Yeah! Zdążyłam przed północą!
To pierwszy taki rozdział dlatego proszę o wyrozumiałość, jeśli nie jestem najlepsza w pisaniu tego rodzaju scen. Najlepszego kobietki!
- Granger, dorośnij że w końcu! – krzyczał wzburzony Snape
patrząc na groźnie łypiącą spod byka Gryfonkę – mamy uczniów, lekcje…
- Czyżby? Nie przeszkadzało ci to szczególnie ostatnimi
czasy! – krzyczała na niego pełna nadziei że może jednak trafi w jakiś czuły
punkt i wygra tę bitwę.
- Nie możesz go szukać! Wysłaliśmy ekipę, mają wszystkie
wskazówki! Nie bądź głupia! – oponował patrząc jak wrzuca przypadkowe
przedmioty do torebeczki potraktowanej zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym –
jesteś uparta jak osioł!
- A ty marudny jak goblin, Snape! Nie chcesz iść ze mną?
Wszystko mi jedno, mogę iść sama.
- Chyba kpisz – warknął zdenerwowany tym, jak się do niego
odzywa – nie zapominaj do kogo mówisz, Granger.
- Nie da się zapomnieć takiej gadziny – zagryzła usta.
Przegięła, widziała to w jego oczach – przepraszam – powiedziała po dłuższej
chwili – ja po prostu martwię się o Harry’ego.
Mężczyzna wziął głęboki oddech z całych sił starając się nie
odpowiedzieć czegoś, co mogłoby wywołać kolejną awanturę.
- Oni go znajdą – rzekł w końcu siadając w wygodnym fotelu –
Granger? Zapraszam cię na kolację. Dzisiaj.
- Co?! – wyrwało jej się – ee… - chyba po raz pierwszy
zabrakło jej słów. Snape zaprasza ją na kolację? To jakaś kpina.
- Ja gotuję – dodał patrząc na nią pytająco. W końcu mieli
dziś 8 marca. Nie żeby ktoś powinien to wiedzieć ale miał sentyment do tego
rodzaju świąt. Jego matka zawsze je uwielbiała choć od ojca pijaka nigdy nie
dostała nawet polnego kwiatka.
- ummm… tak, jasne – zdecydowała się w końcu nadal zdziwiona
do cna. To nie czas jej urodzin ani jakaś szczególna okazja więc co? O co
chodzi Sneap’owi?
- O siódmej na błoniach. Pokażę ci coś. Granger? – zachciało
mu się śmiać ale się powstrzymał. Jak zwykle zresztą. Stała jak słup soli i
patrzyła przed siebie jakby ją spetryfikowano – Granger? – ocknęła się i
spojrzała na niego nieprzytomnie – powinniśmy iść na śniadanie.
- Och, tak, jasne – zrehabilitowała się i już po chwili
kroczyli szkolnymi korytarzami.
Ich nagły powrót do murów szkoły wywołał wiele kontrowersji.
Nic nie ciekawiło uczniów tak bardzo jak to, gdzie podziewała się dwójka
odwiecznych wrogów i do tego RAZEM. Przede wszystkim Gryfoni i Ślizgoni
szeptali pomiędzy sobą. Pogodzone domy to jedno ale pogodzona Granger i Snape?
To niemożliwe. W każdym razie ich zdaniem.
Hermiona dziobała właśnie swojego tosta z dżemem kiedy
wylądowała przed nią biała, puchata sowa. Dziewczyna przy zaciekawionym wzorku
większości nauczycieli w ciszy odwiązała niewielką kopertę i rozerwała ją
szybko wyjmując list. Miała nadzieje, że to jakieś wieści dotyczące Harry’ego.
„Droga Hermiono!
Wiem, że to
nienajlepsze okoliczności ale chciałabym żebyś mnie odwiedziła. Harry’ego nie
ma i zostałaś mi tylko Ty, Miona. Musimy porozmawiać.
Zapraszam Cię więc do
mnie w sobotę o 15.
Ginny. ”
Czyli jednak nie. Nawet Ginny nie wie nic na temat swojego
męża a co dopiero ona, przyjaciółka stojąca w drugim rzędzie. Przebiegła
wzrokiem po wszystkich gapiach którzy oczekiwali wybuchu radości albo może
płaczu i nie tłumacząc nikomu swojego zachowania wstała od stołu i wyszła z
Wielkiej Sali.
