Nickelback - How You Remind Me

poniedziałek, 28 lipca 2014

Miniaturka

Tę miniaturkę dedykuje Tobie, chociaż wiem, że nigdy jej nie przeczytasz tak, jak nigdy nie zdołałeś zaprzestać zadawania bólu.

Miniaturka o tematyce Dramione

Tego lata nie czułam się najlepiej. Przyznaje otwarcie, że ja Hermiona Jean Granger straciłam siłę do walki. Mój optymizm ulotnił się gdzieś razem z Ronaldem Weasleyem, który zostawił po sobie pustkę odchodząc z Jasmine - młodszą pięknością ze Slytherinu. Zdziwieni? Ja nie. Od zawsze był typem egoisty i choć nie sądzę, by świadomie chciał wyrządzić mi krzywdę, nie mogę pozbyć się przykrego uczucia, że tym razem doskonale wiedział na co się decyduje. Nie myślcie, że to mnie złamało, wtedy nie mogłabym samej siebie nazwać Gryfonką, a jestem Gryfonką z krwi i kości.
Siła? Pozostawia wiele do życzenia. Upadłam na zdrowiu. Klątwa, którą potraktował mnie Avery podczas Wielkiej Bitwy Czarodziejów odcisnęła swe piętno. Magomedycy wydają się być bezsilni, rozkładają ręce i mówią tylko, że brakuje mi silnej woli. Tak - ja, Hermiona Jean Granger czuje, że powoli umieram. Czuję, że każdego dnia uciekają mi ostatnie płomyki nadziei, które pielęgnowałam w sobie przez cały ten czas. Czy ktoś potrafi mi pomóc? Nie.
Przyjaciele... mój najlepszy przyjaciel. Harry Potter zaręczył się z Ginewrą Weasley, która spodziewa się dziecka. Wesele zostało odłożone ze względu na mój stan i nie myślcie sobie, że miałam coś do powiedzenia w tej sprawie - to Ruda zdecydowała, nie przyjmując żadnych argumentów. Powiem szczerze - mam wrażenie, że Molly ma mi za złe zaistniałą sytuację.
Luna i Neville wyjechali do Irlandii, gdzie indywidualnie szkolą dzieci posiadające zdolności magiczne. Piszemy do siebie od czasu do czasu, ale nie wymieniamy się żadnymi istotnymi informacjami. Nie sądzę by mieli zamiar wrócić do Anglii.
Były narzeczony?
Ronald Weasley znalazł sobie kochankę, kiedy po raz czwarty zapadłam w śpiączkę i przeniesiono mnie do Świętego Munga. Kiedy się obudziłam, Ginny poinformowała mnie ze łzami w oczach, że jej brat wyjechał bez słowa. Sądzę, że nie wytrzymał presji choć chyba nie zdążył pomyśleć, co poczuję kiedy dotrze do mnie wieść o ucieczce od życia, które dzieliliśmy razem przez siedem lat nauki w Hogwarcie i trzy lata narzeczeństwa. Cóż, nie mogę powiedzieć, że Ron okazał się być takim znowu złym partnerem - ale tego co zrobił nie potrafię wybaczyć. Nie teraz.
Moi rodzice... nie zodołałam ich odnaleźć. Szalałam z bólu po ich stracie, ale zwątpiłam. Mam to sobie za złe, jednakże myślę, że Państwo Granger przepadli jak kamień w wodę.

Mijają miesiące. Harry odwiedza mnie raz w tygodniu, Ruda odwleka wizytę od tygodni. Rozumiem ją - jestem blada, schorowana i wychudzona - nie wiadomo co powoduje wysokie gorączki z jakimi się borykam ale widzę jak patrzy na mnie najlepszy przyjaciel - jakby miał się zarazić czymś obrzydliwym. Magomedycy mówią, że nie są w stanie już nic zrobić. Czuję, że wszystko staje się obojętne.
Pewnego smętnego poranka, kiedy jak zwykle budzę się około dziewiątej wykończona jeszcze bardziej niż zanim poszłam spać, do pokoju wchodzi zabójczo przystojny blondyn rodem ze Slytherinu. Blondyn, którego nienawidzę. Draco Malfoy.
Patrzy na mnie i wydaje mi się, że nie widzę odrazy w jego oczach, a w głosie nie słyszę pogardy. Mam wrażenie, że cyniczny i podły Malfoy znikł, ale wiem, że to tylko wrażenie. Nie ufam mu. Oznajmia Molly i Arturowi, że opracował nowy sposób terapii, że pomoże mi nabrać motywacji do walki z chorobą a oni mimo moich stanowczych protestów zgadzają się na jego żądania.

Od dwóch tygodni leżę jak spetryfikowana przyglądając się poczynanią Malfoya. Na razie warzy jakieś eliskiry, które pomagają mi nabrać głębokiego oddechu w płuca, ale nic poza tym się nie zmienia. Mam wrażenie, że to bez sensu. Wydaje mi się również, że Blondyn obserwuje mnie bardzo uważnie. Odzywam się niezwykle rzadko, ale zawsze z sensem. W końcu kiedyś byłam Panną-wiem-to-wszystko.

Po upływie trzech tygodni zaczynam się przyzwyczajać do myśli, że chyba umrę w towarzystwie Ślizgona. Zabójczo przystojnego Ślizgona jak podpowiada mi umysł, ale ignoruję ten fakt. Ach, muszę dodać, że wszelkie odwiedziny zostały odwołane, natomiast Harry dzień w dzień poświęca około godziny w ciągu dnia, aby wykłócać się o pozwolenie na wstęp do pokoju, którego Draco zawzięcie odmawia. Mówi tylko, że jeszcze nie czas.

- Malfoy.. - odzywam się pewnego dnia, chociaż wcale nie muszę. Mam akurat lepszy dzień. Płuca nie parzą mnie jak zwykle, a głos nie jest zachrypnięty.
- Tak, Granger? - wydaje mi się, że dostrzegłam dziwny błysk w jego oku. Chyba zbyt wiele rzeczy mi się wydaje.
- Hermiona - poprawiam go grzecznie i widzę, jak kąciki jego ust noszą się delikatnie ku górze by po chwili przywdziać maskę obojętności. Neutralny w stosunku do pacjentki. Cholerny Malfoy.
- Draco - mówi mi on i już wiem, że po raz pierwszy od prawie roku komukolwiek udało się wywołać uśmiech na mojej twarzy. On przygląda się z zainteresowaniem.
- Myślisz, że z tego wyjdę? - pytam całkowicie poważnie i oczekuję poważnej odpowiedzi ze strony swojego ''doktora''.
- Zależy - odpowiada zadawkowo i widzę u niego uśmiech. Prawdziwy uśmiech, nie wymuszony grymas.
- Od czego.. Draco? - próbuję jeszcze dowiedzieć się czegoś więcej.
- Tylko od Ciebie.

Od tego momentu rozmawiamy naprawdę wiele. Dobrze się czuję w towarzystwie Dracona i chociaż nie ufam mu do końca mam wrażenie, że odnalazłam bratnią duszę. Lubimy te same książki, wymieniamy się poglądami, interesujemy mugolską technologią. Dowiedziałam się nawet, że Malfoy korzysta z mugolskiego telefonu komórkowego. Rozumiecie? Malfoy!
Wesleyowie i Potter są zdziwieni, jakie postępy daje leczenie. Właściwie sama jestem zdziwiona, gdyż tylko raz dziennie zażywam eliksir barwy dojrzałych wiśni. Nie smakuje najlepiej, ale lepiej się po nim czuje.
Draco zachowuje dystans, ale po upływie paru miesięcy w ciągu których mam być pod stałą obserwacją zdarzyło mu się musnąć moją dłoń czy delikatnie pogłaskać burzę loków na mojej głowie. Jest taki troskliwy! Odmówił pieniędzy za leczenie.
W listopadzie kolejnego roku informuje nas wszystkich, że leczenie zakończyło się sukcesem. Życzy mi szczęścia na nowej drodze życia i ma zamiar odejść. Nie mogę na to patrzeć. Przytulam go kiedy jest już przy samych drzwiach i chyba oboje jesteśmy zaskoczeni. Zatrzymuję go desperackim pytaniem
- A może miałbyś ochotę obejrzeć mugolski film?
- Och, ja.. tak, jasne. - słyszę to zawahanie w jego głosie i mam wrażenie, że przyjaciel, prawdziwy przyjaciel, którym się stał ma coś do ukrycia.
- W piątek o szesnastej?
- Przyjdę - obiecuje i wychodzi.

