Życie Hermiony Granger nie potoczyło się tak jakby sobie tego życzyła - wojna odcisnęła piętno na bliskich dziewczyny oraz na niej samej. Nie wszyscy uchowali się przy życiu ryzykując zdrowie by odbudować świat magii. Jest jednak osoba, która by odkupić swe winy pomoże dziewczynie odnaleźć siebie. A może po drodze oboje znajdą wolność? Notki regularnie co tydzień! O wszelkich zmianach poinformuję.
Nickelback - How You Remind Me
piątek, 20 marca 2015
zawieszenie?
Witam jeśli ktokolwiek jeszcze tu zagląda. Z przykrością musze napisać, że blog chyba zostanie zawieszony. Czuje, że nie mam dla kogo pisać i kompletnie brak mi weny. Pozdrawiam.
poniedziałek, 9 marca 2015
Zapytanie
Cześć. Jak wcześniej wspominałam nad jednym z rozdziałów ostatnio nagromadziło mi się od groma problemów osobistych z którymi nijak nie mogę sobie poradzić. Jednakże piszę i piszę, tworząc sobie jakąś odskocznie tak, że dziennie mam gotowy jeden rozdział i miniaturkę.
Może nie są najlepsze ale proponuję tydzień ze mną. Codziennie przez tydzień będę dodawała nowe rozdziały lub miniaturki Sevmione. Co Wy na to?
Życzę Wam dobrej nocy ;*
Może nie są najlepsze ale proponuję tydzień ze mną. Codziennie przez tydzień będę dodawała nowe rozdziały lub miniaturki Sevmione. Co Wy na to?
Życzę Wam dobrej nocy ;*
niedziela, 8 marca 2015
ROZDZIAŁ XIX 18+
Yeah! Zdążyłam przed północą!
To pierwszy taki rozdział dlatego proszę o wyrozumiałość, jeśli nie jestem najlepsza w pisaniu tego rodzaju scen. Najlepszego kobietki!
- Granger, dorośnij że w końcu! – krzyczał wzburzony Snape
patrząc na groźnie łypiącą spod byka Gryfonkę – mamy uczniów, lekcje…
- Czyżby? Nie przeszkadzało ci to szczególnie ostatnimi
czasy! – krzyczała na niego pełna nadziei że może jednak trafi w jakiś czuły
punkt i wygra tę bitwę.
- Nie możesz go szukać! Wysłaliśmy ekipę, mają wszystkie
wskazówki! Nie bądź głupia! – oponował patrząc jak wrzuca przypadkowe
przedmioty do torebeczki potraktowanej zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym –
jesteś uparta jak osioł!
- A ty marudny jak goblin, Snape! Nie chcesz iść ze mną?
Wszystko mi jedno, mogę iść sama.
- Chyba kpisz – warknął zdenerwowany tym, jak się do niego
odzywa – nie zapominaj do kogo mówisz, Granger.
- Nie da się zapomnieć takiej gadziny – zagryzła usta.
Przegięła, widziała to w jego oczach – przepraszam – powiedziała po dłuższej
chwili – ja po prostu martwię się o Harry’ego.
Mężczyzna wziął głęboki oddech z całych sił starając się nie
odpowiedzieć czegoś, co mogłoby wywołać kolejną awanturę.
- Oni go znajdą – rzekł w końcu siadając w wygodnym fotelu –
Granger? Zapraszam cię na kolację. Dzisiaj.
- Co?! – wyrwało jej się – ee… - chyba po raz pierwszy
zabrakło jej słów. Snape zaprasza ją na kolację? To jakaś kpina.
- Ja gotuję – dodał patrząc na nią pytająco. W końcu mieli
dziś 8 marca. Nie żeby ktoś powinien to wiedzieć ale miał sentyment do tego
rodzaju świąt. Jego matka zawsze je uwielbiała choć od ojca pijaka nigdy nie
dostała nawet polnego kwiatka.
- ummm… tak, jasne – zdecydowała się w końcu nadal zdziwiona
do cna. To nie czas jej urodzin ani jakaś szczególna okazja więc co? O co
chodzi Sneap’owi?
- O siódmej na błoniach. Pokażę ci coś. Granger? – zachciało
mu się śmiać ale się powstrzymał. Jak zwykle zresztą. Stała jak słup soli i
patrzyła przed siebie jakby ją spetryfikowano – Granger? – ocknęła się i
spojrzała na niego nieprzytomnie – powinniśmy iść na śniadanie.
- Och, tak, jasne – zrehabilitowała się i już po chwili
kroczyli szkolnymi korytarzami.
Ich nagły powrót do murów szkoły wywołał wiele kontrowersji.
Nic nie ciekawiło uczniów tak bardzo jak to, gdzie podziewała się dwójka
odwiecznych wrogów i do tego RAZEM. Przede wszystkim Gryfoni i Ślizgoni
szeptali pomiędzy sobą. Pogodzone domy to jedno ale pogodzona Granger i Snape?
To niemożliwe. W każdym razie ich zdaniem.
Hermiona dziobała właśnie swojego tosta z dżemem kiedy
wylądowała przed nią biała, puchata sowa. Dziewczyna przy zaciekawionym wzorku
większości nauczycieli w ciszy odwiązała niewielką kopertę i rozerwała ją
szybko wyjmując list. Miała nadzieje, że to jakieś wieści dotyczące Harry’ego.
„Droga Hermiono!
Wiem, że to
nienajlepsze okoliczności ale chciałabym żebyś mnie odwiedziła. Harry’ego nie
ma i zostałaś mi tylko Ty, Miona. Musimy porozmawiać.
Zapraszam Cię więc do
mnie w sobotę o 15.
Ginny. ”
Czyli jednak nie. Nawet Ginny nie wie nic na temat swojego
męża a co dopiero ona, przyjaciółka stojąca w drugim rzędzie. Przebiegła
wzrokiem po wszystkich gapiach którzy oczekiwali wybuchu radości albo może
płaczu i nie tłumacząc nikomu swojego zachowania wstała od stołu i wyszła z
Wielkiej Sali.
* * *
- Dzisiaj ważycie eliksir słodkiego snu –
Snape machnął krótko różdżką i usiadł za biurkiem – składniki macie na tablicy.
Anderson z łaski swojej postaraj się nie wysadzić dziś klasy. Twój wujek
Longbottom na pewno nie byłby zadowolony ze spotkania ze mną, czy tak? Rusz
się, Anderson! – Gryfoni byli dla niego prawdziwym utrapieniem. Nawet to, że
nie wszyscy byli tak głupi jak mógłby się spodziewać nie poprawiało mu humoru.
Szczególnie ta mała siostrzenica Longbottoma. Była nie tylko mała i pulchna ale
także niezdarna – zupełnie jak on. I zupełnie jak kiedyś Granger Nevillowi tak
teraz Shmit pomagał Anderson mimo jego wyraźnego zakazu.
- Minus pięć punktów dla Gryffindoru! –
zagrzmiał ku ogólnej uciesze Ślizgonów – ja się chyba jasno wyraziłem Shmit.
Żadnej pomocy.
- Ale… panie profesorze – zaczął chłopiec –
ja tylko…
- Chcesz zarobić szlaban? – przerwał mu
Mistrz Eliksirów łypiąc na niego spod byka. Hermiona na pewno nie pochwaliłaby
takiego traktowania uczniów ale on nie miał skrupułów. To był jego nawyk.
Przecież nie mógł pozwolić, żeby jakaś gówniarzeria weszła mu na głowę.
Kiedy wszyscy zaczęli zajmować się w końcu
swoimi obowiązkami usiadł wygodnie na ulubionym krześle i zaczął rozmyślać o
dzisiejszym wieczorze. W końcu zabierał ją do miejsca w które nie zaprowadził
nikogo prócz Lily Evan… Potter. Zastanawiał się jak zareaguje. Spodoba jej się?
A może będzie chciała wracać do domu?
Rozmyślania przerwał rozchodzący się po
całej klasie odór zgniłych jaj. Starając się powstrzymać od zatkania nosa
zacisnął zęby i wstał. Nawet nie musiał pytać, żeby wiedzieć, że miksturę o tak
cudownych właściwościach aromatycznych mogła sporządzić tylko Anderson. Jednym
machnięciem różdżki oczyścił jej kociołek ledwo udało mu się zdusić cisnące się
na usta obelgi
- Wystosuję odpowiednie pismo do twojego
wuja zanim otrujesz całą klasę łącznie ze mną, Anderson – warknął i widząc że
jest bliska płaczu odwrócił się do niej plecami – dostajesz jedno wielkie O.
Zaraz też wziął się za pisanie listu. Nie
żeby chciał zrobić jej na złość ale to była jakaś paranoja. Przechodził to
przez pięć lat i nie zamierzał ani dnia dłużej. Wiedział, że prawdopodobnie nic
nie wskóra ale uprzykrzenie życia komuś pokroju Anderson uważał za konieczność.
Gdyby choć trochę przykładała się do jego zajęć albo przynajmniej poprosiła o
korepetycje które proponował jej już na początku roku to może teraz nie
musiałby co lekcja użerać się z tym jak bardzo jest nieudolna.
- Spencer! – kiwnął palcem w stronę jednego
ze Ślizgonów – zaniesiesz to do sowiarni.
- Już się robi, profesorze! – podskoczył
pierwszoklasista i zaraz popędził z listem.
Severus cieszył się, że dzisiaj nie będzie
musiał oglądać już żadnych uczniaków z domu Lwa. Na całe szczęście reszta dnia
upłynęła mu w towarzystwie Puchonów i Krukonów, którzy nie denerwowali go
faktem, że w ogóle istnieją. Nie, żeby stosował wobec nich jakąkolwiek taryfę
ulgową – to było po prostu nie wskazane.
Od południa nie mógł usiedzieć w miejscu.
Musiał dopilnować by to wszystko było perfekcyjne.
- zupełnie jak Granger – zauważył z
przekąsem.
O osiemnastej trzydzieści stał już przy
drzwiach wyjściowych. Nie obchodziło go co powiedzą szwędające się wszędzie
małolaty ani jak zareagują na fakt, że włosy ich nauczyciela chyba po raz
pierwszy nie są w tragicznym stanie. Przeciwnie. Teraz były puszyste i lśniące.
- Aleksander ma swoje sposoby – mruknął z uznaniem
wygładzając je odrobinę.
Nie zabierał ze sobą kwiatów bo Granger
uznałaby to za przechodzony sposób na podryw. Niecierpliwie spojrzał na
zegarek.
- Nie spóźniłabym się, Severusie – usłyszał
tak dobrze mu znany aksamitny głos i podnosząc głowę trafił prosto w
czekoladowe tęczówki.
- wyglądasz… - zabrakło mu słów. Zwykle nie
prawił komplementów i w sumie teraz też nie byłby sobą gdyby nie dodał czegoś
zgryźliwego – całkiem przyzwoicie.
Przysiągłby, że Hermiona uśmiechnęła się
pod nosem.
- Ty również – stwierdziła puszczając mu
oczko. Zaraz, chwila, Granger puściła mu oczko?! – zaraz… momencik… Snape?! Co
ty zrobiłeś z włosami?! – zaczęła się śmiać przypatrując się z niedowierzaniem.
Chyba po raz pierwszy nie wyglądały jak wysmarowane smalcem. I to z powodu
kolacji z nią?
- Uh, Granger. I pomyśleć, że miałem być
uprzejmy. Chodź już – pociągnął ją za ramię w stronę Zakazanego Lasu.
Kiedy doszli na miejsce był już cały
spięty. Rzecz jasna nie dał po sobie niczego poznać ale martwił się czy Granger
zaakceptuje jego azyl.
- Wejdź – postukał różdżką w korę jednego
ze starych drzew w którym ukazał się ledwo widoczny zarys drzwi. Popchnął je i
już po chwili byli w jego miejscu. Jedynym miejscu gdzie Severus Snape mógł
czuć się sobą.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Wszystko
było tu takie… magiczne! No i ten stół, pięknie przystrojony!
- Niewiarygodne – szepnęła przypatrując się
zaczarowanym ścianom – gwiazdy? Góry? – zapytała ale znała odpowiedź na swoje
pytania. To wszystko łączyło się w zgraną, cudowną całość.
- Podoba ci się? – zapytał nerwowo jej
towarzysz a ona spojrzała na niego jakby postradał zmysły.
- Żartujesz sobie? To miejsce jest
niesamowite.
- Stworzyłem je, kiedy byłem jeszcze w
szkole. Wiesz te lata spędzone w Hogwarcie… byłem raczej samotnikiem. Molem
książkowym.
- Jak ja.
- Jak ty. Tyle że ty miałaś przyjaciół.
Kogokolwiek. Dość tego – przerwał sentymenty – nie będę się żalił, wyrosłem już
z tego – rozładował atmosferę tym jednym, prostym zdaniem – zapraszam do stołu.
Sam stół wyglądał niesamowicie. Nakryty
białym obrusem i zastawiony najpyszniej wyglądającymi potrawami jakie
kiedykolwiek widziała. Paliły się też dwie świece. Snape postarał się nawet
żeby były czerwone chociaż wiedziała, że Ślizgoni z reguły nie znoszą tego koloru.
Ale to pomieszczenie nie przypominało niczego co miałoby związek ze Ślizgonami.
Sufit pokazywał im niebo usiane gwiazdami a
ściany były górskimi ścieżkami znajdującymi ujście na monstrualnych rozmiarów
łące. Same meble miały odcienie szarości i turkusu. Miękka kanapa zapraszała do
wypoczynku w chłodne dni a wielki regał, który o dziwo mieścił się w jednym z
rosnących na górskiej ścieżce drzew posiadał niezbadane jeszcze zbiory ksiąg.
Zarówno mugolskich jak i tych dla czarodziejów. Na podłodze znajdował się
ogromny, szary, puchaty dywan na którym można byłoby leżeć godzinami wpatrując
się w sklepienie. Całość zapierała dech w piersiach.
- Białe czy czerwone? – zapytał patrząc na
nią wyczekująco. Była mile zaskoczona jego poczynaniami.
- Czerwone poproszę – odpowiedziała,
uśmiechając się zupełnie tak, jak w czasach kiedy wszystkie zmartwienia
odchodziły w niepamięć. W tym czasie mężczyzna napełnił jej kieliszek i opadł
na krzesło wzdychając ciężko. Chciał wyzbyć się stresu ale to chyba nie było
tak łatwe jak mogłoby się wydawać. A przecież do cholery był podwójnym
szpiegiem! Randka powinna przejść bez echa – coś się stało? – zapytała wyraźnie
zmartwiona. Spojrzał w jej oczy i ledwo powstrzymał się od powiedzenia jej jaka
jest piękna.
- Właściwie… nie przyprowadzałem tu zbyt
wiele osób. Dokładnie jedną – powiedział cicho ale zaraz podskoczył jak
oparzony – na miłość Merlina! Granger, ściągaj ten płaszcz! Zapomniałem – teraz
Gryfonka śmiała się już w głos. Jego nieporadność była taka… taka urocza.
Oddała mu swój ciężki, zimowy płaszcz a on zaniemówił z wrażenia. Już wcześniej
widział, że wygląda dzisiaj nadzwyczajnie ładnie ale teraz musiał przyznać, że
jest cholernie seksowna i elegancka. Granatowa sukienka sięgająca przed udo nie
była ani nazbyt obcisła ani zbyt luźna. W sam raz. Delikatna, złota bransoletka
zdobiła prawy nadgarstek a na szyi wdzięcznie pobłyskiwał cienki łańcuszek.
Dopiero teraz dostrzegł, że brnęła przez całe to błoto w granatowych,
lakierowanych szpilkach na niewielkim obcasiku a jej usta były ponętnie
czerwone.
- Hermiono? – zagadnął siadając ponownie na
krześle – sprawię ci komplement o którym nikomu nie możesz wspominać.
Jej chichot wręcz go urzekał. Nigdy
wcześniej nie słyszał, żeby śmiała się tak jak teraz.
- Obiecuję – powiedziała nadal zakrywając
usta dłonią.
- Jesteś piękna – z lubością obserwował jej
reakcję. Chyba nie słyszała takich komplementów od rudzielca bo natychmiast
nabrała rumieńców a jej oczy zaświeciły jak lampki choinkowe, które pamiętał z
rodzinnego domu.
- Dziękuję – odparła speszona, nie wiedząc
gdzie właściwie ma podziać oczy. Aby ułatwić jej sprawę zapytał
- Czego skosztujesz?
- Poproszę o danie dnia – zażartowała sobie
obserwując jego reakcje. Oczywiście nadal z wypiekami na oliwkowych policzkach –
co to takiego? – zapytała spoglądając na niego kiedy wyłożył na jej talerz
apetycznie wyglądającą sałatkę.
- Właściwie – zawahał się – to mugolski
gyros – w tym momencie oboje dostali ataku śmiechu. Kiedy skosztowała musiała
przyznać, że Severus jest naprawdę wspaniałym kucharzem. Jak i rozmówcą.
Przez cały wieczór przeplatali lekkie
rozmowy ze sprzeczkami godnymi starego małżeństwa. Oboje, choć bardzo tego nie
chcieli musieli przyznać, że nigdy nie rozmawiało im się z nikim tak dobrze. Po
raz pierwszy od wielu lat i Severus i Miona czuli się najzwyczajniej w świecie
szczęśliwi.
- Zaraz się zacznie – powiedział mężczyzna
chwytając w swoją silną dłoń jej delikatną rączkę – połóż się – wskazał na
dywan. Sam przyniósł dwie lampki wina i położył tuż obok Gryfonki.
- Co się zacznie? – dociekała kiedy ten
wskazał na niebo
- Właśnie to.
- Deszcz meteorytów! Severusie to… to jest
cudowne! – wykrzyknęła śmiejąc się i ciesząc jak małe dziecko. Mógłby się jej
tak przypatrywać całą noc. Dopiero teraz dostrzegł jak piękną i dojrzałą stała
się kobietą. Kiedy dostrzegła, że tak się jej przypatruję odwróciła głowę w
jego stronę. Jej loki opadły na dywan a ona sama szepnęła
- Dziękuję – i w tym momencie złączyli się
w delikatnym i czułym pocałunku. Nie mógł uwierzyć, że trzyma tę drobną kobietę
w swoich ramionach. Nie miał pojęcia jak doszło do tego, że ich pocałunek stał
się, głębszy, bardziej namiętny. To się po prostu działo.
Świat wirował, wokół nich spadały meteoryty
a w tle rozbrzmiewała mugolska muzyka klasyczna, którą oboje uwielbiali.
Pogłaskał dłonią jej kark i czuł, jak przeszły ją dreszcze a jej oddech
przyspieszył. Przylgnęła do niego delikatnie przygryzając jego wargę. Dawno nie
odczuwał takiej bliskości. Działała na niego jak magnes. Z sekundy na sekundę
pragnął jej więcej. Kiedy zaczęła całować go po szyi nie mógł powstrzymać
głośnego oddechu. Nie pozostał jej jednak dłużny. Już po chwili zaczął pieścić
ustami jej ramiona. Hermiona nie mogła uwierzyć w to jak bardzo miękkie są jego
wargi. Nie mogła się powstrzymać od jęku, który wydobył się z jej malinowych,
pełnych ust. Była tak bardzo spragniona jego bliskości. Tak bardzo chciała,
żeby wiedział, że jest dla niej kimś niezwykłym.
- Hermiono? – szepnął jak gdyby pytając o
pozwolenie. Ale nie otrzymał odpowiedzi. Hermiona delikatnie wsunęła swój język
pomiędzy jego wargi i zaczęła je pieścić.
Nie mógł się powstrzymać i po niespełna
minucie sukienka Hermiony leżała gdzieś na podłodze. Spojrzał na nią i jęknął z
zachwytu. Była taka piękna. Delikatnie przejechał dwoma palcami po jej brzuchu
kierując się w stronę dolnej partii bielizny. Po chwili zmienił zdanie. Położył
ją pod sobą i najdelikatniej jak tylko potrafił zaczął muskać ustami jej
brzuch. Kiedy dotarł do linii dolnej brzucha zaczął muskać ją językiem.
Niesamowicie podniecał go fakt, jaką sprawia jej przyjemność. Słyszał jej ciche
pojękiwania i czuł paznokcie wbijające się w jego ramiona. Kiedy w końcu dotarł
ponownie do ust prawie zerwała z niego koszulę.
- Severusie – szepnęła odchylając głowę w
tył. W tym momencie była taka seksowna, że zapragnął wziąć ją tu i teraz,
natychmiast. Wiedział jednak, że nie należy się spieszyć. Delikatnie odpiął
więc czarny stanik, który uwydatniał jej urzekający biust i przez chwilę
rozkoszował się ssaniem jej sutków. Czuł jak naprężają się pod jego językiem a
całość dopełniała jego twarda męskość ocierająca się o jej niebo. Dźwięki rozkoszy były miodem dla jego uszu.
Chciał dać jej spełnienie. Całując jej kark wsunął dwa palce pod dolną część
bielizny i usłyszał ciche westchnienie pełne aprobaty. Już po chwili czuł jak
jej drobna ręka odpina pasek jego spodni. Napięcie osiągnęło zenit i kiedy w
końcu wzięła jego nabrzmiałego członka w dłoń poczuł się naprawdę cudownie
- Hermiono – westchnął patrząc prosto w jej
czekoladowe tęczówki.
- Severusie – odpowiedziała mu tym samym.
Widział to w jej oczach. Widział, że już czas. Masował jej gorącą, mokrą
kobiecość a jej oddech był coraz szybszy.
- Proszę – szepnęła. Rozkoszując się tym
momentem wszedł w nią powoli z przeciągłym jękiem i po chwili złączyli się w
pięknym erotycznym tańcu dwojga ciał.
Poruszali się w zgodnym rytmie na przemian
wzdychając i wydobywając z siebie dźwięki przypominające o ogromie ich
przyjemności.
- Severus – jęknęła wczepiając paznokcie w
jego plecy. Wiedział, że chwila spełnienia jest już blisko. Przyspieszył i tak
jak Hermiona przymknął powieki oddając się tej chwili.
- Och Severusie!
- Hermiono!
Krzyknęli w jednej chwili rozpływając się w falach rozkoszy.
Ich mokre ciała drżały a spierzchnięte usta połączyły się w jeszcze jednym
pocałunku.
- Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet, Hermiono –
szepnął kładąc się koło swojej wybranki i tuląc ją do nagiego torsu.
sobota, 7 marca 2015
ROZDZIAŁ XVIII
Severus z trudem uchylił powieki i prawie natychmiast je
zamknął. Oślepiająco białe światło raziło go w oczy a głowa wydawała się być
nadzwyczaj ciężka. Z gardła wydobywał się ledwie słyszalny warkot ale już po
chwili na spierzchniętych ustach poczuł orzeźwiający płyn.
- Gdzie jestem? – wycharczał zbierając myśli.
- W szpitalu Świętego Munga. Pana stan jest w miarę stabilny
ale o szczegółach porozmawiamy kiedy odzyska pan siły – odpowiedział mu
kobiecy, nieznany głos – musi pan dużo wypoczywać.
- Co to za brednie, jestem zupełnie zdrowy – zirytował się i
zaciskając mocno powieki starał się bezskutecznie podnieść na łokciach – co to
ma znaczyć? – wywarkiwał.
Magomedyczki chyba już przy nim nie było a przynajmniej
więcej się nie odezwała. Po upływie piętnastu może dwudziestu minut w czasie
których obmyślał plan na wydostanie się z tego miejsca podjął kolejną próbę
uniesienia powiek. Bardzo powoli otworzył prawe oko i zanim zobaczył cokolwiek
musiał zamrugać chyba ze sto razy. Stwierdzić, że był zirytowany to za mało. On
był nadzwyczajnie Wściekły.
Z drugim okiem poszło mu lepiej choć patrząc na ogół nadal
nie zachwycająco dobrze. Kiedy usłyszał kroki natychmiast przymknął powieki i
wcale nie dlatego, że wszystko go bolało. On po prostu nie miał ochoty na
bezsensowne rozmowy z tym durnym babskiem, które myśli, że wie więcej od niego
na temat jego zdrowia. A on wiedział jedno – musi natychmiast wyjść.
- Wiem, że nie śpisz, Snape – usłyszał dobrze znany mu głos
i aż podskoczył. Minerwa pochylała się nad nim z kpiarskim uśmieszkiem.
Spojrzał na nią wzrokiem niewiniątka i odburknął
- o co ci chodzi kobieto? Dopiero się obudziłem – po chwili
namysłu dodał jeszcze – chcę żebyś załatwiła mi wypis.
McGonagall głośno wypuściła powietrze i skrzyżowała ręce na
piersiach
- wiedziałam, że tak to się skończy – stwierdziła siadając w
końcu na jedno z tych krzeseł, które zwykle przeznacza się dla rodziny. Ale on
nie miał rodziny – mówiłam im, że to głupi pomysł bo jak tylko się obudzisz
zaczną się twoje durne odzywki.
- Durny to wy macie sposób myślenia – odparował zaciskając
zęby. Nie dość że był przykuty do łóżka to jeszcze Minerwa przyszła mu prawić
kazania. Gorzej być już nie może.
- Aleksander – och nie, a jednak może być gorzej. Do
Severusa wróciły wszystkie wspomnienia – ciesz się, że się opanował. Gdyby nie
wzgląd na waszą długoletnią przyjaźń teraz pewnie leżałbyś martwy. Z drugiej
strony nie mogę tego pojąć, Severusie. Dałabym sobie rękę uciąć za twoją
niewinność, zresztą dokładnie tak samo jak Dumbledore jeszcze za życia. A ty
zawiodłeś nas wszystkich. Była wojna, rozumiem. Poświęcenie w imię wyższego
dobra stało na porządku dziennym. A jednak choćby za cenę najwyższych katuszy
nie dotknęłabym nawet palcem żadnego z naszych uczniów a co dopiero mówić o
córce najlepszego przyjaciela. SNAPE! Czy ty w ogóle pomyślałeś o
konsekwencjach?!
Na to Mistrz eliksirów nie znalazł odpowiedzi. Uporczywie
wpatrywał się w sufit udając, że niewiele obchodzą go słowa koleżanki. Wiedział, że wyprowadzi ją tym z równowagi
ale nie mógł zmusić się do odpowiedzi.
- Jak zwykle! – żachnęła się kobieta – poza tym – tu jej
głos nieco przycichł – Hermiona zniknęła.
- Co?! – Snape poderwał się w jednej chwili na co Minerwa
zmrużyła powieki, zastanawiając się skąd taka gwałtowna reakcja – jak to
zniknęła? Kiedy?
- Podejrzewamy, że wyszła wczoraj wieczorem. Profesor
Flitwick twierdzi, że wcześniej widział jak zmierzaliście w stronę lochów.
Podobno waszą kłótnie słyszano aż na błoniach.
- Wiem, gdzie poszła – wymamrotał Snape i mimo protestów
zaczął odpinać podłączone kroplówki z magicznym płynem uzupełniającym krew –
poszła szukać Pottera.
Z twarzy McGonagall odpłynęła cała krew i teraz wyglądała
jak prawdziwy upiór. Przestała nawet zwracać uwagę na to, że czarnowłosy zdążył
się ubrać i zaścielić łóżko.
- Gdzie się pan wybiera? To sprzeczne z zaleceniami
przełożonego! – zaczęła panikować pielęgniarka w której natychmiast rozpoznał
Rose Wax, jedną z byłych uczennic domu Lwa. Och, jakaż ona była upierdliwa!
- Nie obchodzi mnie co powiedział lekarz ani tym bardziej co
masz do powiedzenia ty, Wax – przewrócił oczami mężczyzna łapiąc pod ramię
Minerwę i kierując się w stronę wyjścia – wychodzimy.
Było naprawdę późno kiedy w końcu dostała się do Malfoy Manor. Uznała, że
najlepiej szukać u źródła i zresztą nie miała innych pomysłów jak tylko rozmowa
z Malfoyami. Co prawda wiedziała, że odstąpili od Voldemorta w dniu jego upadku
ale i tak, sam fakt, że byli powiązani ze sprawą sprawiał, że musiała tu być.
Zachybotała kołatką w ciężką bramę i już po chwili stał przed nią mały skrzat
domowy w białym fartuszku
- z kim Kruczek ma przyjemność? – zaskrzeczał lustrując przybyłą –
Kruczek nie pamięta, żeby pani pojawiła się kiedyś w tym dworze.
- Chciałabym porozmawiać z państwem Malfoy – odrzekła przyglądając się
temu małemu stworzonku. Kępka czarnych włosów na głowie i spiczaste uszy a do
tego niezbyt duży garbaty nosek. Szatka była nadzwyczaj czysta co niezmiernie
zdziwiło Mionę, która spodziewała się, że ubrania skrzatów w tej rodzinie są co
najmniej podarte i wybrudzone.
- Jest tylko młody panicz Draco i jego żona – odparł skrzat kierując się
w stronę ścieżki – proszę wejść.
- Jak ci się tutaj pracuje Kruczku? – zapytała uprzejmie, licząc na to,
że może od skrzata dowie się czegokolwiek o tym, jak są traktowane.
- Nie wolno rozmawiać mi o mojej służbie droga pani. Kruczek przeprasza.
- Nie szkodzi – odparła Hermiona na co skrzat spojrzał na nią z taką miną
jakby właśnie zwariowała. Chyba na co dzień nie doświadczał takiej uprzejmości.
Weszła do ogromnego salonu, który pamiętała całkiem inaczej. W jej
wspomnieniach było to ciemne, przerażające choć równocześnie piękne
pomieszczenie. Teraz królowała tu zieleń i pastelowe barwy a meble zostały
wymienione na nowoczesne.
- Granger – usłyszała zimny głos i podniosła głowę trafiając prosto w
szare tęczówki Dracona. Skinął jej sztywno głową i zaproponował – mój skrzat powiedział, że tutaj jesteś. Napijesz się
czegoś?
- Poproszę o szklankę soku dyniowego – przytaknęła grzecznie, czekając na
jego reakcje.
- Kruczku! Przynieś nam szklankę soku dyniowego i ognistą.
- Tak jest, sir! – po chwili na stole stały już dwie szklanki wypełnione
napojem.
- Tak więc – zaczął Draco składając ręce na kolanach a Hermiona ledwo
powstrzymała się od poprawienia tego błędu językowego – co cię tutaj sprowadza?
Nie powiesz mi chyba, że wpadłaś poplotkować – ironizował przywołując w jej
myślach czasy kiedy pałali do siebie nienawiścią a młody Malfoy nie przepuścił
żadnej okazji żeby jej dopiec.
- Właściwie pomyślałam, że mógłbyś mi pomóc.
- Ja? Pomóc? Tobie? – teraz jego zdziwienie było szczere.
- Tak, Malfoy. Pomóc – znaczy bezinteresownie ułatwić wykonanie jakiegoś…
- Wiem jak brzmi definicja tego słowa, Granger – warknął na co ona
przekręciła oczami. Spodziewała się odmowy ale mile zaskoczył ją kolejnym
pytaniem – w czym?
- Potrzebuję informacji o niejakim Rainie. Wiem, że z wami współpracował
i po śmierci Voldemorta – Draco wzdrygnął się słysząc to imię – stworzył pewnego
rodzaju grupę..
- Która porwała Potter’a – dokończył.
- Czyli jednak coś wiesz! – wykrzyknęła Hermiona zupełnie nie bacząc na
fakt, że tak nie wypada.
- Krążą pogłoski… ale dlaczego miałbym przekazać je akurat tobie? Nigdy
szczególnie cię nie lubiłem.
- Vice versa, Malfoy. Ale przekażesz mi je, bo…
- Bo co? To jakaś groźba, Granger? – wysyczał mrużąc oczy. Miona układała
w głowie plan mordu absolutnego ale zamiast rzucić się na niego i potraktować
avadą ze spokojem odparła
- Wzbudzasz we mnie najgorsze instynkty. Bo Harry uratował ci tyłek a
teraz ty uratujesz jego.
Malfoy otworzył szerzej oczy. Nie mógł w końcu zaprzeczyć… no i był
winien przysługę. A Malfoy’owie zawsze spłacają długi.
- Zamieniam się w słuch – przerwała ciszę Hermiona biorąc łyk ulubionego
soku.
- Najpierw zastrzegam sobie, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
- Już masz!
- Nie chcę problemów, jasne Granger? Rain rzeczywiście był śmierciożercą.
Widziałem go parę razy tutaj w tym domu ale zwykle przebywał gdzieś na misjach.
Czarny Pan wolał go trzymać na dystans.
- Dlaczego?
- Nie przerywaj mi, kobieto. Próbował rywalizować ze Snape’m, moimi
rodzicami a nawet Bellatrix. Miał zdecydowanie za wysokie mniemanie o sobie…
- No popatrz, skądś ja to znam – popatrzyła wymownie na blondyna.
- Daruj sobie, ja staram się pomóc – wywarczał ale chyba był rozbawiony.
Zresztą nie czas i miejsce by to oceniać – w każdym razie lubował się w
morderstwach. Zabijał wszystko co się rusza ale według Czarnego Pana brak mu
było opanowania o fantazji w ogóle nie wspominając. Zawsze wychwalał się, że
jest jednym z ulubieńców ale był gdzieś na samym końcu szeregów na równi ze szmalcownikami.
W końcu wybuchła awantura pomiędzy nim a Severusem. Czarny Pan ukarał ich
cruciatusem. Wiedziałem, że Snape’a potraktuje ulgowo ale z Rainem już tak
dobrze nie było. Został wywalony za bramy Malfoy Manor. Ściślej mówiąc to ja go
tam wynosiłem. Nie, nie pochwalałem takiego okrucieństwa! – podniósł ręce w
obronnym geście kiedy zobaczył minę Granger – ale nie miałem wyjścia. Tu nie
było miejsca na sprzeciwy. Każdy robił co mógł aby przetrwać – Hermiona już
chciała się wtrącić ale uciszył ją podniesieniem ręki – poskładałem mu nogi i
dałem butelkę dyptamu. Oczywiście nikt nie mógł się o tym dowiedzieć a ja nie
miałem pojęcia kim jest ten cholerny typ. Nie słyszałem nawet o co się kłócili.
W każdym razie Rain śledził Severusa i zebrał naprawdę paskudne dowody. Nie
myśl o nim jak o bezdusznym mordercy, Granger. Nikt nie pytał go o zdanie. No i
nie zapominaj, że my nie jesteśmy dzielnymi Gryfonami, którzy oddadzą życie
walcząc za przyjaciela. Dbamy o własny interes. A on jako podwójny szpieg
musiał dbać podwójnie – no tak. Te słowa dały Hermionie do myślenia ale i teraz
nie miała czasu analizować ich dokładnie dlatego po raz kolejny zamieniła się w
słuch – po wojnie nie mógł znieść myśli, że Severus przetrwał. Wszyscy myśleli,
że został zabity przez Nagini a tu proszę! To było ogromne zaskoczenie dla
każdego z osobna. Snape na powrót był nietykalny dzięki zeznaniom Potter’a co
tylko wzburzyło tego kretyna. Podobno zaczął współpracować z mugolakami i od
paru miesięcy szantażuje Snape’a. Właściwie nie zdziwiłbym się gdyby Severus
był już martwy – powiedział to tak… lekko. Tak po prostu ale w jego oczach można
było dostrzec iskierkę niepokoju – dysponuje też sporą grupą czarodziejów.
Toczy, jakby to ująć swoją własną wojnę i to z powodu kompleksów.
- A Harry?
- Cóż, Snape zawiódł więc tylko taką drogą może dostać cię w swoje
szpony. Nawiasem mówiąc nie mam pojęcia, co on w tobie widzi – tej drobnej
złośliwości nie mógł sobie darować – a teraz wybacz. Nie wyganiam cię ale
poświęciłem już chyba dość czasu. Kruczek odprowadzi cię do drzwi. Kruczek!
Domowy skrzat zjawił się prawie natychmiast i ukłonił swojemu panu.
- Odprowadź gościa.
- Tak jest, sir! Panienko, proszę za mną! – zaskrzeczał gorliwie kiwając
głową. Przy drzwiach prowadzących do przedsionka
domu odwróciła się jeszcze
- Myślę, że Astoria ma na ciebie dobry wpływ. Przynajmniej ten dom
wygląda lepiej niż pamiętam. Za to u ciebie nie zauważyłam żadnej zmiany… -
zawahała się chwilę – fretko.
Draco nie powiedział nic prócz sztywnego kiwnięcia głową chociaż w
myślach miał ochotę przekląć ją jakąś wyjątkowo paskudną klątwą. Nienawidził
tego przezwiska, które zaoferował mu Moddy. No, właściwie to oszust w jego
ciele.
- Dziękujemy za odwiedziny, panienko – rzekł skrzat podając dziewczynie
płaszcz.
- To mi było niezmiernie miło cię poznać, Kruczku – powiedziała i mogłaby
przysiąc, że skrzat uśmiechnął się pod nosem. Ale zaraz znowu zrobił służalczą
minę i pstryknięciem palców otworzył drzwi. Miona odwróciła się i zaraz tego
pożałowała.
- Auć! – krzyknęła łapiąc się za stopę – co ty sobie… - podniosła wzrok i
zamilkła. Przed nią stał nie kto inny jak Severus Snape we własnej osobie. Był
blady i poraniony ale to nadal był on – Severusie – szepnęła i nie zauważając
stojącej nieopodal McGonagall rzuciła mu się w ramiona.
-
Oszalałaś, Granger?! – warknął i najwyraźniej był wściekły. Ale o to będzie
martwić się później. Teraz liczy się tylko to, że jej szukał.
piątek, 6 marca 2015
ROZDZIAŁ XVII
Cześć! Mam dla Was niespodziankę a mianowicie... rozdział XVIII pojawi się dzisiaj wieczorem! Oprócz tego podaję Wam aska:
http://ask.fm/Severhermione
Chciałabym jeszcze wyjaśnić jedną kwestię. To, że ostatnio jestem tutaj tak rzadko wynika z naprawdę poważnych problemów zdrowotnych i osobistych z którymi staram się uporać....
Tak więc.... przyjemnej lektury.. ;) Buziaki!
- Coś ty najlepszego narobił kretynie! Porwałeś Pottera?! –
Snape był naprawdę wściekły. Pewnie gdyby mógł od razu złapałby każdego z nich
za gardło i zamordował z największą przyjemnością. Ale nie mógł i to cieszyło
ich jeszcze bardziej. Jego bezsilność i niewiedza. Bo przecież to oni
dysponowali informacjami – postradałeś zmysły?! Szuka go całe Ministerstwo,
cywile, niedługo dołączy Hogwart!
Jakiś rudowłosy opryszek siedzący po prawej stronie
przywódcy tego całego zamieszania uśmiechnął się wrednie i najwyraźniej chciał
coś powiedzieć ale Snape skutecznie mu to udaremnił zamykając pryszczatą gębę
prostym zaklęciem niewerbalnym. Zresztą ledwo powstrzymał się od wszczęcia
mugolskiej bójki i rzucenia z pięściami na Raina ale suma summarum wywarczał
tylko dwa słowa
- jak śmiesz.
Po czym bez żadnego ostrzeżenia wyjął różdżkę.
- Zapłacisz za to – sapnął Rain zanim zaczął wić się z bólu.
Nikt nie rzucił się na ratunek szefostwu. Wręcz przeciwnie,
większość uciekła w popłochu, inni stali i czekali na rozwój sytuacji, bez
mrugnięcia okiem obserwując cierpienie swojego kompana.
- WIDZISZ?! – wrzask odbijał się echem od ścian – ONI
WSZYSCY MAJĄ CIĘ W POWAŻANIU! DLA NICH JESTEŚ ŚMIECIEM! A DLA MNIE JESTEŚ
MARTWY! – już miał cisnąć zielonym promieniem w twarz tego gnoja kiedy
przypomniał sobie reakcję Hermiony. Nie bała się jego agresji. Współczuła, że
nie potrafi się jej pozbyć. Dysząc ciężko opuścił swoją jedyną broń i odwrócił
się do wyjścia. Nikt nie zrobił ani kroku w przód. W połowie drogi do drzwi coś
go napadło. Zawrócił i z całej siły przyłożył Rainowi w twarz. Zalał się krwią
i jęknął a Severus ze mściwym uśmieszkiem syknął – do zobaczenia. I lepiej,
żebyś miał przy sobie Pottera – a potem zebrani usłyszeli trzask zamykanych
drzwi frontowych.
Nie zdążył przekroczyć drzwi Sali Wejściowej kiedy rzuciła
się na niego ta cholerna Granger. Bynajmniej nie poprzez uprzejmość ani fakt,
że też się martwiła. O mało nie zatkał uszu kiedy zaczęła wrzeszczeć
- Gdzie on jest?! – a po każdym słowie coraz to mocniej
starała się uderzyć go malutkimi zwiniętymi w piąstki dłońmi. Siły jak na
kobietę jej nie brakowało ale nieszczęśliwie dla niej sięgała mu tylko do
klatki piersiowej i choćby chciała, nie mogła trafić w twarz. Oczywiście mógłby
jej na to pozwolić ale właściwie po co? To nie on porwał Potter’a. Rzecz jasna
sumienie podpowiadało mu zupełnie co innego… ale ona nie musiała o tym
wiedzieć.
- Uspokój się kobieto – zaoponował w końcu łapiąc ją za
nadgarstki i unieruchamiając je – uszy mi pękną.
- Przestań chrzanić! – no nie. Tego nie spodziewał się po
Granger. Darła się często, rzucała obraźliwe teksty ale „przestań chrzanić”? To
było co najmniej zabawne – tak ci do śmiechu? – zmrużyła oczy, które ciskały
błyskawice. Pewnie, gdyby wzrokiem można było zabijać już dawno leżałby martwy.
Zebrał się w sobie i w końcu powiedział krótko
- Do mojego gabinetu.
- Chyba śnisz, Snape.
Mężczyzna wzruszył ramionami i zupełnie nie przejmując się
tym jak zareaguje panna Granger ruszył w stronę lochów. Nie musiał się
odwracać, żeby wiedzieć, że za nim idzie. Nie pozwoli sobie na niesubordynację
w momencie, kiedy jej przyjacielowi zagraża niebezpieczeństwo. Święty Potter –
pomyślał z goryczą otwierając ciężkie dębowe drzwi gabinetu.
- Siadaj
- Dziękuję, postoje – zacisnął wargi i powstrzymał się od
podniesienia głosu. „cierpliwość popłaca” – powtarzał sobie w duchu cytat w
który nigdy nie wierzył. Usiadł więc za biurkiem i ze stoickim spokojem
otworzył butelkę whiskey. Nie zdążył nawet nalać sobie płynu do szklanki kiedy
ta nagle zniknęła mu sprzed zakrzywionego nosa a zamiast tego pojawiła się
wściekła mina Hermiony – MÓGŁBYŚ JUŻ…
- Przestań się w końcu drzeć – przerwał jej w pół zdania
Mistrz Eliksirów – to nie ja porwałem twojego ukochanego okularnika kretynko!
- Och, kretynko tak? Polemizowałabym nad TWOIM ilorazem
inteligencji – wiedziała, że Snape jest równie oczytany i mądry jak ona ale w
tym momencie miało to najmniejsze znaczenie. Liczył się Harry i ten chory
nietoperz-zabójca. Nie odpowiedział nic. Złożył dłonie na kolanach i powoli
zaczął mówić wszystko, co sam wiedział.
- jakiś czas temu zawarłem swego rodzaju… - tu zastanowił
się nad odpowiednim słowem – umowę. Obserwowaliśmy cię od pewnego czasu..
- Obserwowaliście? – przerwała mu Granger. Była naprawdę
wściekła – planowałeś morderstwo z premedytacją? – docięła i z lubością
obserwowała jak krew odpływa mu z twarzy a on o ile to jeszcze możliwe staje
się jeszcze bardziej blady. Była pewna że zaprzeczy ale tak się nie stało. –
PLANOWAŁEŚ MNIE ZABIĆ SNAPE?!
- Nie do końca – powiedział ostrożnie ale widział jak trzyma
kurczowo rękę na różdżce – odłóż ten patyk, nie bądź głupia Granger.
- Ja jestem głupia? JA?!
- DASZ MI W KOŃCU DOKOŃCZYĆ?!
- Proszę bardzo – nonszalancko odpowiedziała Hermiona
przewracając oczami – i nie, nie przepraszaj – dodała kiedy otworzył usta – i
tak ci nie wierzę.
Na to nie miał odpowiedzi. W końcu nie mógł winić jej o brak
zaufania, o brak wiary. Sam naważył sobie piwa które musiał wypić.
- Jak już mówiłem, obserwowaliśmy cię od pewnego czasu. Jak
często wychodzisz na zakupy, jaki masz humor, co właściwie robisz w czasie
wolnym. Rain – przerwał na chwilę i rzucił szybkie spojrzenie w jej kierunku. W
ułamku sekundy postanowił nie wspominać o jego współpracowniku i zarazem
mężczyźnie któremu miała być dostarczona – Rain załatwił mi mieszkanie drzwi w
drzwi z twoim. Nie żeby twoje towarzystwo sprawiało mi wtedy przyjemność ale to
był mój obowiązek. Stawką było moje życie. Bez obrazy ale dla mnie byłaś po prostu
kolejną z wielu ofiar, które musiałem zlikwidować żeby przetrwać dzień dłużej.
Dopiero później zacząłem cię poznawać i… skończyło się tak, że
panna-wiem-to-wszystko po prostu mnie omamiła. Długo zastanawiałem się jak ci o
tym powiedzieć, bo w końcu to nie ja miałem cię zabić a czasu było coraz mniej.
Właściwie nie zostałabyś zabita dosłownie – ale na pewno odseparowano by cię od
życia w społeczeństwie. Jak zwierzę w klatce. Wtedy to nie wydawało się takie
straszne chociaż w tym momencie dostrzegam na jak wielkie niebezpieczeństwo
mogłem cię skazać. W końcu zażądali wcześniejszego terminu a ja odmówiłem.
Banda kretynów porwała Pottera. Mają swoje sztuczki.
- po co mieliby mnie porwać? – zapytała Hermiona z szeroko
otwartymi oczami. Nie bała się Severusa. Pragnęła zemsty.
- Bo miłość jest ślepa, Granger. Znajdę Potter’a, masz moje
słowo.
Nastąpiła chwila głuchej i nieznośnej ciszy. Severus miał
wrażenie, że to będzie przełom, że doceni całą prawdę jaką jej wyznał. Wstała
powoli z krzesła na które opadła kiedy mówił. Spojrzała w jego stronę pustym
wzrokiem i już wiedział, że nie jest dobrze.
- Zabiłeś mojego narzeczonego, Snape. Planowałeś porwanie
mnie i dostarczenie bandzie psycholi a tam nie czekałoby mnie pewnie nic poza
cierpieniem! Jesteś powodem przez który zniknął Harry. Wiesz co, Snape? Twoje
słowa są gówno warte. Zupełnie jak ty. – mówiła cicho i nienaturalnie wolno.
Podniosła się i nie spoglądając w stronę mężczyzny po prostu wyszła. Miała
zamiar udać się prosto do Ministerstwa i porozmawiać z aurorami. Ktoś musi z
tym zrobić porządek.
Gdy wychodziła udawał, że jej słowa po prostu po nim
spłynęły choć w środku czuł wstyd i palącą chęć mordu.
- Najlepiej gdybyś egzekucję wykonał sam na sobie – warczał w
myślach zastanawiając się od czego zacząć poszukiwania. Wiedział, że Rain od
tak Potter’a nie wypuści i na pewno nie obędzie się bez negocjacji ale nie miał
pojęcia co byłoby wystarczającą zapłatą. Właściwie to miał ale wiedział, że
Granger nigdy nie zgodzi się być przynętą.
W tym samym czasie dziewczyna chodziła po swoim dormitorium.
Nie poszła na zajęcia i była wdzięczna McGonagall że ta rozumiała jej postawę i
szanowała decyzję jaką podjęła. Nie
mogła znaleźć sobie miejsca i była w pełni świadoma, że nie zazna spokoju
dopóki nie odnajdzie przyjaciela. Właściwie najlepiej byłoby wyruszyć na
poszukiwania ale… na takie przekręty zawsze decydowała się razem z Harry’m i
Ronaldem. A teraz nie ma ich obu. O Ginewrze może zapomnieć. Co prawda
pogodziły się a młoda Potter nie obarcza jej już winą o sprzeczki z mężem ale
mimo to, ważniejsza będzie dla niej ochrona ich dziecka niż narażanie życia bez
ŻADNYCH szans na pogodzenie. Bo w sumie kim był ten Rain i czego oni mogli od
niej chcieć? Miłości? Jej nie kochał nikt oprócz Rona. No, przynajmniej nie w
ten sposób.
Z drugiej strony czy Snape wymyśliłby taką wymówkę żeby
odwrócić uwagę od jego winy? – potrząsnęła głową i dopiero wtedy zorientowała
się że właściwie pakuje się już do małej, podręcznej torebki.
- Snape… - zaczęła rzucając te słowa gdzieś w przestrzeń w
której on nie miał szans jej usłyszeć – ja ci jeszcze pokażę – po czym
stawiając wszystko na jedną kartę skierowała się w stronę wyjścia.
* * *
- Aleksandrze? – w pomieszczeniu było nienaturalnie cicho
szczególnie jak na hałaśliwego Aleksandra co Snape przyjął z lekkim niepokojem.
Nie odpowiedział mu nawet najcichszy szmer. Skierował się w stronę salonu ale i
tam nikogo nie znalazł. Cóż – myślał – laboratorium, salon… została jeszcze
sypialnia. Pełen najgorszych przeczuć uchylił nieznacznie drzwi. To co tam
zastał absolutnie zwaliło go z nóg. Alchemik siedział w dziwacznym stroju o
wszystkich kolorach tęczy i czubatych kapciach. Wyglądał zupełnie jak dżinn z
lampy grający jedną z głównych ról w mugolskiej bajce Disneya tyle że jakiś
taki… hipisowski. Mruczał coś pod nosem
i wyglądało na to, że aktualnie nie przebywa na Ziemi. Snape obserwując to z
nieco większej odległości zasłonił usta ręką i mimo poważnych okoliczności
musiał powstrzymywać śmiech. A nie było to łatwe zadanie bo Aleksander wydawał
z siebie naprawdę komiczne odgłosy. Severus nie wiedział ile czasu minęło odkąd
wśliznął się do pokoju ale kiedy alchemik skończył i uchylił oczy ten w końcu
wybuchnął gromkim, niepochamowanym śmiechem
- Snape? – zapytał nieco sennie ale już chwilę później nie
posiadał się z oburzenia – nie ma się z czego śmiać! To pradawna, bardzo
skuteczna dziedzina magii!
- Tak, tak – wysapał Snape łapiąc się za brzuch – czy mógłbyś?
– pokazał palcem na przyjaciela nie mogąc wydusić ani słowa.
- Czy mógłbym co?! – przyjaciel skrzyżował ręce na piersiach
i ze zniecierpliwieniem pokiwał głową tak, że zielono żółty pompon przymocowany
do czerwonej czapeczki zaczął dyndać na wszystkie strony co wywołało jeszcze
większy atak śmiechu u Mistrza Eliksirów.
- Przebierz się – zdołał wykrztusić i zanosząc się śmiechem
przeniósł się do salonu. Tak naprawdę takiego ataku śmiechu nie zaznał chyba od
czasu rozwodu rodziców. Co prawda bezczelna Granger czasami prowokowała go
właśnie do takich sytuacji ale nigdy nie pozwolił sobie na odrobinę swobody i
otwarcia w tym temacie. Miał zamiar pozwolić ale… wszystko po kolei.
Z kpiarskim uśmieszkiem czekał na Aleksandra. Kiedy ten
zastał go właśnie z taką miną tupiąc niczym dziecko powędrował w stronę osobnej
kanapy i łypał na niego spod byka dobrą minutę.
- Co cię do mnie sprowadza? – zapytał w końcu i wszelkie
ślady dobrego nastroju w jednej chwili zniknęły z twarzy mężczyzny.
- Porwano Potter’a – zaczął i czekał na rozwój sytuacji.
- Wiesz, że nie wtrącam się w błahe konflikty czarodziejów.
Nie przybyłem na wojnę a mam lecieć ratować Wybrańca? – zapytał z nieco
niewinną miną.
- Nie chodzi o to, że się nie wtrącasz Aleks. Ty jesteś po
prostu leniwy – odrzekł czarnowłosy a w odpowiedzi dostał tylko język
wystawiony w swoim kierunku – schowaj ten jęzor. Mugole powiedzieliby, że krowa
ma dłuższy i się nie chwali.
- Bezczelny jak zawsze – zaśmiał się.
- Chodzi o to – wydusił w końcu – że jestem z tym
bezpośrednio związany.
- Ty? Chyba nie przeniosłeś się do Ministerstwa co?
- Nie, jasne że nie. Nawet gdybym chciał, Minerwa by mnie
udusiła…. Wpadłem w tarapaty Aleksandrze.
- Moja maleńka zawsze powtarzała, że jesteś nieco niezdarny
i nie potrafisz podejmować własnych wyborów. Rzecz jasna próbowałem wytłumaczyć
jej, że to leży w waszej ludzkiej naturze i należy tępić takie pomyłki, uczyć
się na błędach. Ona twierdziła, że taka nieporadność jest więcej niż słodka.
Chyba próbowała mnie zdenerwować – westchnął Aleksander a Severus słuchał jak
sparaliżowany.
I w końcu nadszedł ten moment. Serce mężczyzny przyspieszyło
i chyba po raz pierwszy w życiu bał się o reakcje wielkiego Alchemika którego
przyjaźń zaskarbił sobie dawno, dawno temu. Bał się, że straci przyjaciela i na
powrót stanie się całkiem pusty, samotny. Ręce drżały mu nieznacznie a ślina
nie chciała przejść przez gardło. Wziął głęboki wdech. Teraz albo nigdy.
- Aleksandrze… - zaczął powoli, oswajając się z myślą o nadchodzących
ciężkich czasach a może nawet śmierci – to ja zabiłem twoją córkę…
Subskrybuj:
Posty (Atom)