- GRANGER, UCIEKAJ! NA MÓJ ZNAK! SŁYSZYSZ?!
Do kogo należy ten głos? Z całą pewnością nie do Ronalda. Może to Harry? Nie, jego też należy wykluczyć. Zbyt niski jak na okularnika. Nauczyciel? Środek nocy. Tak, to na pewno nauczyciel. Może zaatakowano Hogwart?
- NA MERLINA KRETYNKO, OTWÓRZ OCZY! - Hogwart! Trzeba obronić mury! Nie, te powieki są zbyt ciężkie. Może jakieś zaklęcie miało pozbawić ją pola widzenia? Zasypać oczy, spowolnić w działaniu. - SŁYSZYSZ MNIE?! GRANGER, GRANGER!
Odchodzę w stronę mgły. Coś mnie do niej ciągnie. Pachnie... tak, ona ma zapach! Pachnie jak... jak wata cukrowa! Idealnie, kusząco. Jest taka ciepła. Wcale nie wydaje się pochłaniać wszystkiego na drodze po której krocze. Wąska dróżka, trawa we wszystkich kolorach tęczy. Niesamowite niebo, przypomina mi zorzę polarną. Och, jak tu pięknie!
- POSŁUCHAJ MNIE, HERMIONA! MUSISZ OTWORZYĆ OCZY DO CHOLERY! - znowu ten sam głos, który tylko przeszkadza. Nie pozwala w spokoju kroczyć po bujnej... ZARAZ.... trawa we wszystkich kolorach tęczy?! Na Merlina, muszę natychmiast otworzyć oczy!
* * * ~ * * *
Orzeźwienie przyszło tak samo nagle, jak odeszło. W jednej chwili pogrążona w bezdennej krainie tęczy Hermiona Granger stanęła oko w oko z demonem, który zdążył już wyeksponować swoje powitanie na ścianie.
- No w końcu! - rzuciła okiem na ścianę i o ile było to możliwe, jeszcze bardziej pobladła. Nie zwracając najmniejszej uwagi na mamroczącego wskazówki Severusa uporczywie wpatrywała się w napis, który wymalowany był niczym innym jak świeżą krwią. Spojrzała w bok i poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Pierwszoroczniak! Leżał tam, sam w kałuży krwi, umierając.
Złapała się za głowę zupełnie ignorując wrzaski. Matko, nie mogę go tak zostawić!
- Muszę... muszę mu pomóc! - wyszlochała, wyrywając się z rąk mężczyzny. Szarpała się z nim z całych sił a z jej płuc wydobywał się urywany szloch przerywany drżeniem całego ciała. To była jej wina! Nie zajęła się dostatecznie patrolem! Tylko jej cholerna wina, za którą trzeba jej ponieść konsekwencje!
- Nie możesz mu pomóc, słyszysz?! - Snape powtarzał to po raz wtóry i widać było, że naprawdę się niecierpliwi. - nie mam czasu cię niańczyć Granger! - wzburzony potrząsnął nią ułamek sekundy wcześniej odbijając czerwony strumień światła, który odbił się od ściany.
- Ale... - strach ścisnął jej gardło kiedy spojrzała przed siebie. Miliony świateł otaczały Severusa i jej drobne ciało a demon z którym przyszło walczyć Mistrzowi Eliksirów zbliżał się powoli w ich stronę.
- Posłuchaj mnie. Oni chcą mnie, nie ciebie, okej?
- Nie zostawię cię tak!
- Nie masz różdżki, kretynko!
- Nie mogę!
- MUSISZ!
- Nie ma mowy, Snape!
- Nie mam czasu na kłótnie ze smarkulą. Auć! - syknął kiedy zaklęcie rozcięło mu szatę i głęboko rozcięło z skórę z której natychmiast zaczęła sączyć się krew. - biegnij po Minerwę, powiadomi nauczycieli! Na mój znak Granger! Trzy...
- Ale ty krwawisz!
- TERAZ!
Wybiegła z pomieszczenia i w ostatnim momencie zdążyła zamknąć drzwi o które rozbijały się klątwy. Nie oglądając się za siebie pędziła przez lochy i nie zważając na Panią Noris, której dotkliwie nadepnęła na łapę skierowała się w stronę gabinetu Minerwy.
- Esy floresy! - gargulec nie ruszył ani o centymetr - musy świstusy! - nadal nic. - czekoladowe żaby! - zero reakcji - za czasów Dumbledora to zawsze działało! - zdenerwowana kopnęła w gargulec. - myśl, Hermiona, myśl! - Vera verto! No w końcu! - krzyknęła, kiedy Gargulec odsłonił długie schody. Pokonała je paroma zgrabnymi susami i zaczęła dobijać się do drzwi
- MINERWO! MINNIE! - wrzeszczała zdzierając sobie gardło. I żałowała, że nie potrafi głośniej.
- Obudzisz cały zamek - zaspana czarownica spojrzała na nią spode łba ale kiedy zobaczyła w jakim dziewczyna jest stanie natychmiast się rozbudziła - co się dzieje, Hermiono? - zapytała z przestrachem i już po niespełna dziesięciu sekundach obie biegły do lochów. Po drodze rozsyłały patronusy i tuż przy wejściu za którym dało się słyszeć odgłosy tłuczonego szkła i walki spotkały dwóch członków nadal funkcjonującego Zakonu Feniksa.
- Molly? - zdziwiła się Miona, kiedy matka Ronalda z zaniepokojonym wyrazem twarzy wyszła na przeciw.
- Hermiona, moje dziecko! - kobieta poczuła się dziwnie. Nie widziała Molly Weasley od... właściwie nie ważne od kiedy. Po prostu, czuła się nieswojo. - nic ci nie jest? Byłaś tam? Nie powinnaś tam wchodzić.
Czarownica posłała jej szybki uśmiech ale odpowiedzi nie zdążyła udzielić
- Mamo, daj już spokój, Hermi jest dorosła - Fred wyszedł na przeciw i puścił do niej oko - to co, zaczynamy imprezę?
- Fred, tyle razy ci tłumaczyłam, że walka to nie zabawa! Twój tok myślenia można by pomylić z niedoj..
- Molly, spokojnie. - za pulchną czarownicą pojawili się kolejni znani członkowie Zakonu. - wchodzimy na trzy.
- Mieliśmy poczekać na Nathana - upomniała wszystkich Minerwa.
- Na Nathana? - Miona nie posiadała się ze zdziwienia. Tak dawno nie odwiedzała kwatery. I nie słyszała o żadnym członku imieniem Nathan.
- Jak zwykle na czas - rozległ się męski, wdzięczny głos i tuż za jej plecami pojawił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o intensywnie błękitnych tęczówkach i potarganych, czarnych włosach. Wyglądał tak dobrze, że Hermiona na moment zapomniała o powadze sytuacji w jakiej się znajdowali i demonie, który mógł właśnie obezwładniać Severusa. Cholera, Sev! - Nathaniel, jak miło Cię poznać - ucałowanie dłoni sprawiło, że spłonęła rumieńcem. Jego usta zostawiły palący ślad.
- Ejej, nie ma tu czasu na podryw! - zaprotestował Fred i wyszczerzył zęby do czerwonej jak burak przyjaciółki. - Ginny! Ty zostajesz na warcie!
- Co?! Dlaczego ja?! - oburzyła się rudowłosa piękność i dopiero teraz Miona dostrzegła, jak bardzo wydoroślała jej przyjaciółka. Obrażona skrzyżowała ramiona i wydęła wargi.
- Słuchaj poleceń brata - przytaknął Percy i nacisnął na klamkę. Spojrzał jeszcze na Shackeblota, który dał mu znak ręką i otworzył drzwi.
- UWAGA! - wrzasnął Severus i wszyscy zdołali uchylić się przed olbrzymim strumieniem zielonego światła. Miona kaszląc i dusząc się przez nadmiar pyłu wirującego po pomieszczeniu spojrzała w stronę z której dochodził głos.
