÓW TAK O HERMIONIE! - wrzasnął szarpiąc kajdany.
- Bo co mi zrobisz, Weasley? Wiesz, zawsze byłeś nieudolny. Już w pierwszej klasie, kiedy zobaczyłem cię w ławce razem z tym Potterem - prawie wypluł to nazwisko - tak bardzo podobnym do swego ojca, wiedziałem, że jesteś ciamajdą. Nawet Longbotton odpukać, był lepszy od ciebie. Nawet on.
- Łżesz! - twarz mężczyzny wykrzywiała się w bólu, słowa kata godziły w niego mocniej niż klątwy. Zawsze starał się być dobry. Tak, jasne był wybuchowy, może nawet agresywny ale starał się z tym walczyć. Podejmował próby ulepszenia samego siebie.
- Ja nigdy nie kłamie, Weasley - twarz mężczyzny wynurzyła się z mroku i teraz jak na dłoni widać było pokryte głębokimi bliznami policzki, haczykowaty nos i długie włosy ale rysy twarzy nadal się rozmywały, tak że nie sposób było je zobaczyć. - żal mi podnosić różdżki na bezmózga, którego oddałaby własna matka.

Po policzkach rudzielca spływały gorące łzy wielkości ziaren grochu a w oczach szalały bolesne ogniki. Wiedział już, że umrze. Że odda życie i pozwoli zapolować na swoich przyjaciół. Przecież to nie mogło się skończyć inaczej.
- Może i Panna-wiem-to-wszystko jak zwykli ją nazywać uczniowie domu Węża była piekielnie dobrą czarownicą i miała łeb nie od parady za to tyłka i innych - tu roześmiał się jakby właśnie usłyszał genialny żart - narządów nie potrafiła upilnować.
- KŁAMIESZ! NIE MÓW TAK O NIEJ! - nie miał już siły krzyczeć ale musiał bronić jej honoru. Nie mógł w nią zwątpić i nieważne ile trwałyby tortury, musiał je przetrwać sam, tu i teraz. I musiał zginąć z pewnością, że nie dał splamić honoru narzeczonej.

Każda rana, ból jaki zadał mu oprawca była niczym w porównaniu do tego, co będzie musiała przeżyć Hermiona kiedy dowie się o jego śmierci. Ale jednego był pewien do samego końca.
- To się na tobie zemści, Smarkerusie - po tym zdaniu głowa opadła mu bezwładnie na prawe ramie a oczy odbijały pustkę.

* * * ~ * * *

Wyrywała się, krzyczała ile sił w płucach ale to wszystko na nic. Nieznajomy puścił jej rękę i wpatrywał się w nią oczekując reakcji.
- to nie prawda! - szlochała drapiąc sobie ręce z nerwów - to wszystko kłamstwo!
- Skoro właśnie tak wolisz to odbierać - odrzekł spokojnym tonem i odwrócił się do niej plecami - jeszcze przyjdę po to, co do mnie należy - po tych słowach zniknął tak jakby rozpłynął się w powietrzu.

Nie wiedziała ile czasu leżała tak bezwiednie na dywanie patrząc w sufit i wypłakując sobie oczy. Ron! Jej Ron, narzeczony, przyjaciel, zabity przez Snape'a! Tego samego cholernego śmierciożercę, który gnębił ich trójkę przez sześć lat! Tego obleśnego mężczyznę, który zabijał i gwałcił a któremu ona wybaczyła.

Nie miała sił na nic. Czuła że zapadła się w niej cała nadzieja, cała chęć do życia, do istnienia. Mogłaby zginąć. Mogłaby tu i teraz.

Nagle wstąpiła w nią wściekłość, która zastąpiła łzy. Chciała iść. Chciała ale nie wiedziała dokąd. Jej drobne ciało trzęsło się jakby własnie teleportowała się na Syberię mimo tego, że było rozpalone. Jej myśli krążyły wokół najgorszych historii i scenariuszy. Chciała zemsty na tym człowieku. Powolnej i nieprzerwanej, słodkiej. Chciała zemsty i miała zamiar ją dostać.

Wybiegła na korytarz, nie myśląc do końca o tym co właśnie robi i gdzie zamierza pójść. Nie zważając na swoje kroki wpadła na kogoś. Zatrzymała się dopiero wtedy kiedy zorientowała się, że to te same, tłuste, czarne włosy.
- bitwa zakończona - widziała jak głęboko wciągnął i wypuścił powietrze. Pewnie myślał, że nic nie wie. Zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem i głosem całkowicie już obojętnym dodała - mam nadzieję, że zdechniesz, Snape - i nie patrząc na niego, pobiegła pomóc swoim bliskim. W końcu ktoś na pewno był ranny.

* * *
- Minnie? - Molly Weasley nie wiedziała co dzieje się wokół niej. Hermiona szlochając ukrywała się w ramionach Ginewry i rozmawiały o czymś półgłosem, McGonagall właśnie naprawiała stary kredens w którym Snape uwielbiał rozstawiać setki niepotrzebnych nikomu mikstur a większość młodziaków siedziało opartych o ścianę. Jedni trzymali się kurczowo za poparzone miejsca, inni natomiast nie bardzo przejmowali się swoim stanem.
Minerwa odwróciła się błyskawicznie i nie zważając na resztę porozbijanych mebli od razu skoczyła w stronę Pani Weasley
- wszystko w porządku? Coś cię boli? Głowa? Czujesz nogi?
Dobroduszna kobieta zaśmiała się nad wyraz dziewczęco jak na jej wiek i odpowiedziała równie wesoło
- oczywiście, kochana.
- Ale nie schodź z noszy, musi cię obejrzeć Pani Pomfrey - ta nie słuchając jej już wcale wpatrywała się teraz w zaczerwienioną i zapłakaną Mionę. Nie mogła pojąć dlaczego ta mała tak płacze. Przecież nikt nie odniósł pokaźnych ran. A przynajmniej miała taką nadzieję. - Słyszysz mnie, Molly? - najwyraźniej dyrektorka ciągle coś do niej mówiła. Pokiwała z przekonaniem głową i zaraz poczuła, że ktoś wciska jej w usta jakiś eliksir po którym zanim zdążyła otworzyć usta, po prostu odpłynęła.


- Co jest z Mioną? - dopytywał się szeptem Fred kiedy ta odeszła by złożyć końcowy raport dawnej nauczycielce Transmutacji.
- Cóż, przechodzi mały... jakby to ująć... kryzys. - Ginny spojrzała w stronę brązowookiej. Miały do zarobienia sporo zaległości i to tylko przez jej głupotę. Jak mogła w ogóle pomyśleć o niej i o Harry'm w TYM sensie. Sama nie wiedziała o co dokładnie chodzi. Hermiona nie była w stanie wymusić jakiegoś racjonalnego zdania, które przeszłoby jej przez gardło więc zrozumiała tylko pojedyncze wyrazy jak 'Snape' i 'dupek'. To akurat nie było żadnym zdziwieniem, bo chyba każdy kto miał z nim chociaż jedną lekcje eliksirów, ba! Nawet nie lekcję, wystarczyło, że spotkał go gdzieś na korytarzu wiedział, że Snape jest dupkiem o tłustych włosach i krzywym nosie.
Ale teraz? Najwyraźniej dał się we znaki Gryfonce.
- Ma pecha, musi go widywać codziennie - Ginewra jęknęła na tę myśl i chciała jeszcze raz przyjrzeć się dawno nie widzianej przyjaciółce ale ta znikła.
- Ginny? - McGonagall zmierzała teraz w jej stronę. - Hermiona źle się czuje. Złożyła raport i kazała przekazać ci to - tu wręczyła Rudowłosej kopertę i odwróciła się, by ostatecznie zakończyć porządki.
Nie minął nawet kwadrans kiedy wszyscy członkowie Zakonu, którzy nie trafili pod skrzydła nieco przerażającej pielęgniarki usłyszeli
- Skończone! Ginewra zaprasza Was na kolację!

Dało się słyszeć śmiechy starszych członków i szmer zadowolonych z siebie młodziaków. Tylko Ginny Weasley cały czas miała w głowie zrozpaczoną Gryfonkę.

* * *

Po jakimś czasie podniosła atmosfera nieco opadła i szyscy ze smakiem zajadali się kolacją podaną przez najmłodszą latorośl Weasley’ów tak, że Ginewra, która uwijała się jak w ukropie a mimo to nie nadążała z podawaniem tostów i naleśników z  owocami.
- Mmm, przepyszne, Ginn. Muszę częściej wpadać tu na kolację – rozpływała się Alice. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem i grzecznie podziękowała, chichocząc w myślach. Co jak co ale była przekonana, że Fred nie miałby zupełnie nic przeciwko. Jak on na nią patrzył! Całkiem w ten sposób w jaki ona patrzyła na Harry’ego kiedy ten po raz pierwszy zjawił się w Norze. Miał nawet takie rumieńce! Kiedy spostrzegł, że młodsza siostra przygląda się mu z rozbawioną miną nagle odwrócił wzrok i przeprosił wszystkich twierdząc, że jest zmęczony i przecież już późno po czym szybko opuścił mieszkanie siostry.
Spojrzała na zegarek i westchnęła zastanawiając się gdzie właściwie podziewa się jej mąż o tak późnej porze. Obiecał wrócić przed kolacją ale jak do tej pory nie dawał żadnych znaków życia co zresztą było dość nietypowe bo Potter cenił sobie takie spotkania i zawsze z uśmiechem siadał do stołu. Można nawet powiedzieć, że jako pierwszy pałaszował pierwszą porcję, zupełnie jak kiedyś Ron w tempie błyskawicznym połykając wszystko, co zostało podane. Czasami śmiała się z niego, przypominając mu o zgorszonej minie, jaką przywoływała Miona za każdym razem kiedy widziała, jak ktokolwiek stołuje się w ten mało apetyczny sposób ale okularnik nic sobie z tego nie robił
- Kochanie, nikt nie oparłby się takim zapachom. A mogę zapewnić, że smak jeszcze lepszy! – zwykł mawiać nadziewając na widelec kolejny kawałek kurczaka czy zajadając się naleśnikami z czekoladą.
Rozmyślania Ginewry i zresztą nie tylko rozmyślania przerwał trzask w kominku.
- Harry, wróciłeś! – krzyknęła Rudowłosa odwracając się w tamtą stronę i natychmiast zrzedła jej mina. Podobnie jak innym – spostrzegła czując, że dobra atmosfera prysła właśnie jak bańka mydlana.

- GDZIE JEST GRANGER?! – ryknął Snape zataczając się przy tym i upuszczając butelkę Ognistej. Większość zebranych ze zdumienia otworzyła szeroko buzię i tylko Minewra zdawała się zachowywać rozsądek. Severusowi wyraźnie nie spodobało się nagłe milczenie imprezowiczów bo tak samo chwiejnym krokiem podszedł do stołu i powtórzył, a raczej wyryczał swoje pytanie po raz kolejny – PYTAM SIĘ, GDZIE JEST GRANGER!
- Uspokój się, Snape – odezwała się McGonagall wstając gwałtownie. Czuła, że z tej dyskusji czy też może wtargnięcia nie wyniknie nic pozytywnego.
- NIE! – mężczyzna uderzył pięścią w stół tak, że parę talerzy pospadało z niego wywołując huk i tym samym powodując, że zaproszeni mężczyźni zerwali się na równe nogi wyciągając różdżki i celując w stronę Czarnowłosego.
- Tutaj jej nie ma, Snape – warknął Alric, najbardziej zbuntowany nastolatek jakiemu pozwolono na przystąpienie do rozbudowanej sieci Zakonu.
- TY! – Snape zwrócił się w stronę płomiennowłosej i wycelował w nią różdżką – Ty na pewno wiesz, gdzie jest teraz ta mała smarkula!
- Otóż nie – Ginewra naprawdę siliła się na spokój ale ten opuścił ją całkowicie kiedy znienawidzony nauczyciel podbiegł do niej i złapał za kołnierzyk szaty potrząsając nią i wykrzykując jakieś niezrozumiałe słowa.
- Tego już za wiele, Severusie! – teraz to Artur wstał od stołu, podnosząc głos. – natychmiast puść moją córkę! – czarne jak dwa żuki oczy skierowały się w stronę czarodzieja – wyjdź z  tego domu – wskazał palcem na drzwi i marszcząc groźnie brwi czekał, aż pijany czarodziej zabierze się z mieszkania jego córeczki.
- Ja muszę wiedzieć, gdzie ona jest – nie dawał za wygraną charcząc i wypijając na raz cały kieliszek szampana, którego zagarnął sobie ze stołu.
- Tego już za wiele – Artur, zwykle spokojny człowiek o anielskiej cierpliwości teraz wglądał, jakby właśnie dostał apopleksji. Gdyby nie Minewra McGonagall, która położyła mu dłoń na ramieniu tym samym dając znak, że załatwi to sama nie wiadomo jakie byłyby skutki tej nagłej wizyty pijanego nietoperza.

