Miniaturka o tematyce Dramione
Tego lata nie czułam się najlepiej. Przyznaje otwarcie, że ja Hermiona Jean Granger straciłam siłę do walki. Mój optymizm ulotnił się gdzieś razem z Ronaldem Weasleyem, który zostawił po sobie pustkę odchodząc z Jasmine - młodszą pięknością ze Slytherinu. Zdziwieni? Ja nie. Od zawsze był typem egoisty i choć nie sądzę, by świadomie chciał wyrządzić mi krzywdę, nie mogę pozbyć się przykrego uczucia, że tym razem doskonale wiedział na co się decyduje. Nie myślcie, że to mnie złamało, wtedy nie mogłabym samej siebie nazwać Gryfonką, a jestem Gryfonką z krwi i kości.
Siła? Pozostawia wiele do życzenia. Upadłam na zdrowiu. Klątwa, którą potraktował mnie Avery podczas Wielkiej Bitwy Czarodziejów odcisnęła swe piętno. Magomedycy wydają się być bezsilni, rozkładają ręce i mówią tylko, że brakuje mi silnej woli. Tak - ja, Hermiona Jean Granger czuje, że powoli umieram. Czuję, że każdego dnia uciekają mi ostatnie płomyki nadziei, które pielęgnowałam w sobie przez cały ten czas. Czy ktoś potrafi mi pomóc? Nie.
Przyjaciele... mój najlepszy przyjaciel. Harry Potter zaręczył się z Ginewrą Weasley, która spodziewa się dziecka. Wesele zostało odłożone ze względu na mój stan i nie myślcie sobie, że miałam coś do powiedzenia w tej sprawie - to Ruda zdecydowała, nie przyjmując żadnych argumentów. Powiem szczerze - mam wrażenie, że Molly ma mi za złe zaistniałą sytuację.
Luna i Neville wyjechali do Irlandii, gdzie indywidualnie szkolą dzieci posiadające zdolności magiczne. Piszemy do siebie od czasu do czasu, ale nie wymieniamy się żadnymi istotnymi informacjami. Nie sądzę by mieli zamiar wrócić do Anglii.
Były narzeczony?
Ronald Weasley znalazł sobie kochankę, kiedy po raz czwarty zapadłam w śpiączkę i przeniesiono mnie do Świętego Munga. Kiedy się obudziłam, Ginny poinformowała mnie ze łzami w oczach, że jej brat wyjechał bez słowa. Sądzę, że nie wytrzymał presji choć chyba nie zdążył pomyśleć, co poczuję kiedy dotrze do mnie wieść o ucieczce od życia, które dzieliliśmy razem przez siedem lat nauki w Hogwarcie i trzy lata narzeczeństwa. Cóż, nie mogę powiedzieć, że Ron okazał się być takim znowu złym partnerem - ale tego co zrobił nie potrafię wybaczyć. Nie teraz.
Moi rodzice... nie zodołałam ich odnaleźć. Szalałam z bólu po ich stracie, ale zwątpiłam. Mam to sobie za złe, jednakże myślę, że Państwo Granger przepadli jak kamień w wodę.
Mijają miesiące. Harry odwiedza mnie raz w tygodniu, Ruda odwleka wizytę od tygodni. Rozumiem ją - jestem blada, schorowana i wychudzona - nie wiadomo co powoduje wysokie gorączki z jakimi się borykam ale widzę jak patrzy na mnie najlepszy przyjaciel - jakby miał się zarazić czymś obrzydliwym. Magomedycy mówią, że nie są w stanie już nic zrobić. Czuję, że wszystko staje się obojętne.
Pewnego smętnego poranka, kiedy jak zwykle budzę się około dziewiątej wykończona jeszcze bardziej niż zanim poszłam spać, do pokoju wchodzi zabójczo przystojny blondyn rodem ze Slytherinu. Blondyn, którego nienawidzę. Draco Malfoy.
Patrzy na mnie i wydaje mi się, że nie widzę odrazy w jego oczach, a w głosie nie słyszę pogardy. Mam wrażenie, że cyniczny i podły Malfoy znikł, ale wiem, że to tylko wrażenie. Nie ufam mu. Oznajmia Molly i Arturowi, że opracował nowy sposób terapii, że pomoże mi nabrać motywacji do walki z chorobą a oni mimo moich stanowczych protestów zgadzają się na jego żądania.
Od dwóch tygodni leżę jak spetryfikowana przyglądając się poczynanią Malfoya. Na razie warzy jakieś eliskiry, które pomagają mi nabrać głębokiego oddechu w płuca, ale nic poza tym się nie zmienia. Mam wrażenie, że to bez sensu. Wydaje mi się również, że Blondyn obserwuje mnie bardzo uważnie. Odzywam się niezwykle rzadko, ale zawsze z sensem. W końcu kiedyś byłam Panną-wiem-to-wszystko.
Po upływie trzech tygodni zaczynam się przyzwyczajać do myśli, że chyba umrę w towarzystwie Ślizgona. Zabójczo przystojnego Ślizgona jak podpowiada mi umysł, ale ignoruję ten fakt. Ach, muszę dodać, że wszelkie odwiedziny zostały odwołane, natomiast Harry dzień w dzień poświęca około godziny w ciągu dnia, aby wykłócać się o pozwolenie na wstęp do pokoju, którego Draco zawzięcie odmawia. Mówi tylko, że jeszcze nie czas.
- Malfoy.. - odzywam się pewnego dnia, chociaż wcale nie muszę. Mam akurat lepszy dzień. Płuca nie parzą mnie jak zwykle, a głos nie jest zachrypnięty.
- Tak, Granger? - wydaje mi się, że dostrzegłam dziwny błysk w jego oku. Chyba zbyt wiele rzeczy mi się wydaje.
- Hermiona - poprawiam go grzecznie i widzę, jak kąciki jego ust noszą się delikatnie ku górze by po chwili przywdziać maskę obojętności. Neutralny w stosunku do pacjentki. Cholerny Malfoy.
- Draco - mówi mi on i już wiem, że po raz pierwszy od prawie roku komukolwiek udało się wywołać uśmiech na mojej twarzy. On przygląda się z zainteresowaniem.
- Myślisz, że z tego wyjdę? - pytam całkowicie poważnie i oczekuję poważnej odpowiedzi ze strony swojego ''doktora''.
- Zależy - odpowiada zadawkowo i widzę u niego uśmiech. Prawdziwy uśmiech, nie wymuszony grymas.
- Od czego.. Draco? - próbuję jeszcze dowiedzieć się czegoś więcej.
- Tylko od Ciebie.
Od tego momentu rozmawiamy naprawdę wiele. Dobrze się czuję w towarzystwie Dracona i chociaż nie ufam mu do końca mam wrażenie, że odnalazłam bratnią duszę. Lubimy te same książki, wymieniamy się poglądami, interesujemy mugolską technologią. Dowiedziałam się nawet, że Malfoy korzysta z mugolskiego telefonu komórkowego. Rozumiecie? Malfoy!
Wesleyowie i Potter są zdziwieni, jakie postępy daje leczenie. Właściwie sama jestem zdziwiona, gdyż tylko raz dziennie zażywam eliksir barwy dojrzałych wiśni. Nie smakuje najlepiej, ale lepiej się po nim czuje.
Draco zachowuje dystans, ale po upływie paru miesięcy w ciągu których mam być pod stałą obserwacją zdarzyło mu się musnąć moją dłoń czy delikatnie pogłaskać burzę loków na mojej głowie. Jest taki troskliwy! Odmówił pieniędzy za leczenie.
W listopadzie kolejnego roku informuje nas wszystkich, że leczenie zakończyło się sukcesem. Życzy mi szczęścia na nowej drodze życia i ma zamiar odejść. Nie mogę na to patrzeć. Przytulam go kiedy jest już przy samych drzwiach i chyba oboje jesteśmy zaskoczeni. Zatrzymuję go desperackim pytaniem
- A może miałbyś ochotę obejrzeć mugolski film?
- Och, ja.. tak, jasne. - słyszę to zawahanie w jego głosie i mam wrażenie, że przyjaciel, prawdziwy przyjaciel, którym się stał ma coś do ukrycia.
- W piątek o szesnastej?
- Przyjdę - obiecuje i wychodzi.
Całe trzy dni włócze się bez sensu po swoim mieszkaniu. Zdążyłam je już wysprzątać, nadać mu porządnego wyglądu i zrobić większe zakupy zarówno jeśli chodzi o garderobę jak i o żywność.
W dniu spotkania jak codziennie dostaję Proroka Codziennego. Widzę artykuł o ślubie znanego arystokraty i znudzona przewijam stronę popijając przy okazji mój ulubiony sok pomarańczowy. Zaraz... znanego arystokraty? Wracam i cały mój świat pęka jak lustro, gdy widzę, że chodzi o nikogo innego jak o Dracona Malfoya. Wiedziałam, że coś ukrywa. Nie wiedziałam, że złamie mi serce.
Tak oto odkrywam, że ja Hermiona Jean Granger byłam, jestem i będę idiotką zakochaną w Draconie Malfoyu, który już za miesiąc zostanie szczęśliwym mężem Astorii.
O szesnastej słyszę dzwonek do drzwi. Wstaję sprzed telewizora, gdzie oglądam Titanica i zajadam się lodami czekoladowymi i nie zwracając uwagi na roztrzepane włosy i za dużą koszulkę otwieram je. Draco spogląda na mnie niepewnie a ja zanoszę się ironicznym śmiechem, którego nie potrafię powstrzymać.
- Życzę ci powodzenia... fretko - mówię mu i nie dając dojść do słowa trzaskam drzwiami przed nosem. Wiem, że spędził tam co najmniej pół nocy próbując dodzwonić się do mnie i moich przyjaciół. Wszyscy wyłączyliśmy telefony.
Po miesiącu spędzonym na rozpaczy, w dniu ślubu Dracona postanawiam wziąć się w garść. Znajduję pracę w Ministerstwie a wolny czas spędzam na siłowni i w bibliotece. Czasami wyskoczę do kawiarni na rogu ulicy albo wybiorę się na większe zakupy. O Malfoyu nie chcę słyszeć.
Pewnego razu wychodząc z szatni wpadłam na Zabiniego. O Merlinie, jak on się zmienił! Muszę powiedzieć, że od ślubu Dracona minęły już dwa lata. Nie obchodzi mnie czy ma dzieci i czy wszystko poszło zgodnie z planem.
- Cześć! - macham Zabiniemu a on wygląda na nieco przerażonego sytuacją. Zastanawia mnie, o co właściwie mu chodzi.
Podążam za nim wzrokiem i już widzę... mężczyzna o blond włosach i stalowych tęczówkach w które tak kochałam spoglądać. Mam nadzieję, że zapadne się po ziemię. Odwracam się i stanowczym gestem zbieram swoje rzeczy. Wychodze z dumnie uniesioną głową nie zwracając uwagi na gapiących się na mnie byłych Ślizgonów. Mam zamiar zaszyć się w domu i wziąć gorącą kąpiel. Przy samochodzie ktoś łapie mnie za rękę i z siłą odwraca w swoją stronę
- Granger, poczekaj chwile! - widzę blondyna i czuję, jak kręci mi się w głowie. Duszę się i muszę uciekać. Muszę odejść zanim ulegnę.
- Nie ma mowy, Malfoy. Daj mi spokój - chciałabym dokładnie odwrotnej sytuacji. On nie chce puścić spoglądając w moje czekoladowe tęczówki, teraz pewnie przeszyte bólem. Staram się maskować całe załamanie. Wydaje się, że przez dziesięć sekund przechodze przez każde stadium zaawansowanej nerwicy. - puść mnie, słyszysz? Nic do ciebie nie czuję! - krzyczę mu w twarz i czuję palące łzy. Kłamię. Kocham go całym sercem, które nigdy nie skleiło się w jedną całość. Widzę jak się odsuwa.
- Kłamiesz, Granger! Wiem, że kłamiesz! - widzę morze bólu w jego oczach i nie mogę tego znieść. Desperacko pragnę go przytulić, powiedzieć że nic się nie zmienia. Ale nie mogę. - nie ożeniłem się z nią, Miona - szepcze a ja kamienieje. Nie ożenił się? Porzucił Astorię?
- Nieistotne - mówię łamiącym się głosem, choć wiem jak bardzo się mylę. Odwracam się i wyszarpuję rękę z jego uścisku. Odjeżdżam nie patrząc za siebie.
Noc okazuje się być udręką. Odczuwam ból, którego już nigdy nie chciałam doznać. Który jest tak nasilony, że pragnę umrzeć. Nie mogę spać, nie mogę przestać myśleć. Poduszka jest cała mokra, tak samo jak moje dłonie i twarz. Wiem, że opuchlizna spod oczu nie zejdzie przez najbliższe tygodnie, a przyjaciele będą się zamartwiać. Wiem, ale nie potrafię przestać wijąc się po pościeli w rozpaczy. Słyszę, jak ktoś otwiera drzwi mojego mieszkania i odliczam kroki do sypialni. Nie obchodzi mnie, że może to być morderca. Nie obchodzi mnie co się stanie. Czuję, że umieram wewnętrznie. Na nowo.
- Miona? - słyszę ten głos. Głos Dracona. Głos, którego za nic w świecie nie chciałam już nigdy usłyszeć a który jednocześnie pragnę słyszeć codziennie. Nie doczekał się odpowiedzi ode mnie. - proszę, Mionka..
Podchodzi do łóżka i kiedy widzi mój stan widzę, jak szklą mu się oczy. Siada powoli i delikatnie mnie obejmuje. Głaszcząc moje włosy szepcze uspokajająco
- Kochanie, od teraz będzie już dobrze...
* * *
No, no. Ładnie :D Nie lubię, ach, nie cierpię Dramione, ale twoje opowiadanie spodobało mi się ze względu na narrację pierwszoosobową w wykonaniu Miony. Jej punkt widzenia jest mi znacznie bliższy, niż Malfoy’a. Taka nieco dramatyczna była, ale pełna uczuć i impulsywności… <3
OdpowiedzUsuń