- Nie! - krzyknęła, kiedy zobaczyła, jak demon wbija w ścianę Severusa, który najwyraźniej stracił świadomość, Zaczęła biec w jego stronę. Ktoś złapał ją w pasie i nieznany jej głos zapewne jednego z tych członków Zakonu, których nie znała zagrzmiał
- Nie biegnij tam, nie możesz mu teraz pomóc!
Wyrywając się z uścisku przebiegła jeszcze trzy kroki ale kiedy o mały włos uniknęła natarcia z jednym z promieni zrezygnowała i rzuciła się w wir walki, wołając o pomstę.
Nie mogli osaczyć istoty. Nie mogli zahamować magii, która wydawała się pojawiać z przestworzy.
- O co chodzi?! - wrzasnął Freddie. Na twarzy można było zauważyć ślady wyczerpania i plamy krwi.
- Ktoś musi nim sterować!
- Sterować?!
- Ktoś ma go w swojej władzy! - Shacklebolt sam chyba nie wiedział już, co robić.
- Więc jak go zatrzymać? - Molly odbiła kolejne zaklęcie, które rozbiło się o ścianę lochu.
- Trzeba znaleźć czarodzieja, który go tutaj przysłał.
- Nie, przecież on może być wszędzie! Jak niby mamy tego dokonać! - niska blondynka o brązowych tęczówkach była bliska płaczu - zginiemy! Wszyscy zginiemy!
- Och, dajcie spokój. On musi być gdzieś w Zamku! - żachnęła się Miona i już była przy drzwiach - znajdę go.
- Nie, Hermionoo!
Ale ta już biegła korytarzami, razem z Ginewrą, która nie miała najmniejszego zamiaru dalej sterczeć bezczynnie przed drzwiami i nie dała się żadnym protestom.
- Obiegłyśmy już cały Zamek, Miona - zasapana trzymała się rękoma za boki.
Brązowowłosa już traciła nadzieję, kiedy coś wpadło jej do głowy.
- Nie, Ginny! Nie cały!
- Co?!
- Za mną. Wyciągnij różdżkę.
Szybkim tempem wdrapały się po schodach, które prowadziły do osobnej wieży Hermiony. Tej części, która była chroniona przez Severusa.
- O Merlinie, jak zimno - Ruda złapała się za ramiona i zaczęła pocierać rękawami skórę.
- To zły znak - mruknęła Hermiona, rzeczywiście mając złe przeczucia. Skierowała się w stronę krótkiego korytarza prowadzącego do drzwi jej pokoju, kiedy nagle stało się coś nieoczekiwanego.
- Co jest? - zdenerwowała się Ginny, kiedy odrzuciła ją do tyłu niewidzialna bariera.
- Nie możesz przejść? - tego się nie spodziewały.
Przyjaciółka spróbowała jeszcze trzykrotnie za każdym razem będąc coraz bardziej odpychaną od magicznej zasłony.
- Cóż - rzekła Hermiona, ważąc słowa. Wiedziała, że Ginny pobiegnie poinformować o tym wszystkich walczących w podziemiach. - najwyraźniej mój gość nad życie ceni sobie prywatność.
- Nie idź tam - szepnęła nagle przerażona. Gryfonka spojrzała na dawną przyjaciółkę i oczy zaszły jej łzami. Kiedy tak bardzo się od siebie oddaliły? Kiedy nabrała podejrzeń i zaczęła uważać, że Hermiona byłaby zdolna odebrać jej Harrego? I dlaczego, dlaczego nie może być tak jak dawniej?
- Muszę tam iść. Muszę powstrzymać tego człowieka, kimkolwiek on jest.
- To niebezpieczne!
- I dlatego warte zachodu.
Raźnym krokiem powędrowała w stronę ciężkich drzwi i mimo protestów i płaczliwych próśb uchyliła drzwi. Biorąc trzy głębokie oddechy rzekła
- teraz albo nigdy.
Otworzyła je na oścież i zamarła. Przed kominkiem zasiadał blady, wysoki młodzieniec. Wpatrywał się w ogień, który wesoło lizał korę drzewa. Nim zdążyła otworzyć usta, dotarł do niej jeszcze jeden szczegół. Na jego kolanach puszył się rudy kot. Kociak, którego dostała od Harrego.
Powoli odwrócił głowę w jej stronę a ona jak sparaliżowana wpatrywała się w intensywnie zielone, znajome tęczówki.
- Mamy do pogadania.
- Molly? - zdziwiła się Miona, kiedy matka Ronalda z zaniepokojonym wyrazem twarzy wyszła na przeciw.
- Hermiona, moje dziecko! - kobieta poczuła się dziwnie. Nie widziała Molly Weasley od... właściwie nie ważne od kiedy. Po prostu, czuła się nieswojo. - nic ci nie jest? Byłaś tam? Nie powinnaś tam wchodzić.
Czarownica posłała jej szybki uśmiech ale odpowiedzi nie zdążyła udzielić
- Mamo, daj już spokój, Hermi jest dorosła - Fred wyszedł na przeciw i puścił do niej oko - to co, zaczynamy imprezę?
- Fred, tyle razy ci tłumaczyłam, że walka to nie zabawa! Twój tok myślenia można by pomylić z niedoj..
- Molly, spokojnie. - za pulchną czarownicą pojawili się kolejni znani członkowie Zakonu. - wchodzimy na trzy.
- Mieliśmy poczekać na Nathana - upomniała wszystkich Minerwa.
- Na Nathana? - Miona nie posiadała się ze zdziwienia. Tak dawno nie odwiedzała kwatery. I nie słyszała o żadnym członku imieniem Nathan.
- Jak zwykle na czas - rozległ się męski, wdzięczny głos i tuż za jej plecami pojawił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o intensywnie błękitnych tęczówkach i potarganych, czarnych włosach. Wyglądał tak dobrze, że Hermiona na moment zapomniała o powadze sytuacji w jakiej się znajdowali i demonie, który mógł właśnie obezwładniać Severusa. Cholera, Sev! - Nathaniel, jak miło Cię poznać - ucałowanie dłoni sprawiło, że spłonęła rumieńcem. Jego usta zostawiły palący ślad.
- Ejej, nie ma tu czasu na podryw! - zaprotestował Fred i wyszczerzył zęby do czerwonej jak burak przyjaciółki. - Ginny! Ty zostajesz na warcie!
- Co?! Dlaczego ja?! - oburzyła się rudowłosa piękność i dopiero teraz Miona dostrzegła, jak bardzo wydoroślała jej przyjaciółka. Obrażona skrzyżowała ramiona i wydęła wargi.
- Słuchaj poleceń brata - przytaknął Percy i nacisnął na klamkę. Spojrzał jeszcze na Shackeblota, który dał mu znak ręką i otworzył drzwi.
- UWAGA! - wrzasnął Severus i wszyscy zdołali uchylić się przed olbrzymim strumieniem zielonego światła. Miona kaszląc i dusząc się przez nadmiar pyłu wirującego po pomieszczeniu spojrzała w stronę z której dochodził głos.
- Nie! - krzyknęła, kiedy zobaczyła, jak demon wbija w ścianę Severusa, który najwyraźniej stracił świadomość, Zaczęła biec w jego stronę. Ktoś złapał ją w pasie i nieznany jej głos zapewne jednego z tych członków Zakonu, których nie znała zagrzmiał
- Nie biegnij tam, nie możesz mu teraz pomóc!
Wyrywając się z uścisku przebiegła jeszcze trzy kroki ale kiedy o mały włos uniknęła natarcia z jednym z promieni zrezygnowała i rzuciła się w wir walki, wołając o pomstę.
Nie mogli osaczyć istoty. Nie mogli zahamować magii, która wydawała się pojawiać z przestworzy.
- O co chodzi?! - wrzasnął Freddie. Na twarzy można było zauważyć ślady wyczerpania i plamy krwi.
- Ktoś musi nim sterować!
- Sterować?!
- Ktoś ma go w swojej władzy! - Shacklebolt sam chyba nie wiedział już, co robić.
- Więc jak go zatrzymać? - Molly odbiła kolejne zaklęcie, które rozbiło się o ścianę lochu.
- Trzeba znaleźć czarodzieja, który go tutaj przysłał.
- Nie, przecież on może być wszędzie! Jak niby mamy tego dokonać! - niska blondynka o brązowych tęczówkach była bliska płaczu - zginiemy! Wszyscy zginiemy!
- Och, dajcie spokój. On musi być gdzieś w Zamku! - żachnęła się Miona i już była przy drzwiach - znajdę go.
- Nie, Hermionoo!
Ale ta już biegła korytarzami, razem z Ginewrą, która nie miała najmniejszego zamiaru dalej sterczeć bezczynnie przed drzwiami i nie dała się żadnym protestom.
- Obiegłyśmy już cały Zamek, Miona - zasapana trzymała się rękoma za boki.
Brązowowłosa już traciła nadzieję, kiedy coś wpadło jej do głowy.
- Nie, Ginny! Nie cały!
- Co?!
- Za mną. Wyciągnij różdżkę.
Szybkim tempem wdrapały się po schodach, które prowadziły do osobnej wieży Hermiony. Tej części, która była chroniona przez Severusa.
- O Merlinie, jak zimno - Ruda złapała się za ramiona i zaczęła pocierać rękawami skórę.
- To zły znak - mruknęła Hermiona, rzeczywiście mając złe przeczucia. Skierowała się w stronę krótkiego korytarza prowadzącego do drzwi jej pokoju, kiedy nagle stało się coś nieoczekiwanego.
- Co jest? - zdenerwowała się Ginny, kiedy odrzuciła ją do tyłu niewidzialna bariera.
- Nie możesz przejść? - tego się nie spodziewały.
Przyjaciółka spróbowała jeszcze trzykrotnie za każdym razem będąc coraz bardziej odpychaną od magicznej zasłony.
- Cóż - rzekła Hermiona, ważąc słowa. Wiedziała, że Ginny pobiegnie poinformować o tym wszystkich walczących w podziemiach. - najwyraźniej mój gość nad życie ceni sobie prywatność.
- Nie idź tam - szepnęła nagle przerażona. Gryfonka spojrzała na dawną przyjaciółkę i oczy zaszły jej łzami. Kiedy tak bardzo się od siebie oddaliły? Kiedy nabrała podejrzeń i zaczęła uważać, że Hermiona byłaby zdolna odebrać jej Harrego? I dlaczego, dlaczego nie może być tak jak dawniej?
- Muszę tam iść. Muszę powstrzymać tego człowieka, kimkolwiek on jest.
- To niebezpieczne!
- I dlatego warte zachodu.
Raźnym krokiem powędrowała w stronę ciężkich drzwi i mimo protestów i płaczliwych próśb uchyliła drzwi. Biorąc trzy głębokie oddechy rzekła
- teraz albo nigdy.
Otworzyła je na oścież i zamarła. Przed kominkiem zasiadał blady, wysoki młodzieniec. Wpatrywał się w ogień, który wesoło lizał korę drzewa. Nim zdążyła otworzyć usta, dotarł do niej jeszcze jeden szczegół. Na jego kolanach puszył się rudy kot. Kociak, którego dostała od Harrego.
Powoli odwrócił głowę w jej stronę a ona jak sparaliżowana wpatrywała się w intensywnie zielone, znajome tęczówki.
- Mamy do pogadania.
* * * ~ * * *
- Granger? Gdzie jest Granger?! - Snape, którego wyciągnięto z miejsca walki był co najmniej zdenerwowany.
- Nie ma jej tutaj - usłyszał.
- JAK TO NIE MA?! - nie przyjmował do siebie takiej odpowiedzi. Musiała gdzieś być. Gdzieś blisko. Przecież zawsze była. Nie polazłaby nigdzie w takiej chwili.
- Po prostu nie ma - teraz Mistrz Eliksirów na dobre otworzył oczy i spojrzał w swoje prawo. Wyciągnął rękę i poczuł pod palcami śliski materiał. Prześcieradło. Spróbował usiąść ale zaraz opadł z sykiem na poduszki. Zaraz... poduszki? Rozejrzał się, wytężając wzrok. Biel. Skrzydło szpitalne. O nie.
- Muszę stąd wyjść - odrzucił kołdrę pod którą leżał.
- To raczej niemożliwe - rzuciła czarnowłosa kobieta, której jak można się było domyśleć przypadło opatrzenie jego ran.
- Co znaczy, że niemożliwe? - warknął.
- Oberwałeś doś..
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty - był naprawdę zły i chciał odnaleźć Gryfonkę. Musiał jej powiedzieć. Teraz, zaraz, zanim zdąży spotkać wspólnika Cravena, kimkolwiek by on był. Bo przecież to mógł być każdy a jednego Severus był pewien. Ten szaleniec nigdy nie odpuści.
- Och, jasna sprawa, królewiczu - zaszydziła sobie czarownica i zaczęła gorączkowo przeszukiwać pobliski regał z eliksirami.
- Co robisz?
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty - odwarknęła, przejmując jego broń.
- Cóż. Jeśli łaska, mogłabyś mnie poinformować co też do ciężkiej cholery wyprawiasz?
- Szukam.
- Czego?
- Eliksiru - ironia doprowadzała go do szewskiej pasji i żałował, że nie mógł wstać. Zanim zdążył wygłosić naprawdę ciętą ripostę podeszła do niego i wcisnęła mu w dłonie flakonik. - pij.
- Eliksir wzmacniający? - spojrzał na dziewczynę jakby była z innej planety.
Wzruszyła ramionami i wzięła do rąk jakąś książkę.
- nie, to nie.
Przewróciwszy oczami jednym haustem połknął zawartość. Poczuł mrowienie w stopach i już po chwili był pewien, że jakoś dowlecze się do miejsca walk, żeby wyciągnąć Hermionę.
- wychodzę - kobieta machnęła na niego ręką nie zważając na pojękiwania spowodowane ogromnym bólem. Podejrzewał, że miał zmiażdżone kości, które zostały szybko odtworzone.
Był już na schodach prowadzących do lochów, kiedy wpadła na niego jakaś rudowłosa istota.
- uważaj jak łazisz, dziewucho - syknął ale i od razu ucichł, kiedy zobaczył przerażenie Ginewry.
- wieża, Hermiona, ja nie - zemdlała. Nie kwapiąc się do pomocy Sev wysłał patronusa do Molly i natychmiast skierował się w stronę schodów.
- Merlinie, oby nie było za późno - mamrotał pod nosem, starając się iść tak szybko jak pozwalały mu obolałe kończyny.
Już prawie dotarł na miejsce. Z otwartych na oścież drzwi jak strzała wyleciała mała, brązowooka istotka. Z oczu lały się strumienie łez a na policzkach widać było ślady krwi zapewne od paznokci, które sobie wbijała,
- o nie - mruknął w duchu i przerażony wyciągnął rękę - Granger? - odezwał się niepewnie, kiedy minęła go pędząc na dół. Przystanęła na dźwięk jego głosu. Odwróciła się powoli i uniosła brodę. Wyglądała koszmarnie. Jak trup. Wyszeptała
- bitwa zakończona. - odetchnął z ulgą i już miał do niej podejść kiedy dodała głosem całkowicie wypranym z uczuć - mam nadzieję, że zdechniesz, Snape - i nie patrząc na nic, pobiegła przed siebie.
O łał, dosłownie nie wiem co powiedzieć po przeczytaniu tego rozdziału, a już szczególnie końcówki. Co wydarzyło się w komnacie Hermiony? Dlaczego zachowała się tak w stosunku do Severusa? Czy dowiedziała się o tym co Sev przed nią ukrywał? Takiego właśnie typu myśli latają mi po głowie. Rozdział niesamowity fantastyczny, przeczytałam go i od razu chciałabym zacząć czytać następny rozdział! Mam nadzieję, że szybko wstawisz nowy rozdział ;) Weny!!!!
OdpowiedzUsuń