Całe trzy dni włócze się bez sensu po swoim mieszkaniu. Zdążyłam je już wysprzątać, nadać mu porządnego wyglądu i zrobić większe zakupy zarówno jeśli chodzi o garderobę jak i o żywność.

W dniu spotkania jak codziennie dostaję Proroka Codziennego. Widzę artykuł o ślubie znanego arystokraty i znudzona przewijam stronę popijając przy okazji mój ulubiony sok pomarańczowy. Zaraz... znanego arystokraty? Wracam i cały mój świat pęka jak lustro, gdy widzę, że chodzi o nikogo innego jak o Dracona Malfoya. Wiedziałam, że coś ukrywa. Nie wiedziałam, że złamie mi serce.
Tak oto odkrywam, że ja Hermiona Jean Granger byłam, jestem i będę idiotką zakochaną w Draconie Malfoyu, który już za miesiąc zostanie szczęśliwym mężem Astorii.

O szesnastej słyszę dzwonek do drzwi. Wstaję sprzed telewizora, gdzie oglądam Titanica i zajadam się lodami czekoladowymi i nie zwracając uwagi na roztrzepane włosy i za dużą koszulkę otwieram je. Draco spogląda na mnie niepewnie a ja zanoszę się ironicznym śmiechem, którego nie potrafię powstrzymać.
- Życzę ci powodzenia... fretko - mówię mu i nie dając dojść do słowa trzaskam drzwiami przed nosem. Wiem, że spędził tam co najmniej pół nocy próbując dodzwonić się do mnie i moich przyjaciół. Wszyscy wyłączyliśmy telefony.

Po miesiącu spędzonym na rozpaczy, w dniu ślubu Dracona postanawiam wziąć się w garść. Znajduję pracę w Ministerstwie a wolny czas spędzam na siłowni i w bibliotece. Czasami wyskoczę do kawiarni na rogu ulicy albo wybiorę się na większe zakupy. O Malfoyu nie chcę słyszeć.

Pewnego razu wychodząc z szatni wpadłam na Zabiniego. O Merlinie, jak on się zmienił! Muszę powiedzieć, że od ślubu Dracona minęły już dwa lata. Nie obchodzi mnie czy ma dzieci i czy wszystko poszło zgodnie z planem.
- Cześć! - macham Zabiniemu a on wygląda na nieco przerażonego sytuacją. Zastanawia mnie, o co właściwie mu chodzi.

Podążam za nim wzrokiem i już widzę... mężczyzna o blond włosach i stalowych tęczówkach w które tak kochałam spoglądać. Mam nadzieję, że zapadne się po ziemię. Odwracam się i stanowczym gestem zbieram swoje rzeczy. Wychodze z dumnie uniesioną głową nie zwracając uwagi na gapiących się na mnie byłych Ślizgonów. Mam zamiar zaszyć się w domu i wziąć gorącą kąpiel. Przy samochodzie ktoś łapie mnie za rękę i z siłą odwraca w swoją stronę
- Granger, poczekaj chwile! - widzę blondyna i czuję, jak kręci mi się w głowie. Duszę się i muszę uciekać. Muszę odejść zanim ulegnę.
- Nie ma mowy, Malfoy. Daj mi spokój - chciałabym dokładnie odwrotnej sytuacji. On nie chce puścić spoglądając w moje czekoladowe tęczówki, teraz pewnie przeszyte bólem. Staram się maskować całe załamanie. Wydaje się, że przez dziesięć sekund przechodze przez każde stadium zaawansowanej nerwicy. - puść mnie, słyszysz? Nic do ciebie nie czuję! - krzyczę mu w twarz i czuję palące łzy. Kłamię. Kocham go całym sercem, które nigdy nie skleiło się w jedną całość. Widzę jak się odsuwa.
- Kłamiesz, Granger! Wiem, że kłamiesz! - widzę morze bólu w jego oczach i nie mogę tego znieść. Desperacko pragnę go przytulić, powiedzieć że nic się nie zmienia. Ale nie mogę. - nie ożeniłem się z nią, Miona - szepcze a ja kamienieje. Nie ożenił się? Porzucił Astorię?
- Nieistotne - mówię łamiącym się głosem, choć wiem jak bardzo się mylę. Odwracam się i wyszarpuję rękę z jego uścisku. Odjeżdżam nie patrząc za siebie.

Noc okazuje się być udręką. Odczuwam ból, którego już nigdy nie chciałam doznać. Który jest tak nasilony, że pragnę umrzeć. Nie mogę spać, nie mogę przestać myśleć. Poduszka jest cała mokra, tak samo jak moje dłonie i twarz. Wiem, że opuchlizna spod oczu nie zejdzie przez najbliższe tygodnie, a przyjaciele będą się zamartwiać. Wiem, ale nie potrafię przestać wijąc się po pościeli w rozpaczy. Słyszę, jak ktoś otwiera drzwi mojego mieszkania i odliczam kroki do sypialni. Nie obchodzi mnie, że może to być morderca. Nie obchodzi mnie co się stanie. Czuję, że umieram wewnętrznie. Na nowo.
- Miona? - słyszę ten głos. Głos Dracona. Głos, którego za nic w świecie nie chciałam już nigdy usłyszeć a który jednocześnie pragnę słyszeć codziennie. Nie doczekał się odpowiedzi ode mnie. - proszę, Mionka..

Podchodzi do łóżka i kiedy widzi mój stan widzę, jak szklą mu się oczy. Siada powoli i delikatnie mnie obejmuje. Głaszcząc moje włosy szepcze uspokajająco
- Kochanie, od teraz będzie już dobrze...

* * *

Jestem narzeczoną Dracona Malfoya. Cynicznego arystokraty, który gdzieś po drodzę zgubił nienawiść do szlam i dziś kocha mnie, dziewczynę z mugolskiej rodziny. Godny przeciwnik we wszelkich starciach, skryty romantyk, delikatny mężczyzna, atakujący wąż w sytuacjach zagrożenia. Jestem najszczęśliwszą narzeczoną najbardziej nieznośnego Ślizgona jakiego miał okazję gościć Hogwart. Jestem Hermiona Jean Granger i jestem sobą.

ROZDZIAŁ VII

Ten krótki rozdział dedykuje Always, która czekała na pierwszy pocałunek. Buziaki!
Co powiecie na miniaturkę Dramione? Nie wiem, czy publikować swoje wypociny.

Tego listopadowego poranka wiatr stał się chłodniejszy niż zwykle. Hermiona Granger z uśmiechem wyglądała ze swojego przytulnego pokoju obserwując uczniów łapiących swoje długie szale, które porywał każdy mocniejszy podmuch. Czuła, że zima zbliża się wielkimi krokami. Dziewczynie przypomniały się szkolne czasy, kiedy razem z Harrym i Ronem udawała się do pobliskiej wioski Hogsmande, gdzie spędzali czas w Miodowym Królestwie i barze Pod Trzema Miotłami u Madame Romestry. Tęskniła za tymi wypadami. Dzisiaj co prawda miała zamiar wybrać się na zakupy, ale to jednak nie było to samo. Rozmyślania przerwało uporczywe i głośne pukanie do drzwi. Uchyliła je delikatnie i ujrzała jakąś młodą Ślizgonkę, którą kojarzyła z zajęć czwartoklasistów.
- Tak?
- Pani Profesor, Profesor Snape prosi o jak najszybsze opuszczenie wieży. Chciałby zabezpieczyć piętro.

W tym miejscu trzeba dodać, że odkąd Hermiona Granger miała tę wątpliwą przyjemność zostać opętaną przez naprawdę złośliwego demona, który przewrócił jej życie do góry nogami, ochrona nauczycielki Transmutacji wzrosła dwukrotnie. Dziewczyna na swoje nieszczęście musiała widywać Mistrza Eliksirów dokładnie raz w tygodniu mimo tego, że na co dzień unikała go jak ognia, aby przyjmować jakiś okropny w smaku eliksir mający odpędzać ciemne siły i dawać jej motywację do obrony przed nimi. Oprócz tego wieża młodej kobiety była zabezpieczona silnymi zaklęciami ochronnymi.