Nawiasem mówiąc, wszyscy doznali ciężkiego szoku. Snape? Ponury, bezlitosny facet z wiecznie ale to wiecznie tłustą głową  pijany? To nie mogło być prawdą. Ale jak widać, nawet mity można obalić.
- Dosyć tego, Severusie – Minewra wyrwała mężczyźnie kolejny kieliszek tym samym narażając się na złowrogie spojrzenie z jego strony – wracamy do Zamku.
- Nigdzie nie wracam – jak zwykle naburmuszony Mistrz Eliksirów zachowywał się teraz jak dziecko. Założył ręce na piersi i oparł się o kominek wyrażając swój sprzeciw a żeby spotęgować ten (jak myślał) przerażający efekt jego wystąpienia, przywołał na twarz grymas i wykrzywił znacząco wargi. Teraz już znaczna część towarzystwa zaczęła chichotać i nawet Minnie nie mogła powstrzymać się przed zasłonieniem ust dłonią. Zanim Sev zdążył się zorientować, że naśmiewają się właśnie z niego, opanowana już dyrektorka Hogwartu stanowczo pociągnęła go za ramię i wsypując garść zielonego proszku w płomienie wciągnęła kolegę do kominka krzycząc wyraźnie
- Hogwart!
Zdumieni, rozbawieni i zarazem nadal zszokowani goście patrzyli w kominek w którym przed chwilą zniknęła dawna nauczycielka Transmutacji z obecnym i obecnie nietrzeźwym nauczycielem Eliksirów.
- Cóż – rzekł Alric chcąc zatuszować swój mały wybuch i jednocześnie wrócić do zajadania się niedojedzonym tostem – jestem pewien, że ta jakże… - odchrząknął - niespotykana sytuacja zapisze się w dziejach Hogwartu na długie lata – po tych słowach oprzytomniała sama gospodyni i zaczęła śmiać się z całego zajścia, mimo nieprzyjemnych dla niej samej skutków – dla dobra własnego i aby nie narażać swojego życia, proponuję nie wspominać o tym przy Snapie kiedy już wytrzeźwieje – jeszcze raz rozległ się rechot towarzystwa po czym dało się słyszeć już tylko brzdęk widelców i łyżek, kiedy wszyscy pałaszowali niedokończony posiłek.
* * * ~ * * *
- Czyś ty oszalał?! – McGonagall była wściekła na przyjaciela. – przecież to kompletny kretynizm, zjawiać się późnym wieczorem w domu Ginny Potter i żądać wyjaśnień na temat miejsca pobytu Panny Granger! I do tego – tutaj spojrzała na niego z odrazą i wrogością krzywiąc usta – w TAKIM stanie!
- Przesadzasz – mruknął kierując się w stronę barku. Chwycił za Ognistą. – ej! – oburzył się kiedy Czarownica wyrwała mu ją z ręki i skonfiskowała. Jak on czasami nie znosił tej kobiety! Przyłaziła tu za każdym razem kiedy chciał się w spokoju napić i opróżniała jego zapasy! Ona nie miała pojęcia ile kosztuje go wyważenie eliskiru, który wzmocni działanie takiego trunku! A on powtarzał tę rutynową czynność przynajmniej raz w tygodniu przez zabiegi tej okropnej, sadystycznej kobiety  - chyba wiem, dlaczego nigdy się z nikim nie związałaś – burknął i obrażony wbił się w swój ulubiony fotel tym samym zamierzając zakończyć tę bezsensowną wymianę zdań. – jestem zmęczony – dodał, żeby zostawiła go w spokoju ale i to nie dało żadnych efektów. Dawno minęły już czasy kiedy działała na nią taka wymówka.
- A to mi nowość – syknęła i usiadła naprzeciwko czarodzieja. Odetchnęła głęboko i zaczęła spokojnym już tonem – o co chodzi, Severusie? Dlaczego tak usilnie poszukiwałeś Hermiony?
Nie patrzył na nią. Z uporem wpatrywał się w ścianę naprzeciwko i zacisnął usta w wąską kreskę. Milczał.
- Powiesz mi, czy nie ja i tak wszystkiego się dowiem – wywarczała zrezygnowana bo o ile znała Severusa o tyle wiedziała, że nic z niego nie wyciągnie. Odczekała całe, długie, ciągnące się niemiłosiernie pięć minut i kiedy usłyszała głośne, pijackie chrapnięcie, wstała.
- Wiem, że udajesz – mruknęła kierując się w stronę wyjścia. Tym razem mogła poznać wersję Hermiony Granger – złapała za klamkę i kiedy zamykała za sobą ciężkie, skrzypiące drzwi do jej uszu doszedł szept Severusa.
- jestem potworem – wiedziała, że to jedyne słowa jakie zdoła wypowiedzieć tego wieczoru, tak więc jak najciszej wyszła z jego komnat i postanawiając sobie rozmowę z Hermioną udała się na spoczynek.
* * * ~ * * *
Nikt nie mógł wiedzieć, gdzie udała się Hermiona. Tym czasem ona sama wędrowała tam gdzie prowadziły ją nogi i dopiero przechodząc przez próg przytulnego, choć odrobinę podupadłego domu w którym nie widziano żywej duszy od czasu kiedy zaczęła się wojna zorientowała się, że przyszła szukać schronienia tam, gdzie zawsze je znajdowała – w rodzinnym domu swoich rodziców. Westchnęła głęboko powstrzymując napływające łzy. Tak bardzo za nimi tęskniła. Chciała tu przyjść, przytulić się do Pani Granger i opowiedzieć jej o wszystkim przez co musiała przejść. Ojciec Hermiony zaparzyłby im herbatę a potem usiadł na swoim ukochanym fotelu i przysłuchiwał się z uwagą każdemu słowu.
- Mamo, tato, gdzie jesteście? – jęknęła chowając twarz w dłoniach. Czuła się taka słaba i zupełnie bezsilna. Poczłapała się do malutkiej kuchni i umyła zakurzony czajnik. Otworzyła szafkę z kubkami i z zadowoleniem stwiedziła, że jej filiżanka nadal jest na swoim miejscu. Zaraz jednak przypomniała sobie, że przecież nie ma nawet jak zaparzyć herbaty.
- Nikt nie robił zakupów, od… - zacięła się i szybko otarła łzę spływającą po policzku – koniec tego! – mruknęła i biorąc jeszcze kilka głębokich wdechów udała się do pobliskiego, mugolskiego sklepu który na szczęście był otwarty do późna. Mugolskie pieniądze wyciągnęła jeszcze ze skarbonki w której trzymała kiedyś oszczędności. Na całe szczęście było ich dosyć, by kupić trochę mugolskiego jedzenia i opakowanie ulubionej, malinowej herbaty. Wracając do domu zabrała też pocztę. Nagromadziła się jej pokaźna ilość tak, że pod koniec drogi zostały jej jeszcze dwa listy do przeczytania… jeden od cioci Lisy i jeden… adresowany do niej. Bez daty, bez nadawcy. Po prostu do niej. Ktoś musiał wrzucić go całkiem niedawno i znać jej mugolski adres. Przyspieszyła tempa i po niespełna dziesięciu minutach siedziała nakryta kocem drżącymi z zimna i ze strachu rękoma rozrywając białą kopertę. Wypadła z niej mała karteczka, którą natychmiast podniosła.
„Hermiono!
Jestem przekonany, że pamiętasz moją wieczorną wizytę i mam nadzieję, że intuicja mnie nie zawodzi. Jeśli to czytasz znaczy, że wróciłaś do domu rodziców dokładnie tak, jak to przewidziałem.
Mały upominek i istotna informacja na temat Pottera, o którego wypytywałaś.
Niby Harry, jak zwykłaś mnie nazywać w myślach.”
Szybko przejrzała zawartość koperty. Dostała tylko skrawek gazety. Żadnych wskazówek, nic o Harrym. Spojrzała szybko i zamarła. Czarny, tłusty nagłówek głosił
„HARRY POTTER ZAGINĄŁ!”
 a data wydania Proroka codziennego była datowana na jutro.


wtorek, 18 listopada 2014

Libster Blog Award

Przyznam szczerze, że nigdy nie spodziewałabym się nominacji i w tym miejscu bardzo dziękuję Silver Snake. Czytałam Twoje odpowiedzi i wstępną notkę i muszę jeszcze dodać, że jak najbardziej zasłużyłaś sobie na nominację od Lizzy88 kochana! <3
Dziękuję jeszcze raz i... może ja już przejdę do pytań?:D

Słów kilka ;)

1. Czy Twoja ulubiona książka ma wpływ na to o czym piszesz i w jaki sposób to robisz?

Szczerze mówiąc, w ciągu dnia powszedniego jestem raczej dosyć "nudną" osobą i chyba nawet nie posiadam takiej zdecydowanie ulubionej książki. Czytuję historyczne, prócz tego dosyć wysokie miejsce na mojej półce zajmują horrory i thrillery. Aczkolwiek przyznam się, że czytając ''Dotyk Julii'' w mojej głowie tworzyły się tysiące pomysłów dla mojego opowiadania. Także coś w tym jest.

2. Jaki masz sposób na poradzenie sobie z brakiem weny?

Sposobów jest kilka. Mój ulubiony? Gorąca herbata, ciepłe skarpety, dresy i dobry film. Doprowadzający do łez, skręcający ze śmiechu, nieważne. Ważne, że po nim czujesz, że wszystko jest możliwe.
Inny, zaraz po tym odprężającym to słuchanie muzyki. Śpiew jest ze mną, będzie ze mną, był ze mną. Ale śpiewanie i wokal to nie wszystko. Kocham muzykę. Od Mozarta po Come. I to muzyka pozwala mi usiąść spokojnie przy oknie, wpatrywać się w krajobrazy lub dosięgnąć bojowego nastawienia. 

3. Od jak dawna piszesz?

To bardzo ciężkie pytanie. Opowiadania jako takie zaczęłam pisać dopiero jakiś czas temu, chwilę przed tym jak został założony ten blog. 
Natomiast od podstawówki a mam lat 17 piszę wiersze. Może ze względu na kolegę mojej siostry, który był poetą i zawsze wymieniał się ze mną swoimi dziełami, a może po prostu już jako dziecko próbowałam wyzbywać się emocji, nie wiem.

4. Gdy tworzysz wolisz ciszę i spokój czy wręcz przeciwnie?

Zazwyczaj kiedy tworzę siadam wygodnie na łóżku i zamykam pokój. Kupuję czekoladę i robię sobie coś do picia. Muszę się skupić, mieć ciszę, spokój. Inaczej pomysły uciekają mi z głowy.

5. Jakie postacie najbardziej lubisz wymyślać?

Czarne charakterki są moją domeną. Uwielbiam po prostu to w jaki sposób kierowane jest ich myślenie, tok rozumowania, często aparycja która jest odwrotna względem charakteru. Przybliżając, oni są piękni ale źli.

6. Tworząc fabułę skupiasz się na jednym wątku głównym czy wolisz tworzyć również barwne wątki poboczne?

Szczerze mówiąc? Nie bijcie mnie za to! Zazwyczaj nie myślę o tym na czym trzeba się skupić. Piszę po prostu to co akurat przyjdzie mi do głowy, nieważne czy mija się z wątkiem głównym, czy też nie.

7. Czy istnieje postać na Twoim blogu która jest odzwierciedleniem Ciebie?

Taka postać się pojawi, ale dopiero w dalszych rozdziałach. Nie mniej jednak, jest już zaplanowana.

8. Co sprawia Ci największą trudność gdy tworzysz?

Mam problem z przekładaniem się emocji z mojego dnia, które wkładam do opowiadania. Często złość i melancholia wkrada się do rozdziału, który ma być akurat pozytywnie spostrzegany.

9. Czy wyobrażasz sobie życie bez Twojego bloga?

Szczerze mówiąc, wątpię. Zżyłam się z tym opowiadaniem, mam na nie plan i chce je doskonalić nawet jeżeli nie zawsze wychodzi mi to idealnie. Nawet po długiej przerwie często wracam tutaj myślami, planuje, piszę urywki rozdziałów.

10. Co zmotywowało Cię do założenia bloga?

Zanim postanowiłam założyć tego bloga czytywałam wiele opowiadań Sevmione, Dramione, Fremione i mimo, że naprawdę połykałam rozdziały (:D) to nie było do końca to. Chciałam dodać coś od siebie i... jestem z Wami :D

11. Gdyby istniała możliwość zaprzyjaźnienia się z jedną postacią z twojego bloga, kogo byś wybrała?

Ciężkie pytanie ale odpowiedź jest w sumie jasna. Z Hermioną. Jej punkt widzenia tutaj jest mi dosyć bliski, sama jestem nieco zgryźliwa i ostrożna ale przy tym lojalna. Poza tym, jak miło byłoby mieć tak piękną i zabawną przyjaciółkę.

NOMINUJĘ

1. Black Blow (http://severus-hermiona-blog.blogspot.com)

2. Maddie (http://milosc-z-innej-epoki.blogspot.com)

3. Nana Kalinowska (http://together-forever-hgss.blogspot.com)

4. kejtidzi666 (http://you-deserve-better-sevmione.blogspot.com)

5. amortencja (http://meta-nous.blogspot.com)

6.

7.

8.

9.

10.

Listę dokończę gdy tylko znajdę dłuższą chwilę ;)


No to... moje pytanka ;)

1. Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się pomyśleć o długoterminowym zawieszeniu bądź też całkowitym usunięciu bloga? Jeśli tak, co było przyczyną?

2. Czego nie lubisz a co uwielbiasz w swoim blogu?

3. Dlaczego wybrałaś akurat paring SSxHG? 

4. Po zakończeniu obecnego bloga zamierzasz założyć kolejny czy raczej przestaniesz blogować?

5. Czy udało Ci się stworzyć postać, która przypomina Ciebie?

6. Dlaczego zaczęłaś pisać i jak długo to robisz?

7. Skąd wzięła się nazwa Twojego bloga? 

8. Czy jest jakaś para, której zupełnie sobie nie wyobrażasz?

9. Znajdzie się cytat, który idealnie współgra z Twoją historią?

10.  Postać, której nie znosisz? (z HP)

11. Jaką porę dnia uważasz za najlepszą żeby tworzyć? A może nie ma różnicy?

Dobrej zabawy! ;3

niedziela, 16 listopada 2014

ROZDZIAŁ XIV

Ciemność. Wszechogarniająca ciemność
- GRANGER, UCIEKAJ! NA MÓJ ZNAK! SŁYSZYSZ?!

Do kogo należy ten głos? Z całą pewnością nie do Ronalda. Może to Harry? Nie, jego też należy wykluczyć. Zbyt niski jak na okularnika. Nauczyciel? Środek nocy. Tak, to na pewno nauczyciel. Może zaatakowano Hogwart?

- NA MERLINA KRETYNKO, OTWÓRZ OCZY! - Hogwart! Trzeba obronić mury! Nie, te powieki są zbyt ciężkie. Może jakieś zaklęcie miało pozbawić ją pola widzenia? Zasypać oczy, spowolnić w działaniu. - SŁYSZYSZ MNIE?! GRANGER, GRANGER!

Odchodzę w stronę mgły. Coś mnie do niej ciągnie. Pachnie... tak, ona ma zapach! Pachnie jak... jak wata cukrowa! Idealnie, kusząco. Jest taka ciepła. Wcale nie wydaje się pochłaniać wszystkiego na drodze po której krocze. Wąska dróżka, trawa we wszystkich kolorach tęczy. Niesamowite niebo, przypomina mi zorzę polarną. Och, jak tu pięknie!

- POSŁUCHAJ MNIE, HERMIONA! MUSISZ OTWORZYĆ OCZY DO CHOLERY! - znowu ten sam głos, który tylko przeszkadza. Nie pozwala w spokoju kroczyć po bujnej... ZARAZ.... trawa we wszystkich kolorach tęczy?! Na Merlina, muszę natychmiast otworzyć oczy!

* * * ~ * * *

Orzeźwienie przyszło tak samo nagle, jak odeszło. W jednej chwili pogrążona w bezdennej krainie tęczy Hermiona Granger stanęła oko w oko z demonem, który zdążył już wyeksponować swoje powitanie na ścianie. 
- No w końcu! - rzuciła okiem na ścianę i o ile było to możliwe, jeszcze bardziej pobladła. Nie zwracając najmniejszej uwagi na mamroczącego wskazówki Severusa uporczywie wpatrywała się w napis, który wymalowany był niczym innym jak świeżą krwią. Spojrzała w bok i poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Pierwszoroczniak! Leżał tam, sam w kałuży krwi, umierając. 

Złapała się za głowę zupełnie ignorując wrzaski. Matko, nie mogę go tak zostawić!
- Muszę... muszę mu pomóc! - wyszlochała, wyrywając się z rąk mężczyzny. Szarpała się z nim z całych sił a z jej płuc wydobywał się urywany szloch przerywany drżeniem całego ciała. To była jej wina! Nie zajęła się dostatecznie patrolem! Tylko jej cholerna wina, za którą trzeba jej ponieść konsekwencje!
- Nie możesz mu pomóc, słyszysz?! - Snape powtarzał to po raz wtóry i widać było, że naprawdę się niecierpliwi. - nie mam czasu cię niańczyć Granger! - wzburzony potrząsnął nią ułamek sekundy wcześniej odbijając czerwony strumień światła, który odbił się od ściany.
- Ale... - strach ścisnął jej gardło kiedy spojrzała przed siebie. Miliony świateł otaczały Severusa i jej drobne ciało a demon z którym przyszło walczyć Mistrzowi Eliksirów zbliżał się powoli w ich stronę.
- Posłuchaj mnie. Oni chcą mnie, nie ciebie, okej?
- Nie zostawię cię tak!
- Nie masz różdżki, kretynko!
- Nie mogę!
- MUSISZ!
- Nie ma mowy, Snape!
- Nie mam czasu na kłótnie ze smarkulą. Auć! - syknął kiedy zaklęcie rozcięło mu szatę i głęboko rozcięło z skórę z której natychmiast zaczęła sączyć się krew. - biegnij po Minerwę, powiadomi nauczycieli! Na mój znak Granger! Trzy...
- Ale ty krwawisz!
- TERAZ!

Wybiegła z pomieszczenia i w ostatnim momencie zdążyła zamknąć drzwi o które rozbijały się klątwy. Nie oglądając się za siebie pędziła przez lochy i nie zważając na Panią Noris, której dotkliwie nadepnęła na łapę skierowała się w stronę gabinetu Minerwy.
- Esy floresy! - gargulec nie ruszył ani o centymetr - musy świstusy! - nadal nic. - czekoladowe żaby! - zero reakcji - za czasów Dumbledora to zawsze działało! - zdenerwowana kopnęła w gargulec. - myśl, Hermiona, myśl! - Vera verto! No w końcu! - krzyknęła, kiedy Gargulec odsłonił długie schody. Pokonała je paroma zgrabnymi susami i zaczęła dobijać się do drzwi
- MINERWO! MINNIE! - wrzeszczała zdzierając sobie gardło. I żałowała, że nie potrafi głośniej.
- Obudzisz cały zamek - zaspana czarownica spojrzała na nią spode łba ale kiedy zobaczyła w jakim dziewczyna jest stanie natychmiast się rozbudziła - co się dzieje, Hermiono? - zapytała z przestrachem i już po niespełna dziesięciu sekundach obie biegły do lochów. Po drodze rozsyłały patronusy i tuż przy wejściu za którym dało się słyszeć odgłosy tłuczonego szkła i walki spotkały dwóch członków nadal funkcjonującego Zakonu Feniksa.
- Molly? - zdziwiła się Miona, kiedy matka Ronalda z zaniepokojonym wyrazem twarzy wyszła na przeciw.
- Hermiona, moje dziecko! - kobieta poczuła się dziwnie. Nie widziała Molly Weasley od... właściwie nie ważne od kiedy. Po prostu, czuła się nieswojo. - nic ci nie jest? Byłaś tam? Nie powinnaś tam wchodzić.

Czarownica posłała jej szybki uśmiech ale odpowiedzi nie zdążyła udzielić
- Mamo, daj już spokój, Hermi jest dorosła - Fred wyszedł na przeciw i puścił do niej oko - to co, zaczynamy imprezę?
- Fred, tyle razy ci tłumaczyłam, że walka to nie zabawa! Twój tok myślenia można by pomylić z niedoj..
- Molly, spokojnie. - za pulchną czarownicą pojawili się kolejni znani członkowie Zakonu. - wchodzimy na trzy.
- Mieliśmy poczekać na Nathana - upomniała wszystkich Minerwa.
- Na Nathana? - Miona nie posiadała się ze zdziwienia. Tak dawno nie odwiedzała kwatery. I nie słyszała o żadnym członku imieniem Nathan.
- Jak zwykle na czas - rozległ się męski, wdzięczny głos i tuż za jej plecami pojawił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o intensywnie błękitnych tęczówkach i potarganych, czarnych włosach. Wyglądał tak dobrze, że Hermiona na moment zapomniała o powadze sytuacji w jakiej się znajdowali i demonie, który mógł właśnie obezwładniać Severusa. Cholera, Sev! - Nathaniel, jak miło Cię poznać - ucałowanie dłoni sprawiło, że spłonęła rumieńcem. Jego usta zostawiły palący ślad.
- Ejej, nie ma tu czasu na podryw! - zaprotestował Fred i wyszczerzył zęby do czerwonej jak burak przyjaciółki. - Ginny! Ty zostajesz na warcie!
- Co?! Dlaczego ja?! - oburzyła się rudowłosa piękność i dopiero teraz Miona dostrzegła, jak bardzo wydoroślała jej przyjaciółka. Obrażona skrzyżowała ramiona i wydęła wargi.
- Słuchaj poleceń brata - przytaknął Percy i nacisnął na klamkę. Spojrzał jeszcze na Shackeblota, który dał mu znak ręką i otworzył drzwi.

- UWAGA! - wrzasnął Severus i wszyscy zdołali uchylić się przed olbrzymim strumieniem zielonego światła. Miona kaszląc i dusząc się przez nadmiar pyłu wirującego po pomieszczeniu spojrzała w stronę z której dochodził głos.
- Nie! - krzyknęła, kiedy zobaczyła, jak demon wbija w ścianę Severusa, który najwyraźniej stracił świadomość, Zaczęła biec w jego stronę. Ktoś złapał ją w pasie i nieznany jej głos zapewne jednego z tych członków Zakonu, których nie znała zagrzmiał
- Nie biegnij tam, nie możesz mu teraz pomóc!

Wyrywając się z uścisku przebiegła jeszcze trzy kroki ale kiedy o mały włos uniknęła natarcia z jednym z promieni zrezygnowała i rzuciła się w wir walki, wołając o pomstę.
Nie mogli osaczyć istoty. Nie mogli zahamować magii, która wydawała się pojawiać z przestworzy.
- O co chodzi?! - wrzasnął Freddie. Na twarzy można było zauważyć ślady wyczerpania i plamy krwi.
- Ktoś musi nim sterować!
- Sterować?!
- Ktoś ma go w swojej władzy! - Shacklebolt sam chyba nie wiedział już, co robić.
- Więc jak go zatrzymać? - Molly odbiła kolejne zaklęcie, które rozbiło się o ścianę lochu.
- Trzeba znaleźć czarodzieja, który go tutaj przysłał.
- Nie, przecież on może być wszędzie! Jak niby mamy tego dokonać! - niska blondynka o brązowych tęczówkach była bliska płaczu - zginiemy! Wszyscy zginiemy!
- Och, dajcie spokój. On musi być gdzieś w Zamku! - żachnęła się Miona i już była przy drzwiach - znajdę go.
- Nie, Hermionoo!

Ale ta już biegła korytarzami, razem z Ginewrą, która nie miała najmniejszego zamiaru dalej sterczeć bezczynnie przed drzwiami i nie dała się żadnym protestom.
- Obiegłyśmy już cały Zamek, Miona - zasapana trzymała się rękoma za boki.
Brązowowłosa już traciła nadzieję, kiedy coś wpadło jej do głowy.

- Nie, Ginny! Nie cały!
- Co?!
- Za mną. Wyciągnij różdżkę.

Szybkim tempem wdrapały się po schodach, które prowadziły do osobnej wieży Hermiony. Tej części, która była chroniona przez Severusa.
- O Merlinie, jak zimno - Ruda złapała się za ramiona i zaczęła pocierać rękawami skórę.
- To zły znak - mruknęła Hermiona, rzeczywiście mając złe przeczucia. Skierowała się w stronę krótkiego korytarza prowadzącego do drzwi jej pokoju, kiedy nagle stało się coś nieoczekiwanego.
- Co jest? - zdenerwowała się Ginny, kiedy odrzuciła ją do tyłu niewidzialna bariera.
- Nie możesz przejść? - tego się nie spodziewały.

Przyjaciółka spróbowała jeszcze trzykrotnie za każdym razem będąc coraz bardziej odpychaną od magicznej zasłony.
- Cóż - rzekła Hermiona, ważąc słowa. Wiedziała, że Ginny pobiegnie poinformować o tym wszystkich walczących w podziemiach. - najwyraźniej mój gość nad życie ceni sobie prywatność.
- Nie idź tam - szepnęła nagle przerażona. Gryfonka spojrzała na dawną przyjaciółkę i oczy zaszły jej łzami. Kiedy tak bardzo się od siebie oddaliły? Kiedy nabrała podejrzeń i zaczęła uważać, że Hermiona byłaby zdolna odebrać jej Harrego? I dlaczego, dlaczego nie może być tak jak dawniej?
- Muszę tam iść. Muszę powstrzymać tego człowieka, kimkolwiek on jest.
- To niebezpieczne!
- I dlatego warte zachodu.

Raźnym krokiem powędrowała w stronę ciężkich drzwi i mimo protestów i płaczliwych próśb uchyliła drzwi. Biorąc trzy głębokie oddechy rzekła
- teraz albo nigdy.

Otworzyła je na oścież i zamarła. Przed kominkiem zasiadał blady, wysoki młodzieniec. Wpatrywał się w ogień, który wesoło lizał korę drzewa. Nim zdążyła otworzyć usta, dotarł do niej jeszcze jeden szczegół. Na jego kolanach puszył się rudy kot. Kociak, którego dostała od Harrego.
Powoli odwrócił głowę w jej stronę a ona jak sparaliżowana wpatrywała się w intensywnie zielone, znajome tęczówki.
- Mamy do pogadania.

* * * ~ * * * 

- Granger? Gdzie jest Granger?! - Snape, którego wyciągnięto z miejsca walki był co najmniej zdenerwowany.
- Nie ma jej tutaj - usłyszał.
- JAK TO NIE MA?! - nie przyjmował do siebie takiej odpowiedzi. Musiała gdzieś być. Gdzieś blisko. Przecież zawsze była. Nie polazłaby nigdzie w takiej chwili.
- Po prostu nie ma - teraz Mistrz Eliksirów na dobre otworzył oczy i spojrzał w swoje prawo. Wyciągnął rękę i poczuł pod palcami śliski materiał. Prześcieradło. Spróbował usiąść ale zaraz opadł z sykiem na poduszki. Zaraz... poduszki? Rozejrzał się, wytężając wzrok. Biel. Skrzydło szpitalne. O nie. 
- Muszę stąd wyjść - odrzucił kołdrę pod którą leżał.
- To raczej niemożliwe - rzuciła czarnowłosa kobieta, której jak można się było domyśleć przypadło opatrzenie jego ran.
- Co znaczy, że niemożliwe? - warknął.
- Oberwałeś doś..
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty - był naprawdę zły i chciał odnaleźć Gryfonkę. Musiał jej powiedzieć. Teraz, zaraz, zanim zdąży spotkać wspólnika Cravena, kimkolwiek by on był. Bo przecież to mógł być każdy a jednego Severus był pewien. Ten szaleniec nigdy nie odpuści. 
- Och, jasna sprawa, królewiczu - zaszydziła sobie czarownica i zaczęła gorączkowo przeszukiwać pobliski regał z eliksirami.
- Co robisz?
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty - odwarknęła, przejmując jego broń.
- Cóż. Jeśli łaska, mogłabyś mnie poinformować co też do ciężkiej cholery wyprawiasz?
- Szukam.
- Czego?
- Eliksiru - ironia doprowadzała go do szewskiej pasji i żałował, że nie mógł wstać. Zanim zdążył wygłosić naprawdę ciętą ripostę podeszła do niego i wcisnęła mu w dłonie flakonik. - pij.
- Eliksir wzmacniający? - spojrzał na dziewczynę jakby była z innej planety.

Wzruszyła ramionami i wzięła do rąk jakąś książkę.
- nie, to nie. 

Przewróciwszy oczami jednym haustem połknął zawartość. Poczuł mrowienie w stopach i już po chwili był pewien, że jakoś dowlecze się do miejsca walk, żeby wyciągnąć Hermionę.
- wychodzę - kobieta machnęła na niego ręką nie zważając na pojękiwania spowodowane ogromnym bólem. Podejrzewał, że miał zmiażdżone kości, które zostały szybko odtworzone.
Był już na schodach prowadzących do lochów, kiedy wpadła na niego jakaś rudowłosa istota. 
- uważaj jak łazisz, dziewucho - syknął ale i od razu ucichł, kiedy zobaczył przerażenie Ginewry. 
- wieża, Hermiona, ja nie - zemdlała. Nie kwapiąc się do pomocy Sev wysłał patronusa do Molly i natychmiast skierował się w stronę schodów.
- Merlinie, oby nie było za późno - mamrotał pod nosem, starając się iść tak szybko jak pozwalały mu obolałe kończyny.

Już prawie dotarł na miejsce. Z otwartych na oścież drzwi jak strzała wyleciała mała, brązowooka istotka. Z oczu lały się strumienie łez a na policzkach widać było ślady krwi zapewne od paznokci, które sobie wbijała,
- o nie - mruknął w duchu i przerażony wyciągnął rękę - Granger? - odezwał się niepewnie, kiedy minęła go pędząc na dół. Przystanęła na dźwięk jego głosu. Odwróciła się powoli i uniosła brodę. Wyglądała koszmarnie. Jak trup. Wyszeptała
- bitwa zakończona. - odetchnął z ulgą i już miał do niej podejść kiedy dodała głosem całkowicie wypranym z uczuć - mam nadzieję, że zdechniesz, Snape - i nie patrząc na nic, pobiegła przed siebie.