* * *
- Dzisiaj ważycie eliksir słodkiego snu –
Snape machnął krótko różdżką i usiadł za biurkiem – składniki macie na tablicy.
Anderson z łaski swojej postaraj się nie wysadzić dziś klasy. Twój wujek
Longbottom na pewno nie byłby zadowolony ze spotkania ze mną, czy tak? Rusz
się, Anderson! – Gryfoni byli dla niego prawdziwym utrapieniem. Nawet to, że
nie wszyscy byli tak głupi jak mógłby się spodziewać nie poprawiało mu humoru.
Szczególnie ta mała siostrzenica Longbottoma. Była nie tylko mała i pulchna ale
także niezdarna – zupełnie jak on. I zupełnie jak kiedyś Granger Nevillowi tak
teraz Shmit pomagał Anderson mimo jego wyraźnego zakazu.
- Minus pięć punktów dla Gryffindoru! –
zagrzmiał ku ogólnej uciesze Ślizgonów – ja się chyba jasno wyraziłem Shmit.
Żadnej pomocy.
- Ale… panie profesorze – zaczął chłopiec –
ja tylko…
- Chcesz zarobić szlaban? – przerwał mu
Mistrz Eliksirów łypiąc na niego spod byka. Hermiona na pewno nie pochwaliłaby
takiego traktowania uczniów ale on nie miał skrupułów. To był jego nawyk.
Przecież nie mógł pozwolić, żeby jakaś gówniarzeria weszła mu na głowę.
Kiedy wszyscy zaczęli zajmować się w końcu
swoimi obowiązkami usiadł wygodnie na ulubionym krześle i zaczął rozmyślać o
dzisiejszym wieczorze. W końcu zabierał ją do miejsca w które nie zaprowadził
nikogo prócz Lily Evan… Potter. Zastanawiał się jak zareaguje. Spodoba jej się?
A może będzie chciała wracać do domu?
Rozmyślania przerwał rozchodzący się po
całej klasie odór zgniłych jaj. Starając się powstrzymać od zatkania nosa
zacisnął zęby i wstał. Nawet nie musiał pytać, żeby wiedzieć, że miksturę o tak
cudownych właściwościach aromatycznych mogła sporządzić tylko Anderson. Jednym
machnięciem różdżki oczyścił jej kociołek ledwo udało mu się zdusić cisnące się
na usta obelgi
- Wystosuję odpowiednie pismo do twojego
wuja zanim otrujesz całą klasę łącznie ze mną, Anderson – warknął i widząc że
jest bliska płaczu odwrócił się do niej plecami – dostajesz jedno wielkie O.
Zaraz też wziął się za pisanie listu. Nie
żeby chciał zrobić jej na złość ale to była jakaś paranoja. Przechodził to
przez pięć lat i nie zamierzał ani dnia dłużej. Wiedział, że prawdopodobnie nic
nie wskóra ale uprzykrzenie życia komuś pokroju Anderson uważał za konieczność.
Gdyby choć trochę przykładała się do jego zajęć albo przynajmniej poprosiła o
korepetycje które proponował jej już na początku roku to może teraz nie
musiałby co lekcja użerać się z tym jak bardzo jest nieudolna.
- Spencer! – kiwnął palcem w stronę jednego
ze Ślizgonów – zaniesiesz to do sowiarni.
- Już się robi, profesorze! – podskoczył
pierwszoklasista i zaraz popędził z listem.
Severus cieszył się, że dzisiaj nie będzie
musiał oglądać już żadnych uczniaków z domu Lwa. Na całe szczęście reszta dnia
upłynęła mu w towarzystwie Puchonów i Krukonów, którzy nie denerwowali go
faktem, że w ogóle istnieją. Nie, żeby stosował wobec nich jakąkolwiek taryfę
ulgową – to było po prostu nie wskazane.
Od południa nie mógł usiedzieć w miejscu.
Musiał dopilnować by to wszystko było perfekcyjne.
- zupełnie jak Granger – zauważył z
przekąsem.
O osiemnastej trzydzieści stał już przy
drzwiach wyjściowych. Nie obchodziło go co powiedzą szwędające się wszędzie
małolaty ani jak zareagują na fakt, że włosy ich nauczyciela chyba po raz
pierwszy nie są w tragicznym stanie. Przeciwnie. Teraz były puszyste i lśniące.