- Oczywiście, przekaż mu, że już idę.

Kiedy drzwi się zamknęły, kobieta nałożyła dość gruby, jesienny płaszcz z kapturem i opuściła wieżę. Po drodze natknęła się na Severusa, który otworzył usta, najwyraźniej mając coś ciekawego do powiedzenia, ale kobieta minęła go tylko, świetnie udając niesamowity pośpiech.

* * * Wieczorem * * *

Kiedy Miona odłożyła wszystkie torby z zakupami, a było ich naprawdę sporo miała ochotę tylko i wyłącznie na sen, którego nie dane jej było zaznać. Miała jeszcze dokładnie godzinę do spotkania towarzyskiego na które zgodziła się już jakiś czas temu. Cóż, Horacy nie próżnował - ostatnio minął mu zły humor i na powrót stał się duszą towarzystwa. Nauczyciele przyjęli to z ulgą, gdyż tracili już nadzieję, że do Hogwartu wróci ten wesoły, energiczny staruszek na miejsce smętnego starca.

Szybki prysznic zapewnił relaks i rozbudził kobietę. Wybrała liliową sukienkę i czerwone dodatki. Delikatny makijaż dopełniał całość, dając przyjemny kontrast i Miona zadowolona ze swojego odbicia w lustrze skierowała się do wyjścia.

Jakiś czas później zamroczona nowym trunkiem, którym poczęstowała ją Profesor Sprout kobieta śmiała się perliście z żartu, który opowiedał jeden z zagranicznych gości Slughorna. Snape obserwował ją z daleka i z niezadowoleniem kręcił głową, kiedy brązowowłosa sięgnęła po kolejny kieliszek, wypijając go w dość krótkim czasie jak na nią. Mówiąc szczerze, był zazdrosny. Chorobliwie zazdrosny o przystojnego bruneta, który bezwstydnie podrywał nauczycielkę i choć bardzo nie chciał się do tego przyznać, każdy na kogo warczał dzisiejszego wieczoru jak na dłoni widział, co się święci.
Kiedy około drugiej nad ranem dziewczyna wstała od stołu a towarzysz objał ja w talii proponując spacer, Czarnowłosy nie wytrzymał. Szybkim krokiem podszedł do byłej Gryfonki i powiedział z nutą złości w głosie
- Ja ją odprowadzę. Chodź Granger.
- Sev... Snape? - dziewczyna najwyraźniej nie zamierzała zwracać się do niego po imieniu. - nie ma mowy.
- Owszem, jest - złapał kobietę za rękę ciągnąc ją w stronę drzwi - Merlinie, ile ty wypiłaś. Jesteś w stanie iść sama? - uniósł brwi mając cichą nadzieję, że zaprzeczy.
- Nie potrzebuję twojej pomocy, wielkie dzięki. Dobranoc - odwróciła się do nowo poznanego bruneta i złożyła delikatnego całusa na jego policzku. W Severusie zakotłowało się ze złości.
- Idziemy! - warknął łapiąc ją za ramię i wyprowadzając z pomieszczenia.
- Au, Snape ty cholerny dupku, to boli - jęczała nauczycielka, zachowując się zupełnie jak dziecko.
Mężczyzna nie zwracając uwagi na te protesty zaprowadził kobietę wprost do jej wieży i dopiero tam spojrzał jej w oczy z zamiarem puszczenia. Kiedy zobaczył łzy bólu kręcące się w jej oku natychmiast odskoczył od czarownicy. Zdezorientowany przeczesał długie, splątane włosy ręką a Gryfonka na moment otworzyła szerzej oczy. Po chwili jednak potrząsnęła głową i odwróciła się w stronę drzwi. Sev nie chcąc stracić z oczu dziewczyny, którą jak musiał przyznać sam przed sobą naprawdę polubił w czasie lata.
- Hermiono, ja.. - zatrzymała się w pół kroku czekając na to, co powie mężczyzna. - chciałbym..
- Przeprosić? Proszę cię, daruj Sev.
- Sev? - przez chwile był zdziwony takim obrotem sprawy. Obrał jednak inną taktykę i zapytał - czy mógłbym wejść na herbatę? Z prądem?
- Nie za dużo alkoholu na dziś? Nie sądzę, by to był dobry pomysł.
- Tylko ćwiartka Hermiono.
- Hermiono? Od kiedy mówisz mi po imieniu?
- Zawsze mogę po nazwisku Granger.
- Och, cicho bądź. Wejdź.

Hermiona postanowiła wypić jeszcze kufel kremowego piwa i choć wiedziała, że nie jest to do końca dobry pomysł nie miała ochoty na przebywanie w towarzystwie Severusa w stanie trzeźwości a niestety, trzeźwiała. Przez większość czasu Czarnowłosy obserwował ciemnooką z widocznym zainteresowaniem. Speszona jego zachowaniem zapytała w końcu
- jestem brudna?
- Nie. Jesteś... zastanawiam się jak to możliwe, że ułożyłaś tę szopę, która zwykle gości na twojej głowie.
- Snape, czyżbyś prawił ukryty komplement?
Chwila wahania wystarczyła za odpowiedź.
- Chyba żartujesz Granger. Nie pochlebiaj sobie, brakuje ci do kobiety, której mógłbym prawić komplementy.

Miona uśmiechnęła się pod nosem. Po niecałych dziesięciu minutach poczuła się naprawdę zmęczona. W głowie szumiało jej od nadmiaru alkoholu a umysł podpowiadał, że jeśli nie położy się w przeciągu pięciu minut, zaśnie tak jak siedzi i nie wstanie do pracy, której przecież nie mogła odpuścić.
- Snape, nie obraź się ale jestem zmęczona.
- Ach tak, wszystko jasne. Cóż, będę się zbierać.

Granger odprowadziła go do drzwi i oparła się o framugę. Kiedy wychodził zatrzymała go jeszcze słowami
- Severusie... przeprosiny przyjęte.

Wszystko stało się w ułamku sekundy. Miona poczuła ciepły oddech na twarzy i poddała się mu bez oporów. Męska ręka Severusa objęła ją w talii i zanim zdążyła zorientować się co się dzieje, poczuła ciepłe i miękkie usta Mistrza Eliksirów na swoich. Wydawało jej się, że cały świat odpłynał wraz z tym niewinnym pocałunkiem. Błogość, szczęście, poczucie bezpieczeństwa. Ale przecież...

- Snape! - odepchnęła go od siebie ze złością. Przecież miała już swojego towarzysza. - wszystko zepsułeś. Jak zwykle! - trzasnęła drzwiami, zaszywając się w swoim dormitorium.

środa, 23 lipca 2014

SOWA

Nie, nie zawieszam bloga! Chciałabym tylko wiedzieć, czy mam jeszcze dla kogo kontynuować opowiadanie gdyż dwa nowe, długie rozdziały czekają już na dodanie? Pozdrawiam i całuję ;*

czwartek, 10 lipca 2014

ROZDZIAŁ VI

- A więc? - portret Albusa koniecznie chciał wysłuchać wszystkich rewelacji na temat dziwnego zdarzenia z udziałem Hermiony Granger, którego świadkiem był nie kto inny jak Severus Snape.
- Albusie przecież już powiedziałem. Granger..
- Hermiona - poprawił go były dyrektor z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Przerywasz mi po raz kolejny! - rozjuszony Snape najwyraźniej tracąc cierpliwość przewrócił tylko oczami i prychnął - dobrze już dobrze! A więc jak już mówiłem, Hermiona załamana wypadkiem Weasleya wyprowadziła się z Nory, urywając kontakt ze WSZYSTKIMI znanymi jej dotąd osobami. - tu portret zacmokał wyrażając niezadowolenie z poczynań czarownicy - głupia dziewucha
- SEVERUSIE!
- Tak, tak wiem! Granger to znaczy Hermiona oczywiście - Mistrz eliksirów po raz kolejny przewrócił oczami - przestała używać magii. Zatrważająca głupota. To też kiedy u progu jej drzwi pojawił się demon, który przybrał postać byłego narzeczonego, głupiutka Granger nie domyśliła się, że coś jest nie tak! Oczywiście nie miała przy sobie różdżki bo po co by sprawdzać tak normalną przecież sytuacje - roześmiał się szyderczo - kretynka wpuściła tego..
- Ktoś musi cię w końcu nauczyć dobrych manier drogi chłopcze. Panna Granger to niewiarygodnie mądra czarownica, której życie zadało wiele bólu. Potrzebowała czasu, jak my wszyscy.
- Albusie czy my dzisiaj skończymy tę rozmowę? - Sev był na skraju i miał nieodparte wrażenie, że zaraz wybuchnie - wpuściła tego demona, który jak już wcześniej mówiłem, przedstawiał się jako sąsiad. Kiedy wpuściła go dobrowolnie naparł na głowę GRANGER i przeszukał, wywołał wszystkie bolesne wspomnienia z jej głowy. Była tak osłabiona, że wypiła eliksir zezwalający na swego rodzaju połączenie i zapomnienie o pewnych aspektach jej życia. Nie zbadałem jeszcze jak dokładnie miał działać ten mechanizm. Na razie opieram się wyłącznie na tym co powiedziała mi Hermiona. W każdym razie od momentu kiedy zażyła podany wywar jej głowa była jak mugolski komputer a demon był administratorem. Kiedy w moim mieszkaniu pojawiła się dziewczynka tak łudząco podobna do Lili Potter podejrzewałem, że coś jest nie tak.
- Udałeś się z tym do Alexandra?
- Oczywiście, że tak, masz mnie za głupca? Alexander nie miał dostatecznych dowodów aby zdemaskować dziewczynę, choć wyczuwał sam mrok bijący z jej osoby. Dobrze się ukrywała,a człowieczeństwo którego ślady zauważał Alex brała po prostu z głowy Granger. Okropne bóle głowy, niepokojąco podobne po prostu do zwykłej migreny wywoływane były pobieraniem energii przez tego stwora. Kiedy Granger zastała mnie i to coś - skrzywił się z odrazą nauczyciel - w nieco, hmm... dwuznacznej sytuacji - urwał a na bladych policzkach pojawiły się plamy na kształt rumieńców - zdenerwowana pobiegła do swojego mieszkania i wypiła całą butelkę wina, które jej podarowałem.
- Jak mniemam nie było to zwykłe wino? - Dumbledore spojrzał badawczo spod okularów połówek na przyjaciela.
- Jasne, że nie! Dodałem do niego berberys i uważyłem eliksir, który miał być spożywany stopniowo. Zbyt duża dawka w tym przypadku nie zaszkodziła, a jedynie ujawniła całą sytuację. Kiedy istota zorientowała się, że tajemnica została odkryta zniknęła zanim zdążyłem wrócić do mieszkania. Z tego co mówi Granger pozostawił ją po sobie nie kto inny jak Voldemort.
- To wiele wyjaśnia, ale i wiele pozostaje do wyjaśnienia. Mam nadzieję, że choć w nikłym stopniu zaopiekowałeś się panną Granger? Z pewnością była wstrząśnięta.
- A gdzie tam! Zasnąłem kiedy podałem jej specyfiki przywracające do zdrowia a kiedy się obudziłem cholernej gryfonki już nie było! Ale znalazła sobie pocieszyciela, bez obaw. Piszą o nich w gazetach - rzucił kartkę papieru na stół z wyraźną wściekłością i dopiero wtedy Albus mógł zauważyć, że ten skrawek pergaminu namiętnie gnieciony przez Severusa to po prostu wycinek z gazety. Przedstawiał uśmiechniętą od ucha do ucha Mionę i Hansa trzymających się za rękę przy wyjściu z hotelu. Mężczyzna szeptał czarownicy na ucho najwyraźniej przyjemne słówka a ta chichotała zasłaniając usta dłonią.
- Nie bądź na nią zły, Sev. - Dumbledore uważnie przyglądał się mężczyźnie i chyba zaczynał rozumieć, dlaczego ostatnio jest tak przybity - to nie jest długoterminowa znajomość.
- Słucham?! Co ty sugerujesz Albusie? Że ja i Granger.. Że ja jestem w Granger...
- Zauroczony? Że bardzo ją lubisz? Ależ tak.
- Postradałeś zmysły! Mieli racje, ty jesteś po prostu starym wariatem oprawionym w ramkę!
- Nie oszukasz siebie mój drogi.
- Skończ Albusie! Jedyną kobietą, która zdobyła moją sympatię była Lili Potter ale ona nie żyje a ty bardzo dobrze o tym wiesz!

Czarnowłosy trzasnął drzwiami i kiedy zdenerwowany prawie biegł do lochów wpadła na niego mała istotka z burzą loków na głowie.
- GRANG... LISA! - wrzasnął patrząc wściekle na piątoklasistkę z Gryfindoru. Jego zdenerwowaniu nie pomagał fakt, że prawie pomylił ją z Granger ze szkolnych lat - co ty sobie wyobrażasz dziewucho! Wiesz, która jest godzina?! Powiedz mi, no która?! - wrzeszczał wyładowując na niej swoją frustrację. On i Granger, też coś!
- Panie Profesorze - jąkała się dziewczyna nie patrząc na niego co denerwowało mężczyznę jeszcze bardziej - ja wiem, że..
- Doskonale, że wiesz! W takim razie wiesz również, że złamałaś punkt regulaminu szkolnego, za który odbiorę ci punkty i podaruje przemiły szlaban!
- Ale..
- Żadnego ale! Pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru za próbę dyskutowania z nauczycielem i włóczenie się po korytarzach w nocy! Przez tydzień pojawiasz się w moim gabinecie o 18!
- Ale..
- POWIEDZIAŁEM ŻADNEGO ALE!
- Ona była u mnie Snape. Ma moje zezwolenie - odezwał się dobrze znany mężczyźnie głos Miony, teraz nauczycielki transmutacji w Hogwarcie. - pięćdziesiąt punktow dla Gryffindoru - powiedziała teraz i klepsydra domu gryfonów znowu wróciła na drugie miejsce w tabeli. Zaraz po Ślizgonach - nie odbieraj bezpodstawnie punktów w moim domu. - warknęła.
- Narażasz bezpieczeństwo uczniów Granger - wysyczał Sev mrużąc oczy co nie oznaczało przyjemnej pogawędki przy piwie kremowym.
- Lisa, idź już do dormitorium - kobieta uśmiechnęła się do uczennicy a ta czmychnęła niczym spłoszona mysz polna. - słucham..
- Jesteś nieodpowiedzialną, nieprzyjemną, mało inteligentą i żałosną smar..
- Smarkulą? Daruj sobie Snape. Jeśli masz mi coś do powiedzenia przejdź do rzeczy, chciałabym się wyspać.
- Ależ oczywiście, że mam! - nauczyciel doskoczył do niej i złapał ją za nadgarstki.
- Natychmiast mnie puść Snape!
- Chyba śnisz, kretynko! Najpierw uciekasz w wakacje bez słowa, później unikasz mnie przez cały tydzień - teraz przyciskał ją już do ściany.
- Ja unikam ciebie! Polemizowałabym, wszyscy mają wrażenie, że jest dokładnie na odwrót!
- Zamknij się, Granger! Zamknij się do cholery! Nigdy nie dasz sobie niczego powiedzieć, co?!
- Jasne, że nie! Nie takiemu nieznośnemu nietoperzowi z krzywym nochalem i tłustymi włosami SNAPE!
- Jak dziecko! - teraz nauczyciel eliksirów był już naprawdę porządnie wkurzony i zraniony słowami dziewczyny.. zaraz... zraniony? Spojrzał w brązowe oczy ciskające błyskawicami i opuścił rękę uwalniając kobietę z uścisku. Pochylił się nad nią a ona wtedy odepchnęła go tak, że ten nie zdążył złapać równowagi i zatoczył koło - DO JUTRA SNAPE!

Odeszła szybkim krokiem cała w nerwach.