Nickelback - How You Remind Me

piątek, 6 marca 2015

ROZDZIAŁ XVII

Cześć! Mam dla Was niespodziankę a mianowicie... rozdział XVIII pojawi się dzisiaj wieczorem! Oprócz tego podaję Wam aska:
http://ask.fm/Severhermione

Chciałabym jeszcze wyjaśnić jedną kwestię. To, że ostatnio jestem tutaj tak rzadko wynika z naprawdę poważnych problemów zdrowotnych i osobistych z którymi staram się uporać.... 

Tak więc.... przyjemnej lektury.. ;) Buziaki!

- Coś ty najlepszego narobił kretynie! Porwałeś Pottera?! – Snape był naprawdę wściekły. Pewnie gdyby mógł od razu złapałby każdego z nich za gardło i zamordował z największą przyjemnością. Ale nie mógł i to cieszyło ich jeszcze bardziej. Jego bezsilność i niewiedza. Bo przecież to oni dysponowali informacjami – postradałeś zmysły?! Szuka go całe Ministerstwo, cywile, niedługo dołączy Hogwart!
Jakiś rudowłosy opryszek siedzący po prawej stronie przywódcy tego całego zamieszania uśmiechnął się wrednie i najwyraźniej chciał coś powiedzieć ale Snape skutecznie mu to udaremnił zamykając pryszczatą gębę prostym zaklęciem niewerbalnym. Zresztą ledwo powstrzymał się od wszczęcia mugolskiej bójki i rzucenia z pięściami na Raina ale suma summarum wywarczał tylko dwa słowa
- jak śmiesz.
Po czym bez żadnego ostrzeżenia wyjął różdżkę.
- Zapłacisz za to – sapnął Rain zanim zaczął wić się z bólu.
Nikt nie rzucił się na ratunek szefostwu. Wręcz przeciwnie, większość uciekła w popłochu, inni stali i czekali na rozwój sytuacji, bez mrugnięcia okiem obserwując cierpienie swojego kompana.
- WIDZISZ?! – wrzask odbijał się echem od ścian – ONI WSZYSCY MAJĄ CIĘ W POWAŻANIU! DLA NICH JESTEŚ ŚMIECIEM! A DLA MNIE JESTEŚ MARTWY! – już miał cisnąć zielonym promieniem w twarz tego gnoja kiedy przypomniał sobie reakcję Hermiony. Nie bała się jego agresji. Współczuła, że nie potrafi się jej pozbyć. Dysząc ciężko opuścił swoją jedyną broń i odwrócił się do wyjścia. Nikt nie zrobił ani kroku w przód. W połowie drogi do drzwi coś go napadło. Zawrócił i z całej siły przyłożył Rainowi w twarz. Zalał się krwią i jęknął a Severus ze mściwym uśmieszkiem syknął – do zobaczenia. I lepiej, żebyś miał przy sobie Pottera – a potem zebrani usłyszeli trzask zamykanych drzwi frontowych.
Nie zdążył przekroczyć drzwi Sali Wejściowej kiedy rzuciła się na niego ta cholerna Granger. Bynajmniej nie poprzez uprzejmość ani fakt, że też się martwiła. O mało nie zatkał uszu kiedy zaczęła wrzeszczeć
- Gdzie on jest?! – a po każdym słowie coraz to mocniej starała się uderzyć go malutkimi zwiniętymi w piąstki dłońmi. Siły jak na kobietę jej nie brakowało ale nieszczęśliwie dla niej sięgała mu tylko do klatki piersiowej i choćby chciała, nie mogła trafić w twarz. Oczywiście mógłby jej na to pozwolić ale właściwie po co? To nie on porwał Potter’a. Rzecz jasna sumienie podpowiadało mu zupełnie co innego… ale ona nie musiała o tym wiedzieć.
- Uspokój się kobieto – zaoponował w końcu łapiąc ją za nadgarstki i unieruchamiając je – uszy mi pękną.
- Przestań chrzanić! – no nie. Tego nie spodziewał się po Granger. Darła się często, rzucała obraźliwe teksty ale „przestań chrzanić”? To było co najmniej zabawne – tak ci do śmiechu? – zmrużyła oczy, które ciskały błyskawice. Pewnie, gdyby wzrokiem można było zabijać już dawno leżałby martwy. Zebrał się w sobie i w końcu powiedział krótko
- Do mojego gabinetu.
- Chyba śnisz, Snape.
Mężczyzna wzruszył ramionami i zupełnie nie przejmując się tym jak zareaguje panna Granger ruszył w stronę lochów. Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, że za nim idzie. Nie pozwoli sobie na niesubordynację w momencie, kiedy jej przyjacielowi zagraża niebezpieczeństwo. Święty Potter – pomyślał z goryczą otwierając ciężkie dębowe drzwi gabinetu.
- Siadaj
- Dziękuję, postoje – zacisnął wargi i powstrzymał się od podniesienia głosu. „cierpliwość popłaca” – powtarzał sobie w duchu cytat w który nigdy nie wierzył. Usiadł więc za biurkiem i ze stoickim spokojem otworzył butelkę whiskey. Nie zdążył nawet nalać sobie płynu do szklanki kiedy ta nagle zniknęła mu sprzed zakrzywionego nosa a zamiast tego pojawiła się wściekła mina Hermiony – MÓGŁBYŚ JUŻ…
- Przestań się w końcu drzeć – przerwał jej w pół zdania Mistrz Eliksirów – to nie ja porwałem twojego ukochanego okularnika kretynko!
- Och, kretynko tak? Polemizowałabym nad TWOIM ilorazem inteligencji – wiedziała, że Snape jest równie oczytany i mądry jak ona ale w tym momencie miało to najmniejsze znaczenie. Liczył się Harry i ten chory nietoperz-zabójca. Nie odpowiedział nic. Złożył dłonie na kolanach i powoli zaczął mówić wszystko, co sam wiedział.
- jakiś czas temu zawarłem swego rodzaju… - tu zastanowił się nad odpowiednim słowem – umowę. Obserwowaliśmy cię od pewnego czasu..
- Obserwowaliście? – przerwała mu Granger. Była naprawdę wściekła – planowałeś morderstwo z premedytacją? – docięła i z lubością obserwowała jak krew odpływa mu z twarzy a on o ile to jeszcze możliwe staje się jeszcze bardziej blady. Była pewna że zaprzeczy ale tak się nie stało. – PLANOWAŁEŚ MNIE ZABIĆ SNAPE?!
- Nie do końca – powiedział ostrożnie ale widział jak trzyma kurczowo rękę na różdżce – odłóż ten patyk, nie bądź głupia Granger.
- Ja jestem głupia? JA?!
- DASZ MI W KOŃCU DOKOŃCZYĆ?!
- Proszę bardzo – nonszalancko odpowiedziała Hermiona przewracając oczami – i nie, nie przepraszaj – dodała kiedy otworzył usta – i tak ci nie wierzę.
Na to nie miał odpowiedzi. W końcu nie mógł winić jej o brak zaufania, o brak wiary. Sam naważył sobie piwa które musiał wypić.
- Jak już mówiłem, obserwowaliśmy cię od pewnego czasu. Jak często wychodzisz na zakupy, jaki masz humor, co właściwie robisz w czasie wolnym. Rain – przerwał na chwilę i rzucił szybkie spojrzenie w jej kierunku. W ułamku sekundy postanowił nie wspominać o jego współpracowniku i zarazem mężczyźnie któremu miała być dostarczona – Rain załatwił mi mieszkanie drzwi w drzwi z twoim. Nie żeby twoje towarzystwo sprawiało mi wtedy przyjemność ale to był mój obowiązek. Stawką było moje życie. Bez obrazy ale dla mnie byłaś po prostu kolejną z wielu ofiar, które musiałem zlikwidować żeby przetrwać dzień dłużej. Dopiero później zacząłem cię poznawać i… skończyło się tak, że panna-wiem-to-wszystko po prostu mnie omamiła. Długo zastanawiałem się jak ci o tym powiedzieć, bo w końcu to nie ja miałem cię zabić a czasu było coraz mniej. Właściwie nie zostałabyś zabita dosłownie – ale na pewno odseparowano by cię od życia w społeczeństwie. Jak zwierzę w klatce. Wtedy to nie wydawało się takie straszne chociaż w tym momencie dostrzegam na jak wielkie niebezpieczeństwo mogłem cię skazać. W końcu zażądali wcześniejszego terminu a ja odmówiłem. Banda kretynów porwała Pottera. Mają swoje sztuczki.
- po co mieliby mnie porwać? – zapytała Hermiona z szeroko otwartymi oczami. Nie bała się Severusa. Pragnęła zemsty.
- Bo miłość jest ślepa, Granger. Znajdę Potter’a, masz moje słowo.
Nastąpiła chwila głuchej i nieznośnej ciszy. Severus miał wrażenie, że to będzie przełom, że doceni całą prawdę jaką jej wyznał. Wstała powoli z krzesła na które opadła kiedy mówił. Spojrzała w jego stronę pustym wzrokiem i już wiedział, że nie jest dobrze.
- Zabiłeś mojego narzeczonego, Snape. Planowałeś porwanie mnie i dostarczenie bandzie psycholi a tam nie czekałoby mnie pewnie nic poza cierpieniem! Jesteś powodem przez który zniknął Harry. Wiesz co, Snape? Twoje słowa są gówno warte. Zupełnie jak ty. – mówiła cicho i nienaturalnie wolno. Podniosła się i nie spoglądając w stronę mężczyzny po prostu wyszła. Miała zamiar udać się prosto do Ministerstwa i porozmawiać z aurorami. Ktoś musi z tym zrobić porządek.

Gdy wychodziła udawał, że jej słowa po prostu po nim spłynęły choć w środku czuł wstyd i palącą chęć mordu.
- Najlepiej gdybyś egzekucję wykonał sam na sobie – warczał w myślach zastanawiając się od czego zacząć poszukiwania. Wiedział, że Rain od tak Potter’a nie wypuści i na pewno nie obędzie się bez negocjacji ale nie miał pojęcia co byłoby wystarczającą zapłatą. Właściwie to miał ale wiedział, że Granger nigdy nie zgodzi się być przynętą.

W tym samym czasie dziewczyna chodziła po swoim dormitorium. Nie poszła na zajęcia i była wdzięczna McGonagall że ta rozumiała jej postawę i szanowała decyzję jaką podjęła.  Nie mogła znaleźć sobie miejsca i była w pełni świadoma, że nie zazna spokoju dopóki nie odnajdzie przyjaciela. Właściwie najlepiej byłoby wyruszyć na poszukiwania ale… na takie przekręty zawsze decydowała się razem z Harry’m i Ronaldem. A teraz nie ma ich obu. O Ginewrze może zapomnieć. Co prawda pogodziły się a młoda Potter nie obarcza jej już winą o sprzeczki z mężem ale mimo to, ważniejsza będzie dla niej ochrona ich dziecka niż narażanie życia bez ŻADNYCH szans na pogodzenie. Bo w sumie kim był ten Rain i czego oni mogli od niej chcieć? Miłości? Jej nie kochał nikt oprócz Rona. No, przynajmniej nie w ten sposób.
Z drugiej strony czy Snape wymyśliłby taką wymówkę żeby odwrócić uwagę od jego winy? – potrząsnęła głową i dopiero wtedy zorientowała się że właściwie pakuje się już do małej, podręcznej torebki.
- Snape… - zaczęła rzucając te słowa gdzieś w przestrzeń w której on nie miał szans jej usłyszeć – ja ci jeszcze pokażę – po czym stawiając wszystko na jedną kartę skierowała się w stronę wyjścia.
* * *
- Aleksandrze? – w pomieszczeniu było nienaturalnie cicho szczególnie jak na hałaśliwego Aleksandra co Snape przyjął z lekkim niepokojem. Nie odpowiedział mu nawet najcichszy szmer. Skierował się w stronę salonu ale i tam nikogo nie znalazł. Cóż – myślał – laboratorium, salon… została jeszcze sypialnia. Pełen najgorszych przeczuć uchylił nieznacznie drzwi. To co tam zastał absolutnie zwaliło go z nóg. Alchemik siedział w dziwacznym stroju o wszystkich kolorach tęczy i czubatych kapciach. Wyglądał zupełnie jak dżinn z lampy grający jedną z głównych ról w mugolskiej bajce Disneya tyle że jakiś taki… hipisowski.  Mruczał coś pod nosem i wyglądało na to, że aktualnie nie przebywa na Ziemi. Snape obserwując to z nieco większej odległości zasłonił usta ręką i mimo poważnych okoliczności musiał powstrzymywać śmiech. A nie było to łatwe zadanie bo Aleksander wydawał z siebie naprawdę komiczne odgłosy. Severus nie wiedział ile czasu minęło odkąd wśliznął się do pokoju ale kiedy alchemik skończył i uchylił oczy ten w końcu wybuchnął gromkim, niepochamowanym śmiechem
- Snape? – zapytał nieco sennie ale już chwilę później nie posiadał się z oburzenia – nie ma się z czego śmiać! To pradawna, bardzo skuteczna dziedzina magii!
- Tak, tak – wysapał Snape łapiąc się za brzuch – czy mógłbyś? – pokazał palcem na przyjaciela nie mogąc wydusić ani słowa.
- Czy mógłbym co?! – przyjaciel skrzyżował ręce na piersiach i ze zniecierpliwieniem pokiwał głową tak, że zielono żółty pompon przymocowany do czerwonej czapeczki zaczął dyndać na wszystkie strony co wywołało jeszcze większy atak śmiechu u Mistrza Eliksirów.
- Przebierz się – zdołał wykrztusić i zanosząc się śmiechem przeniósł się do salonu. Tak naprawdę takiego ataku śmiechu nie zaznał chyba od czasu rozwodu rodziców. Co prawda bezczelna Granger czasami prowokowała go właśnie do takich sytuacji ale nigdy nie pozwolił sobie na odrobinę swobody i otwarcia w tym temacie. Miał zamiar pozwolić ale… wszystko po kolei.
Z kpiarskim uśmieszkiem czekał na Aleksandra. Kiedy ten zastał go właśnie z taką miną tupiąc niczym dziecko powędrował w stronę osobnej kanapy i łypał na niego spod byka dobrą minutę.
- Co cię do mnie sprowadza? – zapytał w końcu i wszelkie ślady dobrego nastroju w jednej chwili zniknęły z twarzy mężczyzny.
- Porwano Potter’a – zaczął i czekał na rozwój sytuacji.
- Wiesz, że nie wtrącam się w błahe konflikty czarodziejów. Nie przybyłem na wojnę a mam lecieć ratować Wybrańca? – zapytał z nieco niewinną miną.
- Nie chodzi o to, że się nie wtrącasz Aleks. Ty jesteś po prostu leniwy – odrzekł czarnowłosy a w odpowiedzi dostał tylko język wystawiony w swoim kierunku – schowaj ten jęzor. Mugole powiedzieliby, że krowa ma dłuższy i się nie chwali.
- Bezczelny jak zawsze – zaśmiał się.
- Chodzi o to – wydusił w końcu – że jestem z tym bezpośrednio związany.
- Ty? Chyba nie przeniosłeś się do Ministerstwa co?
- Nie, jasne że nie. Nawet gdybym chciał, Minerwa by mnie udusiła…. Wpadłem w tarapaty Aleksandrze.
- Moja maleńka zawsze powtarzała, że jesteś nieco niezdarny i nie potrafisz podejmować własnych wyborów. Rzecz jasna próbowałem wytłumaczyć jej, że to leży w waszej ludzkiej naturze i należy tępić takie pomyłki, uczyć się na błędach. Ona twierdziła, że taka nieporadność jest więcej niż słodka. Chyba próbowała mnie zdenerwować – westchnął Aleksander a Severus słuchał jak sparaliżowany.
I w końcu nadszedł ten moment. Serce mężczyzny przyspieszyło i chyba po raz pierwszy w życiu bał się o reakcje wielkiego Alchemika którego przyjaźń zaskarbił sobie dawno, dawno temu. Bał się, że straci przyjaciela i na powrót stanie się całkiem pusty, samotny. Ręce drżały mu nieznacznie a ślina nie chciała przejść przez gardło. Wziął głęboki wdech. Teraz albo nigdy.

- Aleksandrze… - zaczął powoli, oswajając się z myślą o nadchodzących ciężkich czasach a może nawet śmierci – to ja zabiłem twoją córkę…

1 komentarz:

  1. A ja tak wiernie czekałam na kolejny rozdział! Zapowiada się ciekawie :DD

    OdpowiedzUsuń