- Aleksander ma swoje sposoby – mruknął z uznaniem
wygładzając je odrobinę.
Nie zabierał ze sobą kwiatów bo Granger
uznałaby to za przechodzony sposób na podryw. Niecierpliwie spojrzał na
zegarek.
- Nie spóźniłabym się, Severusie – usłyszał
tak dobrze mu znany aksamitny głos i podnosząc głowę trafił prosto w
czekoladowe tęczówki.
- wyglądasz… - zabrakło mu słów. Zwykle nie
prawił komplementów i w sumie teraz też nie byłby sobą gdyby nie dodał czegoś
zgryźliwego – całkiem przyzwoicie.
Przysiągłby, że Hermiona uśmiechnęła się
pod nosem.
- Ty również – stwierdziła puszczając mu
oczko. Zaraz, chwila, Granger puściła mu oczko?! – zaraz… momencik… Snape?! Co
ty zrobiłeś z włosami?! – zaczęła się śmiać przypatrując się z niedowierzaniem.
Chyba po raz pierwszy nie wyglądały jak wysmarowane smalcem. I to z powodu
kolacji z nią?
- Uh, Granger. I pomyśleć, że miałem być
uprzejmy. Chodź już – pociągnął ją za ramię w stronę Zakazanego Lasu.
Kiedy doszli na miejsce był już cały
spięty. Rzecz jasna nie dał po sobie niczego poznać ale martwił się czy Granger
zaakceptuje jego azyl.
- Wejdź – postukał różdżką w korę jednego
ze starych drzew w którym ukazał się ledwo widoczny zarys drzwi. Popchnął je i
już po chwili byli w jego miejscu. Jedynym miejscu gdzie Severus Snape mógł
czuć się sobą.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Wszystko
było tu takie… magiczne! No i ten stół, pięknie przystrojony!
- Niewiarygodne – szepnęła przypatrując się
zaczarowanym ścianom – gwiazdy? Góry? – zapytała ale znała odpowiedź na swoje
pytania. To wszystko łączyło się w zgraną, cudowną całość.
- Podoba ci się? – zapytał nerwowo jej
towarzysz a ona spojrzała na niego jakby postradał zmysły.
- Żartujesz sobie? To miejsce jest
niesamowite.
- Stworzyłem je, kiedy byłem jeszcze w
szkole. Wiesz te lata spędzone w Hogwarcie… byłem raczej samotnikiem. Molem
książkowym.
- Jak ja.
- Jak ty. Tyle że ty miałaś przyjaciół.
Kogokolwiek. Dość tego – przerwał sentymenty – nie będę się żalił, wyrosłem już
z tego – rozładował atmosferę tym jednym, prostym zdaniem – zapraszam do stołu.
Sam stół wyglądał niesamowicie. Nakryty
białym obrusem i zastawiony najpyszniej wyglądającymi potrawami jakie
kiedykolwiek widziała. Paliły się też dwie świece. Snape postarał się nawet
żeby były czerwone chociaż wiedziała, że Ślizgoni z reguły nie znoszą tego koloru.
Ale to pomieszczenie nie przypominało niczego co miałoby związek ze Ślizgonami.
Sufit pokazywał im niebo usiane gwiazdami a
ściany były górskimi ścieżkami znajdującymi ujście na monstrualnych rozmiarów
łące. Same meble miały odcienie szarości i turkusu. Miękka kanapa zapraszała do
wypoczynku w chłodne dni a wielki regał, który o dziwo mieścił się w jednym z
rosnących na górskiej ścieżce drzew posiadał niezbadane jeszcze zbiory ksiąg.
Zarówno mugolskich jak i tych dla czarodziejów. Na podłodze znajdował się
ogromny, szary, puchaty dywan na którym można byłoby leżeć godzinami wpatrując
się w sklepienie. Całość zapierała dech w piersiach.
- Białe czy czerwone? – zapytał patrząc na
nią wyczekująco. Była mile zaskoczona jego poczynaniami.
- Czerwone poproszę – odpowiedziała,
uśmiechając się zupełnie tak, jak w czasach kiedy wszystkie zmartwienia
odchodziły w niepamięć. W tym czasie mężczyzna napełnił jej kieliszek i opadł
na krzesło wzdychając ciężko. Chciał wyzbyć się stresu ale to chyba nie było
tak łatwe jak mogłoby się wydawać. A przecież do cholery był podwójnym
szpiegiem! Randka powinna przejść bez echa – coś się stało? – zapytała wyraźnie
zmartwiona. Spojrzał w jej oczy i ledwo powstrzymał się od powiedzenia jej jaka
jest piękna.
- Właściwie… nie przyprowadzałem tu zbyt
wiele osób. Dokładnie jedną – powiedział cicho ale zaraz podskoczył jak
oparzony – na miłość Merlina! Granger, ściągaj ten płaszcz! Zapomniałem – teraz
Gryfonka śmiała się już w głos. Jego nieporadność była taka… taka urocza.
Oddała mu swój ciężki, zimowy płaszcz a on zaniemówił z wrażenia. Już wcześniej
widział, że wygląda dzisiaj nadzwyczajnie ładnie ale teraz musiał przyznać, że
jest cholernie seksowna i elegancka. Granatowa sukienka sięgająca przed udo nie
była ani nazbyt obcisła ani zbyt luźna. W sam raz. Delikatna, złota bransoletka
zdobiła prawy nadgarstek a na szyi wdzięcznie pobłyskiwał cienki łańcuszek.
Dopiero teraz dostrzegł, że brnęła przez całe to błoto w granatowych,
lakierowanych szpilkach na niewielkim obcasiku a jej usta były ponętnie
czerwone.
- Hermiono? – zagadnął siadając ponownie na
krześle – sprawię ci komplement o którym nikomu nie możesz wspominać.
Jej chichot wręcz go urzekał. Nigdy
wcześniej nie słyszał, żeby śmiała się tak jak teraz.
- Obiecuję – powiedziała nadal zakrywając
usta dłonią.
- Jesteś piękna – z lubością obserwował jej
reakcję. Chyba nie słyszała takich komplementów od rudzielca bo natychmiast
nabrała rumieńców a jej oczy zaświeciły jak lampki choinkowe, które pamiętał z
rodzinnego domu.
- Dziękuję – odparła speszona, nie wiedząc
gdzie właściwie ma podziać oczy. Aby ułatwić jej sprawę zapytał
- Czego skosztujesz?
- Poproszę o danie dnia – zażartowała sobie
obserwując jego reakcje. Oczywiście nadal z wypiekami na oliwkowych policzkach –
co to takiego? – zapytała spoglądając na niego kiedy wyłożył na jej talerz
apetycznie wyglądającą sałatkę.
- Właściwie – zawahał się – to mugolski
gyros – w tym momencie oboje dostali ataku śmiechu. Kiedy skosztowała musiała
przyznać, że Severus jest naprawdę wspaniałym kucharzem. Jak i rozmówcą.
Przez cały wieczór przeplatali lekkie
rozmowy ze sprzeczkami godnymi starego małżeństwa. Oboje, choć bardzo tego nie
chcieli musieli przyznać, że nigdy nie rozmawiało im się z nikim tak dobrze. Po
raz pierwszy od wielu lat i Severus i Miona czuli się najzwyczajniej w świecie
szczęśliwi.
- Zaraz się zacznie – powiedział mężczyzna
chwytając w swoją silną dłoń jej delikatną rączkę – połóż się – wskazał na
dywan. Sam przyniósł dwie lampki wina i położył tuż obok Gryfonki.
- Co się zacznie? – dociekała kiedy ten
wskazał na niebo
- Właśnie to.
- Deszcz meteorytów! Severusie to… to jest
cudowne! – wykrzyknęła śmiejąc się i ciesząc jak małe dziecko. Mógłby się jej
tak przypatrywać całą noc. Dopiero teraz dostrzegł jak piękną i dojrzałą stała
się kobietą. Kiedy dostrzegła, że tak się jej przypatruję odwróciła głowę w
jego stronę. Jej loki opadły na dywan a ona sama szepnęła
- Dziękuję – i w tym momencie złączyli się
w delikatnym i czułym pocałunku. Nie mógł uwierzyć, że trzyma tę drobną kobietę
w swoich ramionach. Nie miał pojęcia jak doszło do tego, że ich pocałunek stał
się, głębszy, bardziej namiętny. To się po prostu działo.
Świat wirował, wokół nich spadały meteoryty
a w tle rozbrzmiewała mugolska muzyka klasyczna, którą oboje uwielbiali.
Pogłaskał dłonią jej kark i czuł, jak przeszły ją dreszcze a jej oddech
przyspieszył. Przylgnęła do niego delikatnie przygryzając jego wargę. Dawno nie
odczuwał takiej bliskości. Działała na niego jak magnes. Z sekundy na sekundę
pragnął jej więcej. Kiedy zaczęła całować go po szyi nie mógł powstrzymać
głośnego oddechu. Nie pozostał jej jednak dłużny. Już po chwili zaczął pieścić
ustami jej ramiona. Hermiona nie mogła uwierzyć w to jak bardzo miękkie są jego
wargi. Nie mogła się powstrzymać od jęku, który wydobył się z jej malinowych,
pełnych ust. Była tak bardzo spragniona jego bliskości. Tak bardzo chciała,
żeby wiedział, że jest dla niej kimś niezwykłym.
- Hermiono? – szepnął jak gdyby pytając o
pozwolenie. Ale nie otrzymał odpowiedzi. Hermiona delikatnie wsunęła swój język
pomiędzy jego wargi i zaczęła je pieścić.
Nie mógł się powstrzymać i po niespełna
minucie sukienka Hermiony leżała gdzieś na podłodze. Spojrzał na nią i jęknął z
zachwytu. Była taka piękna. Delikatnie przejechał dwoma palcami po jej brzuchu
kierując się w stronę dolnej partii bielizny. Po chwili zmienił zdanie. Położył
ją pod sobą i najdelikatniej jak tylko potrafił zaczął muskać ustami jej
brzuch. Kiedy dotarł do linii dolnej brzucha zaczął muskać ją językiem.
Niesamowicie podniecał go fakt, jaką sprawia jej przyjemność. Słyszał jej ciche
pojękiwania i czuł paznokcie wbijające się w jego ramiona. Kiedy w końcu dotarł
ponownie do ust prawie zerwała z niego koszulę.
- Severusie – szepnęła odchylając głowę w
tył. W tym momencie była taka seksowna, że zapragnął wziąć ją tu i teraz,
natychmiast. Wiedział jednak, że nie należy się spieszyć. Delikatnie odpiął
więc czarny stanik, który uwydatniał jej urzekający biust i przez chwilę
rozkoszował się ssaniem jej sutków. Czuł jak naprężają się pod jego językiem a
całość dopełniała jego twarda męskość ocierająca się o jej niebo. Dźwięki rozkoszy były miodem dla jego uszu.
Chciał dać jej spełnienie. Całując jej kark wsunął dwa palce pod dolną część
bielizny i usłyszał ciche westchnienie pełne aprobaty. Już po chwili czuł jak
jej drobna ręka odpina pasek jego spodni. Napięcie osiągnęło zenit i kiedy w
końcu wzięła jego nabrzmiałego członka w dłoń poczuł się naprawdę cudownie
- Hermiono – westchnął patrząc prosto w jej
czekoladowe tęczówki.
- Severusie – odpowiedziała mu tym samym.
Widział to w jej oczach. Widział, że już czas. Masował jej gorącą, mokrą
kobiecość a jej oddech był coraz szybszy.
- Proszę – szepnęła. Rozkoszując się tym
momentem wszedł w nią powoli z przeciągłym jękiem i po chwili złączyli się w
pięknym erotycznym tańcu dwojga ciał.
Poruszali się w zgodnym rytmie na przemian
wzdychając i wydobywając z siebie dźwięki przypominające o ogromie ich
przyjemności.
- Severus – jęknęła wczepiając paznokcie w
jego plecy. Wiedział, że chwila spełnienia jest już blisko. Przyspieszył i tak
jak Hermiona przymknął powieki oddając się tej chwili.
- Och Severusie!
- Hermiono!
Krzyknęli w jednej chwili rozpływając się w falach rozkoszy.
Ich mokre ciała drżały a spierzchnięte usta połączyły się w jeszcze jednym
pocałunku.
- Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet, Hermiono –
szepnął kładąc się koło swojej wybranki i tuląc ją do nagiego torsu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz