Nickelback - How You Remind Me

niedziela, 8 marca 2015

ROZDZIAŁ XIX 18+

Yeah! Zdążyłam przed północą!
To pierwszy taki rozdział dlatego proszę o wyrozumiałość, jeśli nie jestem najlepsza w pisaniu tego rodzaju scen. Najlepszego kobietki!

- Granger, dorośnij że w końcu! – krzyczał wzburzony Snape patrząc na groźnie łypiącą spod byka Gryfonkę – mamy uczniów, lekcje…
- Czyżby? Nie przeszkadzało ci to szczególnie ostatnimi czasy! – krzyczała na niego pełna nadziei że może jednak trafi w jakiś czuły punkt i wygra tę bitwę.
- Nie możesz go szukać! Wysłaliśmy ekipę, mają wszystkie wskazówki! Nie bądź głupia! – oponował patrząc jak wrzuca przypadkowe przedmioty do torebeczki potraktowanej zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym – jesteś uparta jak osioł!
- A ty marudny jak goblin, Snape! Nie chcesz iść ze mną? Wszystko mi jedno, mogę iść sama.
- Chyba kpisz – warknął zdenerwowany tym, jak się do niego odzywa – nie zapominaj do kogo mówisz, Granger.
- Nie da się zapomnieć takiej gadziny – zagryzła usta. Przegięła, widziała to w jego oczach – przepraszam – powiedziała po dłuższej chwili – ja po prostu martwię się o Harry’ego.
Mężczyzna wziął głęboki oddech z całych sił starając się nie odpowiedzieć czegoś, co mogłoby wywołać kolejną awanturę.
- Oni go znajdą – rzekł w końcu siadając w wygodnym fotelu – Granger? Zapraszam cię na kolację. Dzisiaj.
- Co?! – wyrwało jej się – ee… - chyba po raz pierwszy zabrakło jej słów. Snape zaprasza ją na kolację? To jakaś kpina.
- Ja gotuję – dodał patrząc na nią pytająco. W końcu mieli dziś 8 marca. Nie żeby ktoś powinien to wiedzieć ale miał sentyment do tego rodzaju świąt. Jego matka zawsze je uwielbiała choć od ojca pijaka nigdy nie dostała nawet polnego kwiatka.
- ummm… tak, jasne – zdecydowała się w końcu nadal zdziwiona do cna. To nie czas jej urodzin ani jakaś szczególna okazja więc co? O co chodzi Sneap’owi?
- O siódmej na błoniach. Pokażę ci coś. Granger? – zachciało mu się śmiać ale się powstrzymał. Jak zwykle zresztą. Stała jak słup soli i patrzyła przed siebie jakby ją spetryfikowano – Granger? – ocknęła się i spojrzała na niego nieprzytomnie – powinniśmy iść na śniadanie.
- Och, tak, jasne – zrehabilitowała się i już po chwili kroczyli szkolnymi korytarzami.
Ich nagły powrót do murów szkoły wywołał wiele kontrowersji. Nic nie ciekawiło uczniów tak bardzo jak to, gdzie podziewała się dwójka odwiecznych wrogów i do tego RAZEM. Przede wszystkim Gryfoni i Ślizgoni szeptali pomiędzy sobą. Pogodzone domy to jedno ale pogodzona Granger i Snape? To niemożliwe. W każdym razie ich zdaniem.
Hermiona dziobała właśnie swojego tosta z dżemem kiedy wylądowała przed nią biała, puchata sowa. Dziewczyna przy zaciekawionym wzorku większości nauczycieli w ciszy odwiązała niewielką kopertę i rozerwała ją szybko wyjmując list. Miała nadzieje, że to jakieś wieści dotyczące Harry’ego.
„Droga Hermiono!
Wiem, że to nienajlepsze okoliczności ale chciałabym żebyś mnie odwiedziła. Harry’ego nie ma i zostałaś mi tylko Ty, Miona. Musimy porozmawiać.
Zapraszam Cię więc do mnie w sobotę o 15.

Ginny. ”
Czyli jednak nie. Nawet Ginny nie wie nic na temat swojego męża a co dopiero ona, przyjaciółka stojąca w drugim rzędzie. Przebiegła wzrokiem po wszystkich gapiach którzy oczekiwali wybuchu radości albo może płaczu i nie tłumacząc nikomu swojego zachowania wstała od stołu i wyszła z Wielkiej Sali.

* * *

- Dzisiaj ważycie eliksir słodkiego snu – Snape machnął krótko różdżką i usiadł za biurkiem – składniki macie na tablicy. Anderson z łaski swojej postaraj się nie wysadzić dziś klasy. Twój wujek Longbottom na pewno nie byłby zadowolony ze spotkania ze mną, czy tak? Rusz się, Anderson! – Gryfoni byli dla niego prawdziwym utrapieniem. Nawet to, że nie wszyscy byli tak głupi jak mógłby się spodziewać nie poprawiało mu humoru. Szczególnie ta mała siostrzenica Longbottoma. Była nie tylko mała i pulchna ale także niezdarna – zupełnie jak on. I zupełnie jak kiedyś Granger Nevillowi tak teraz Shmit pomagał Anderson mimo jego wyraźnego zakazu.
- Minus pięć punktów dla Gryffindoru! – zagrzmiał ku ogólnej uciesze Ślizgonów – ja się chyba jasno wyraziłem Shmit. Żadnej pomocy.
- Ale… panie profesorze – zaczął chłopiec – ja tylko…
- Chcesz zarobić szlaban? – przerwał mu Mistrz Eliksirów łypiąc na niego spod byka. Hermiona na pewno nie pochwaliłaby takiego traktowania uczniów ale on nie miał skrupułów. To był jego nawyk. Przecież nie mógł pozwolić, żeby jakaś gówniarzeria weszła mu na głowę.

Kiedy wszyscy zaczęli zajmować się w końcu swoimi obowiązkami usiadł wygodnie na ulubionym krześle i zaczął rozmyślać o dzisiejszym wieczorze. W końcu zabierał ją do miejsca w które nie zaprowadził nikogo prócz Lily Evan… Potter. Zastanawiał się jak zareaguje. Spodoba jej się? A może będzie chciała wracać do domu?

Rozmyślania przerwał rozchodzący się po całej klasie odór zgniłych jaj. Starając się powstrzymać od zatkania nosa zacisnął zęby i wstał. Nawet nie musiał pytać, żeby wiedzieć, że miksturę o tak cudownych właściwościach aromatycznych mogła sporządzić tylko Anderson. Jednym machnięciem różdżki oczyścił jej kociołek ledwo udało mu się zdusić cisnące się na usta obelgi
- Wystosuję odpowiednie pismo do twojego wuja zanim otrujesz całą klasę łącznie ze mną, Anderson – warknął i widząc że jest bliska płaczu odwrócił się do niej plecami – dostajesz jedno wielkie O.
Zaraz też wziął się za pisanie listu. Nie żeby chciał zrobić jej na złość ale to była jakaś paranoja. Przechodził to przez pięć lat i nie zamierzał ani dnia dłużej. Wiedział, że prawdopodobnie nic nie wskóra ale uprzykrzenie życia komuś pokroju Anderson uważał za konieczność. Gdyby choć trochę przykładała się do jego zajęć albo przynajmniej poprosiła o korepetycje które proponował jej już na początku roku to może teraz nie musiałby co lekcja użerać się z tym jak bardzo jest nieudolna.
- Spencer! – kiwnął palcem w stronę jednego ze Ślizgonów – zaniesiesz to do sowiarni.
- Już się robi, profesorze! – podskoczył pierwszoklasista i zaraz popędził z listem.

Severus cieszył się, że dzisiaj nie będzie musiał oglądać już żadnych uczniaków z domu Lwa. Na całe szczęście reszta dnia upłynęła mu w towarzystwie Puchonów i Krukonów, którzy nie denerwowali go faktem, że w ogóle istnieją. Nie, żeby stosował wobec nich jakąkolwiek taryfę ulgową – to było po prostu nie wskazane.

Od południa nie mógł usiedzieć w miejscu. Musiał dopilnować by to wszystko było perfekcyjne.
- zupełnie jak Granger – zauważył z przekąsem.

O osiemnastej trzydzieści stał już przy drzwiach wyjściowych. Nie obchodziło go co powiedzą szwędające się wszędzie małolaty ani jak zareagują na fakt, że włosy ich nauczyciela chyba po raz pierwszy nie są w tragicznym stanie. Przeciwnie. Teraz były puszyste i lśniące.
- Aleksander ma swoje sposoby – mruknął z uznaniem wygładzając je odrobinę.
Nie zabierał ze sobą kwiatów bo Granger uznałaby to za przechodzony sposób na podryw. Niecierpliwie spojrzał na zegarek.
- Nie spóźniłabym się, Severusie – usłyszał tak dobrze mu znany aksamitny głos i podnosząc głowę trafił prosto w czekoladowe tęczówki.
- wyglądasz… - zabrakło mu słów. Zwykle nie prawił komplementów i w sumie teraz też nie byłby sobą gdyby nie dodał czegoś zgryźliwego – całkiem przyzwoicie.
Przysiągłby, że Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
- Ty również – stwierdziła puszczając mu oczko. Zaraz, chwila, Granger puściła mu oczko?! – zaraz… momencik… Snape?! Co ty zrobiłeś z włosami?! – zaczęła się śmiać przypatrując się z niedowierzaniem. Chyba po raz pierwszy nie wyglądały jak wysmarowane smalcem. I to z powodu kolacji z nią?
- Uh, Granger. I pomyśleć, że miałem być uprzejmy. Chodź już – pociągnął ją za ramię w stronę Zakazanego Lasu.

Kiedy doszli na miejsce był już cały spięty. Rzecz jasna nie dał po sobie niczego poznać ale martwił się czy Granger zaakceptuje jego azyl.
- Wejdź – postukał różdżką w korę jednego ze starych drzew w którym ukazał się ledwo widoczny zarys drzwi. Popchnął je i już po chwili byli w jego miejscu. Jedynym miejscu gdzie Severus Snape mógł czuć się sobą.

Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Wszystko było tu takie… magiczne! No i ten stół, pięknie przystrojony!
- Niewiarygodne – szepnęła przypatrując się zaczarowanym ścianom – gwiazdy? Góry? – zapytała ale znała odpowiedź na swoje pytania. To wszystko łączyło się w zgraną, cudowną całość.
- Podoba ci się? – zapytał nerwowo jej towarzysz a ona spojrzała na niego jakby postradał zmysły.
- Żartujesz sobie? To miejsce jest niesamowite.
- Stworzyłem je, kiedy byłem jeszcze w szkole. Wiesz te lata spędzone w Hogwarcie… byłem raczej samotnikiem. Molem książkowym.
- Jak ja.
- Jak ty. Tyle że ty miałaś przyjaciół. Kogokolwiek. Dość tego – przerwał sentymenty – nie będę się żalił, wyrosłem już z tego – rozładował atmosferę tym jednym, prostym zdaniem – zapraszam do stołu.

Sam stół wyglądał niesamowicie. Nakryty białym obrusem i zastawiony najpyszniej wyglądającymi potrawami jakie kiedykolwiek widziała. Paliły się też dwie świece. Snape postarał się nawet żeby były czerwone chociaż wiedziała, że Ślizgoni z reguły nie znoszą tego koloru. Ale to pomieszczenie nie przypominało niczego co miałoby związek ze Ślizgonami.

Sufit pokazywał im niebo usiane gwiazdami a ściany były górskimi ścieżkami znajdującymi ujście na monstrualnych rozmiarów łące. Same meble miały odcienie szarości i turkusu. Miękka kanapa zapraszała do wypoczynku w chłodne dni a wielki regał, który o dziwo mieścił się w jednym z rosnących na górskiej ścieżce drzew posiadał niezbadane jeszcze zbiory ksiąg. Zarówno mugolskich jak i tych dla czarodziejów. Na podłodze znajdował się ogromny, szary, puchaty dywan na którym można byłoby leżeć godzinami wpatrując się w sklepienie. Całość zapierała dech w piersiach.

- Białe czy czerwone? – zapytał patrząc na nią wyczekująco. Była mile zaskoczona jego poczynaniami.
- Czerwone poproszę – odpowiedziała, uśmiechając się zupełnie tak, jak w czasach kiedy wszystkie zmartwienia odchodziły w niepamięć. W tym czasie mężczyzna napełnił jej kieliszek i opadł na krzesło wzdychając ciężko. Chciał wyzbyć się stresu ale to chyba nie było tak łatwe jak mogłoby się wydawać. A przecież do cholery był podwójnym szpiegiem! Randka powinna przejść bez echa – coś się stało? – zapytała wyraźnie zmartwiona. Spojrzał w jej oczy i ledwo powstrzymał się od powiedzenia jej jaka jest piękna.
- Właściwie… nie przyprowadzałem tu zbyt wiele osób. Dokładnie jedną – powiedział cicho ale zaraz podskoczył jak oparzony – na miłość Merlina! Granger, ściągaj ten płaszcz! Zapomniałem – teraz Gryfonka śmiała się już w głos. Jego nieporadność była taka… taka urocza. Oddała mu swój ciężki, zimowy płaszcz a on zaniemówił z wrażenia. Już wcześniej widział, że wygląda dzisiaj nadzwyczajnie ładnie ale teraz musiał przyznać, że jest cholernie seksowna i elegancka. Granatowa sukienka sięgająca przed udo nie była ani nazbyt obcisła ani zbyt luźna. W sam raz. Delikatna, złota bransoletka zdobiła prawy nadgarstek a na szyi wdzięcznie pobłyskiwał cienki łańcuszek. Dopiero teraz dostrzegł, że brnęła przez całe to błoto w granatowych, lakierowanych szpilkach na niewielkim obcasiku a jej usta były ponętnie czerwone.
- Hermiono? – zagadnął siadając ponownie na krześle – sprawię ci komplement o którym nikomu nie możesz wspominać.
Jej chichot wręcz go urzekał. Nigdy wcześniej nie słyszał, żeby śmiała się tak jak teraz.
- Obiecuję – powiedziała nadal zakrywając usta dłonią.
- Jesteś piękna – z lubością obserwował jej reakcję. Chyba nie słyszała takich komplementów od rudzielca bo natychmiast nabrała rumieńców a jej oczy zaświeciły jak lampki choinkowe, które pamiętał z rodzinnego domu.
- Dziękuję – odparła speszona, nie wiedząc gdzie właściwie ma podziać oczy. Aby ułatwić jej sprawę zapytał
- Czego skosztujesz?
- Poproszę o danie dnia – zażartowała sobie obserwując jego reakcje. Oczywiście nadal z wypiekami na oliwkowych policzkach – co to takiego? – zapytała spoglądając na niego kiedy wyłożył na jej talerz apetycznie wyglądającą sałatkę.
- Właściwie – zawahał się – to mugolski gyros – w tym momencie oboje dostali ataku śmiechu. Kiedy skosztowała musiała przyznać, że Severus jest naprawdę wspaniałym kucharzem. Jak i rozmówcą.

Przez cały wieczór przeplatali lekkie rozmowy ze sprzeczkami godnymi starego małżeństwa. Oboje, choć bardzo tego nie chcieli musieli przyznać, że nigdy nie rozmawiało im się z nikim tak dobrze. Po raz pierwszy od wielu lat i Severus i Miona czuli się najzwyczajniej w świecie szczęśliwi.
- Zaraz się zacznie – powiedział mężczyzna chwytając w swoją silną dłoń jej delikatną rączkę – połóż się – wskazał na dywan. Sam przyniósł dwie lampki wina i położył tuż obok Gryfonki.
- Co się zacznie? – dociekała kiedy ten wskazał na niebo
- Właśnie to.
- Deszcz meteorytów! Severusie to… to jest cudowne! – wykrzyknęła śmiejąc się i ciesząc jak małe dziecko. Mógłby się jej tak przypatrywać całą noc. Dopiero teraz dostrzegł jak piękną i dojrzałą stała się kobietą. Kiedy dostrzegła, że tak się jej przypatruję odwróciła głowę w jego stronę. Jej loki opadły na dywan a ona sama szepnęła
- Dziękuję – i w tym momencie złączyli się w delikatnym i czułym pocałunku. Nie mógł uwierzyć, że trzyma tę drobną kobietę w swoich ramionach. Nie miał pojęcia jak doszło do tego, że ich pocałunek stał się, głębszy, bardziej namiętny. To się po prostu działo.

Świat wirował, wokół nich spadały meteoryty a w tle rozbrzmiewała mugolska muzyka klasyczna, którą oboje uwielbiali. Pogłaskał dłonią jej kark i czuł, jak przeszły ją dreszcze a jej oddech przyspieszył. Przylgnęła do niego delikatnie przygryzając jego wargę. Dawno nie odczuwał takiej bliskości. Działała na niego jak magnes. Z sekundy na sekundę pragnął jej więcej. Kiedy zaczęła całować go po szyi nie mógł powstrzymać głośnego oddechu. Nie pozostał jej jednak dłużny. Już po chwili zaczął pieścić ustami jej ramiona. Hermiona nie mogła uwierzyć w to jak bardzo miękkie są jego wargi. Nie mogła się powstrzymać od jęku, który wydobył się z jej malinowych, pełnych ust. Była tak bardzo spragniona jego bliskości. Tak bardzo chciała, żeby wiedział, że jest dla niej kimś niezwykłym.
- Hermiono? – szepnął jak gdyby pytając o pozwolenie. Ale nie otrzymał odpowiedzi. Hermiona delikatnie wsunęła swój język pomiędzy jego wargi i zaczęła je pieścić.

Nie mógł się powstrzymać i po niespełna minucie sukienka Hermiony leżała gdzieś na podłodze. Spojrzał na nią i jęknął z zachwytu. Była taka piękna. Delikatnie przejechał dwoma palcami po jej brzuchu kierując się w stronę dolnej partii bielizny. Po chwili zmienił zdanie. Położył ją pod sobą i najdelikatniej jak tylko potrafił zaczął muskać ustami jej brzuch. Kiedy dotarł do linii dolnej brzucha zaczął muskać ją językiem. Niesamowicie podniecał go fakt, jaką sprawia jej przyjemność. Słyszał jej ciche pojękiwania i czuł paznokcie wbijające się w jego ramiona. Kiedy w końcu dotarł ponownie do ust prawie zerwała z niego koszulę.
- Severusie – szepnęła odchylając głowę w tył. W tym momencie była taka seksowna, że zapragnął wziąć ją tu i teraz, natychmiast. Wiedział jednak, że nie należy się spieszyć. Delikatnie odpiął więc czarny stanik, który uwydatniał jej urzekający biust i przez chwilę rozkoszował się ssaniem jej sutków. Czuł jak naprężają się pod jego językiem a całość dopełniała jego twarda męskość ocierająca się o jej niebo.  Dźwięki rozkoszy były miodem dla jego uszu. Chciał dać jej spełnienie. Całując jej kark wsunął dwa palce pod dolną część bielizny i usłyszał ciche westchnienie pełne aprobaty. Już po chwili czuł jak jej drobna ręka odpina pasek jego spodni. Napięcie osiągnęło zenit i kiedy w końcu wzięła jego nabrzmiałego członka w dłoń poczuł się naprawdę cudownie
- Hermiono – westchnął patrząc prosto w jej czekoladowe tęczówki.
- Severusie – odpowiedziała mu tym samym. Widział to w jej oczach. Widział, że już czas. Masował jej gorącą, mokrą kobiecość a jej oddech był coraz szybszy.
- Proszę – szepnęła. Rozkoszując się tym momentem wszedł w nią powoli z przeciągłym jękiem i po chwili złączyli się w pięknym erotycznym tańcu dwojga ciał.

Poruszali się w zgodnym rytmie na przemian wzdychając i wydobywając z siebie dźwięki przypominające o ogromie ich przyjemności.  
- Severus – jęknęła wczepiając paznokcie w jego plecy. Wiedział, że chwila spełnienia jest już blisko. Przyspieszył i tak jak Hermiona przymknął powieki oddając się tej chwili.
- Och Severusie!
- Hermiono!
Krzyknęli w jednej chwili rozpływając się w falach rozkoszy. Ich mokre ciała drżały a spierzchnięte usta połączyły się w jeszcze jednym pocałunku.
- Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet, Hermiono – szepnął kładąc się koło swojej wybranki i tuląc ją do nagiego torsu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz