Nickelback - How You Remind Me

czwartek, 26 listopada 2015

Wróciłam

Kochani! Zapraszam Was na prolog zupełnie nowej, odmiennej historii. Mam nadzieję, że tym razem nie zawiodę i oprócz regularnie dodawanych rozdziałów będę Was zaskakiwać... ale czyny są lepsze niż słowa, prawda?
Nie będę przedłużać. Liczę na Wasze sugestie i opinie! <3

http://jest-taka-granica.blogspot.com

poniedziałek, 2 listopada 2015

NOWY BLOG?

Czy ktoś tutaj jeszcze zagląda? Myślę nad założeniem nowego bloga o tematyce Sevmione i chciałabym poznać Wasze pomysły ;3 Koncepcją jest połączenie Ligi Zabójców z końcem Wojny ;3 Pozdrawiam!

niedziela, 30 sierpnia 2015

Epilog

- nie żartuj sobie Granger, nie założysz tego – Snape wycelował oskarżycielsko palec w swoją wybrankę – jesteś w ciąży.
- nie przesadzaj Snape, nic mi nie będzie – Hermiona wciągnęła przez głowę niebieską sukienkę i przejrzała się w lustrze, skupiając uwagę na zaokrąglonym już brzuszku.
- ściągaj to, kobieto – Snape miał w zwyczaju kręcić nosem na wszystko, co chciała zrobić Hermiona. Mogłaby zapisać dwie rolki pergaminu a i tak nie zmieściłaby wszystkich zakazów. Zaczęła wyliczać w myślach:
Nie wolno mi przebywać w zapełnionych pomieszczeniach, bo nie daj Merlinie ktoś mnie popchnie albo uderzy

Nie wolno mi czytać do późna, bo kiedy jestem zmęczona szkodzę dziecku

Nie mogę założyć sukienki do kolana, bo jeszcze mnie przewieje. Mimo, że mamy czerwiec!

Nie mogę choć raz w tygodniu napić się kawy, choćby łyczka bo przecież to nie jest wskazane

Nie pozwala mi porządnie posprzątać mieszkania, bo się przemęczam. Nawiasem mówiąc zabawnie jest widzieć wielkiego Mistrza Eliksirów tańczącego z miotłą i mopem.

Musiałam przerwać nauczanie w Hogwarcie bo stres działa na mnie niekorzystnie

Śniadanie dostaję codziennie do łóżka i muszę zajadać się znienawidzoną rybą bo jak twierdzi Severus jest ona nadzwyczaj korzystna dla zdrowia

- Granger czy ty mnie w ogóle słuchasz? To jest… - nie dała mu dokończyć, najwyraźniej zniecierpliwiona
- nie chcę słyszeć o tym, że szkodzę dziecku. Za oknem jest dwadzieścia pięć stopni. I przebierz się do cholery, bo nie zdążymy!
Najwyraźniej obrażony mężczyzna skierował się w stronę schodów. Brązowooka odetchnęła z ulgą, spoglądając na zegarek.
Wszystko tak pięknie się układało. Już miała pospieszać Severusa kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Aż podskoczyła ze strachu ale chwilę później krzyknęła
- otworzę! – zastanawiała się kto też mógł ich odwiedzić. Przyjęcie zaręczynowe Percy’ego z egzotycznej urody Inez miało się zacząć już za dwadzieścia minut, tak więc Weasley’owie i państwo Potter na pewno byli na miejscu. Reszta gości niechętnie zjawiała się w tym domu co jak podejrzewała Hermiona miało związek ze znienawidzonym w czasach szkolnych nauczycielem. Zachichotała pod nosem. Przecież nie mogła mieć im tego za złe!
- musiałem się upewnić, że ten stary nietoperz nie zamknął cię jeszcze w lochach – szepnął konspiracyjnie Lee Jordan, bezceremonialnie wpadając do domu. Chwilę później rozkładał się już na kanapie.
- ależ proszę, rozgość się – rzuciła kpiąco Hermiona podśmiewając się w duchu. Wszyscy tak reagowali na wieść, że Hermiona Granger, najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny związała się z najgorszym, najpodlejszym i najmniej lubianym nauczycielem Eliksirów – napijesz się czegoś?
- ognistej – rzucił wesoło chłopak, lustrując Hermionę od stóp do głów – trochę ci się przytyło, co?
Gdyby spojrzenie mogło zabijać pewnie byłby już martwy. Przybrała więc najgroźniejszą minę i założyła ręce na piersiach. W opinii Ginny, wyglądała bardzo dobrze!
- hej, tylko żartowałem! – uniósł ręce w obronnym geście – przebywanie w towarzystwie Snape’a ci nie służy.
- Hermiona! – Snape wydzierał się z pokoju na górze – gdzie moje skarpety?!
- Twoją bieliznę położyłam na pralce, jest świeża! – odkrzyknęła dziewczyna zauważając bezczelny uśmiech swojego gościa – rusz się, Lee na nas czeka!
- A ten tu czego – warknął Snape, najwyraźniej myśląc, że już go nie słyszą.
- jak stare dobre małżeństwo – skomentował, obserwując jak Hermiona podchodzi do barku i powoli zapełnia szklankę, którą po chwili mu podała – tęsknisz za whiskey? – zapytał nagle, spoglądając na nią badawczo – no wiesz, z takim współlokatorem jak Snape, nie pociągnąłbym długo bez kieliszeczka.
- och, daj już spokój. Wcale nie jest taki zły – zaśmiała się melodyjnie, próbując powstrzymać łzy. Takie komentarze zawsze ją rozbrajały, szczególnie w wydaniu tego konkretnego czarodzieja.
- możemy iść – Snape zszedł na dół i spoglądał z niesmakiem na przybyłego – Jordan, nudzi ci się czy po prostu wyrzucili cię z domu?
- właściwie to ja po Hermionę. Wspominała coś o wyprowadzce – wyszczerzył zęby w bezczelnym uśmieszku i spojrzał z ukosa na brązowooką, która w duchu pękała ze śmiechu.
- szkoda, że ty nie wspominałeś o chwili w której wyparował twój mózg – odgryzł się czarnowłosy mężczyzna – Granger, spóźnimy się jeśli on dalej będzie zabierał nasz cenny czas.
- on ma rację, Hermiono. Idziemy – Lee objął ją czule ramieniem a ona modliła się w duchu by Snape nie potraktował go jakąś paskudną klątwą.

10 lat później
- mamo, mamo! Spójrz! – wędrowali właśnie po jednej z mugolskich ulic Londynu, gdzie kupowali ubrania codzienne. Chłopiec wskazał palcem w stronę obskurnego bloku mieszkalnego pod którym  przesiadywała zgraja pijaków.
- Justin, mówiłam ci przecież, że nie ładnie wytykać ludzi palcami! – Hermiona spojrzała karcąco na syna i złapała go kurczowo za rękę. Miała nadzieję, że jej nie zaczepią.
- nie mamo, spójrz jeszcze raz! – chłopiec wskazał palcami w stronę bloku. Kobieta wytężyła wzrok i po chwili oniemiała z przerażenia. Pod jednym z okien żałośnie leżał mały, bezbronny psiak. Wyglądał na zagłodzonego a z prawej łapki sączyła się krew. Spojrzała szybko w stronę Justina. Wszelkie wątpliwości zniknęły kiedy zobaczyła łzy spływające po jego policzkach. Była taka dumna z wrażliwości synka. Szybkim krokiem podeszła do budynku i skierowała się w stronę, gdzie leżała psinka.
- Severus mnie zabije – mruknęła kiedy w myślach postanowiła go przygarnąć.
- Paniusiu, nie tak szybko! To mój pies! – warknął jeden z pijanych mężczyzn podnosząc się z betonowych schodków i chwiejnym krokiem maszerując w jej stronę. Odruchowo złapała kurczowo za rękę syna a drugą zgarnęła szczeniaczka, który pisnął żałośnie. Było jej przykro, że musi sprawiać mu ból ale nie mogła go tutaj zostawić.
- pana? – zmierzyła go chłodnym wzrokiem – w takim razie dlaczego jest taki zaniedbany?
- co ty tam możesz wiedzieć, kobieto! Oddawaj psa i wynoś się stąd! – najwyraźniej nie miał zamiaru odpuścić. W duchu przeklinała się za swoją głupotę. W końcu nie wzięła różdżki.
- nie – odparła patrząc wyzywająco w zapite oczy tego odrażającego człowieka.
- posłuchaj no…
- nie, to pan mnie posłucha. Wezmę psa czy się to panu podoba czy też nie. Proszę sobie nie żałować przekleństw – dodała słysząc jak pada słowo kurwa – ale we własnym domu, nie tutaj i nie przy dziecku. Pies to obowiązek, członek rodziny. Nie popychadło, które można zagłodzić.
- żadna baba nie będzie mi mówić, co mam robić z własnym psem i jak ma wyglądać! Ty… - zamachnął się ale stan upojenia był zbyt duży i po chwili wylądował na zimnym chodniku – policzę się z tobą – zaczął się wygrażać a kobieta uśmiechnęła się kpiąco. Żaden z pijaczków pod blokiem nie odzywał się ani słowem. Bali się chyba, że powiadomi policję, która rozgromi tą zakrapianą imprezę.
Wykorzystała ten moment przewagi by się oddalić. Ciągnęła za sobą Justina mając w duchu nadzieje, że syn nie wywróci się z powodu szybkiego tempa.
- musimy zawieźć go do weterynarza.

Kiedy wracali z kliniki syn gładził łebek Aktora. Nazwał go tak, bo stwierdził, że u doktora mimo bólu świetnie udawał, że nic mu nie jest. Nagle zapytał
- tata będzie zły?
Hermiona zmarszczyła czoło. Sama podejrzewała, że Severus nie uśmiechnie się na wieść o zwierzątku ale nie mogła odebrać małemu przyjaciela.
- nie, z całą pewnością nie. Dlaczego o to pytasz, skarbie?
- nie lubi zwierząt – syn zrobił smutną minę a jego oczy po raz kolejny zaszkliły się łzami – nie chcę go oddawać, mamo.
- nie oddasz – zapewniła Justina Hermiona, uśmiechając się pod nosem.
Po drodze zakupili jeszcze cały zestaw dla owego szczeniaczka. Miski, gryzaki, kojec, szelki i smycz a nawet specjalny kocyk, który jak upierał się syn będzie potrzebny, kiedy Aktor zmarznie.
- pamiętaj, że chociaż raz dziennie będziesz go wyprowadzał – po raz kolejny przypomniała Hermiona. Byli już niedaleko domu a entuzjazm syna wprawiał ją w wyśmienity nastrój.

- jesteśmy! – krzyknęła od progu taszcząc ciężką wyprawkę. Weszła do salonu gdzie rzuciła zakupy i rozłożyła kojec – połóż go tutaj – poleciła Justinowi – Aktor nie mógł sam biegać ze względu na złamaną łapkę.
- w końcu, już myślałem, że – wzrok Severusa padł na szczeniaczka – Justin, idź do pokoju, chcę porozmawiać z mamą – polecił. Syn pociągając głośno nosem i ocierając łzy udał się w stronę schodów – sprowadziłaś mi tutaj futrzaka?! – zaczął pretensjonalnie – nie uważasz, że powinniśmy ustalać to razem?!
- otóż nie – odparła całkowicie spokojna kobieta – był sam, ze złamaną łapką, jest wygłodzony. Co miałam zrobić?
- odwieźć go w odpowiednie miejsce! O ile wiem, funkcjonują schroniska!
- Nie chcę o tym słyszeć, Severusie! Justin go znalazł, to jego pies! – Snape spojrzał z niesmakiem w stronę kulącego się szczeniaczka. W duchu musiał przyznać że prezentował się uroczo. Jasnobrązowa maść świetnie kontrastowała ze znakiem szczególnym malca – czarną łatką na oku. Wyglądał komicznie, jak pirat. Uszko opadało mu słodko na zamknięte oczko a on sam wydawał się być niesamowicie kruchym stworzeniem.
Nastała głucha cisza, podczas której przechadzał się w tą i z powrotem. W końcu sięgnął po szklankę ognistej.
- Justin ma tydzień…
- chyba śnisz, Snape! – nie wierzyła, że jej mąż ma serce z kamienia. Nie mógł tego zrobić ich jedynemu dziecku.
- daj mi dokończyć kobieto! Justin ma tydzień, żeby nauczyć go, że nie załatwia się swoich pieskich potrzeb na podłodze w salonie, korytarzu czy w kuchni.
- tato! – Justin wbiegł do pokoju rzucając się ojcu w ramiona. Choć Severus dość rzadko okazywał uczucia, teraz połaskotał syna i pogładził po głowie – kocham cię, dziękuję – małe rączki objęły ojca za szyję a ten przyciągnął do siebie kobietę. Razem tworzyli szczęśliwą rodzinę i miało tak zostać na zawsze.


Dziękuję Wam wszystkim za komentarze, za ciepłe słowa, za to, że mimo tak znacznych przerw tutaj trwaliście. Chciałam napisać jeszcze jeden rozdział ale ze względów osobistych połączyłam jego część z epilogiem. 

Muszę Wam powiedzieć, że będzie mi brakować Was jako czytelników i tego bloga! Pojawię się z nowym Sevmione, bardziej przemyślanym i zdecydowanie dłuższym. 

Całuję Was wszystkich! Zaglądajcie tutaj i czekajcie na link do Prologu!

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ XXI

Zdaję sobie sprawę, że dałam ciała na całej linii. Naprawdę zdziwię się, jeśli pojawi się choćby jeden komentarz. Nie czuję już tej weny i mam wrażenie, że rozdział jest wybitnie słaby. Okropny jak smarki trolla szczerze mówiąc. Dlatego też wielkimi krokami zbliżamy się do wielkiego finału. 
Dziękuję Wam za wytrwałość, za to że czekacie i za 20 000 wyświetleń ;o ;*

Pędziła jak oszalała, nie zwracając uwagi na uczniów domu węża, którzy rzucali w jej stronę obraźliwe określenia. I tak nie mogłaby mieć im tego za złe, w końcu co najmniej piątka wylądowała przed chwilą na zimnej posadzce.
- panie ministrze? – wpadła do gabinetu Minerwy jak burza a zaraz za nią wyraźnie zziajany Snape.
„nie moje lata” pomyślał siadając wygodnie w fotelu i stabilizując oddech.
- panno Granger, miło znów panią widzieć – Kingsley puścił oczko brązowookiej i skinął głową w jej stronę. Cała rozpromieniona odwzajemniła ten gest i rozsiadła się w fotelu wskazanym przez McGonagall. Była pewna, że doczekała się dobrych wieści – jak już wspominałem drogiej Minnie – tu zwrócił się w stronę dyrektorki Hogwartu a Hermiona mogłaby przysiąc, że ta się zarumieniła! – posiadamy pewne informacje o miejscu, gdzie w tej chwili przebywa pan Potter. To jeszcze nic pewnego – dodał szybko widząc podnoszącą się z miejsca Gryfonkę – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, cała akcja odbędzie się we wtorek wieczorem.
- akcja? – przeczesała dłonią bujne loki, wpatrując się w ministra ze złością. We wtorek! To tydzień  w ciągu którego mogło się zdarzyć dosłownie wszystko – przecież on może już nie żyć! – wypowiedziała swoje obawy na głos chowając twarz w dłoniach.
- nie bądź niemądra Granger, oczywiście, że nasz złoty chłopiec przeżyje – sarknął Snape i poczuła jego mocny uścisk na swoim ramieniu. Starał się nie wypadać z roli ale zarówno McGonagall jak i Kingsley spojrzeli po sobie z pobłażliwym uśmiechem – mogę wiedzieć co wprawiło was w tak wyśmienity humor?
 Gdyby wzrok mógł zabijać, najpewniej leżeliby już martwi, dlatego na wszelki wypadek przez najbliższą minutę postanowili nie błądzić wzrokiem w pobliżu Severusa.
- zupełnie nic, Severusie, zupełnie nic – Minerwa nie mogła powstrzymać cichego chichotu a Hermiona miała wrażenie, że Mistrz Eliksirów za chwilę zmiażdży jej ramię.
- to boli! – syknęła kierując wściekłe spojrzenie w jego stronę. Natychmiast odpuścił, chowając dłonie w długich rękawach swojej szaty.
- tak czy inaczej, powinniśmy wszystko omówić – odchrząknął czarnoskóry mężczyzna i ciężko westchnął – na tę misję zgłosiło się około trzydziestu siedmiu osób. Dwie z nich odrzuciłem od razu, między innymi Ginewrę Potter.
- trudno się dziwić pańskiemu postępowaniu, ministrze – Hermiona wiedziała, że jej rudowłosa przyjaciółka oddałaby życie za męża, nawet kosztem osierocenia niewinnej kruszynki. Była odważna, jak na Gryfonkę przystało ale i porywcza a ta cecha z całą pewnością nie działała na jej korzyść.
- dziękuję za poparcie. Kolejnym kandydatem, którego zmuszony byłem odrzucić był nie kto inny jak Blaise Zabini.
- słucham?! – Granger prawie udławiła się własną śliną słysząc takie wyznanie. Z jakiego powodu Zabini mógłby się zgłosić na akcję ratowniczą Harry’ego Pottera?! Oni się nie znosili!
- spędza pani czas w gronie przyjaciół, panno Granger? – te słowa kazały się jej głęboko zastanowić i nagle uświadomiła sobie, że od czasu śmierci Ronalda widziała się z przyjacielem dokładnie trzy razy.
Zawstydzona zaczęła się nagle przyglądać swoim paznokciom. Severus zerknął na nią z zaciekawieniem i nagle zrobiło mu się żal tej drobnej, zagubionej brunetki.
- nie – odpowiedziała cicho ale dobitnie. Kingsley patrzył w jej stronę najwyraźniej zaniepokojony tym czego się właśnie dowiedział.
- chciałbym porozmawiać z panią na osobności – wiedziała, że właśnie tak to się skończy, że będzie chciał z nią pomówić – ale dla dobra sprawy pospieszę teraz z wyjaśnieniem. Pan Zabini jest bliskim przyjacielem i dłużnikiem Harry’ego. Zawdzięcza mu swoją wolność – dodał widząc skwaszoną minę brunetki.
Nie miała pojęcia. Nigdy nie wspominał chociażby w liście o tym Ślizgońskim wypierdku, jak zwykła zwać go w myślach za czasów nauki w Hogwarcie.
- panno Granger, proszę wrócić na ziemię – głos Ministra wyrwał ją z zamyślenia a na twarzy dziewczyny pojawiły się rumieńce zdradzające zawstydzenie. Widząc to Severus parsknął niepochamowanym śmiechem, który zręcznie zamaskował udając nagły napad kaszlu. Po raz kolejny tego dnia wymowne spojrzenia dawnej opiekunki domu Lwa i ciemnoskórego mężczyzny, zwróciły wzrok ukrywających się ze swoimi odczuciami „kochanków”
- no co?! – warknęli oboje w tym samym momencie na co Minewra otwarcie wybuchła głośnym, gromkim śmiechem, Shacklebolt chichotał pod nosem wtórując swojej kompance a kilka portretów poruszyło się niespokojnie, czekając z napięciem na dalszy rozwój tej komicznej sytuacji.
- wyjdę stąd dzisiaj w wyśmienitym humorze – oznajmił trzymający się za brzuch Kingsley, starając się złapać chociażby jeden, głęboki oddech.
- i tylko ty – burknął pod nosem Snape spoglądając z ukosa na pannę Granger. Co prawda i jemu całe te zajście wydawało się nieco groteskowe ale nigdy nie pozwoliłby sobie na tak otwartą aprobatę tych śmiechów, to też siedział skrzywiony, czekając aż skończą.
Hermionie z drugiej znowu strony w ogóle nie było do śmiechu. Nie dosyć, że w ogóle nie mogła się skupić, to jeszcze jak się okazało nie miała pojęcia o tym, co dzieje się w życiu jej najlepszego przyjaciela. Czarę goryczy dopełniał fakt, że najwyraźniej Minewra i ten cholerny Minister postanowili urządzić kabaret, w którym główną i zresztą niechcianą rolę grała ona i Snape.
- ja również – wtrąciła się McGonagall a Miona podniosła na nią morderczy wzrok. Ta czym prędzej przybrała na powrót poważną minę ale w kącikach jej oczu nadal dostrzec można było łzy rozbawienia.
Shacklebolt odkaszlnął, żeby uspokoić emocje i kontynuował
- tak więc – nie zaczyna się zdania od tak więc, pomyślała złośliwie Hermiona ale zaraz zebrała się w sobie. Nie mogła znowu znaleźć się w chmurach, co to to nie – z pozostałych trzydziestu pięciu wybrałem piętnastoosobową grupę, która wyruszy na akcję ratowniczą. Szczegóły – tu machnął krótko różdżką i na biurku pojawiły się trzy zwoje pergaminu – są tutaj. Jakiekolwiek zastrzeżenia mogą być konsultowane do niedzieli wieczór. Później nie będzie czasu na zmianę koncepcji. Całą grupę poprowadzi Draco Malfoy.
- Malfoy?! Ta fretka nawet palcem nie ruszy, żeby Harry wrócił cały i zdrowy – zaperzyła się Granger z oburzeniem spoglądając na rozbawioną głowę rządu. Przecież wiedział jakie stosunki panują między Harry’m a Malfoy’em. Czy on już kompletnie postradał zmysły?!
- proszę się uspokoić, panno Granger – zapewniam, że Draco jest jak najbardziej odpowiednią osobą. To jeden z najlepszych aurorów i co więcej, choć sam nie mogłem uwierzyć niezwykle kompetentny a przy tym odpowiedzialny pracownik.
Severus, co uchwyciła kątem oka wypiął dumnie pierś słysząc te słowa pochwały. Przewróciła oczami starając się nie skomentować tego irracjonalnego odruchu i zacisnęła wargi.
- jest pan pewien? – ona nie mogła się przekonać. W takim razie co daje ci prawo do kochania Severusa? Podpowiedział jakiś zgryźliwy głosik w jej głowie. Ja wcale go nie kocham krzyknęła sama do swoich myśli i ignorując zupełnie pełne ironii akurat! Spojrzała z wyczekiwaniem na swojego rozmówce.
- jak najbardziej – w tym momencie zerknął na zegarek i nagle drgnął jakby przypominając sobie o czymś niezwykle istotnym – przepraszam was, ale za – znowu zerknął na prawy nadgarstek na którym spoczywał nowoczesny model mugolskiego Rolex’a. Kosztował pewnie fortunę ale w końcu i pensja głowy państwa nie jest mała – za dwie minuty mam bardzo ważne spotkanie z szefem Departamentu Tajemnic. Wciąż nie możemy dojść do ładu i składu – westchnął i skierował się w stronę kominka – panno Granger? – kiedy odwróciła wzrok w jego stronę wycelował w nią palcem i pogroził po ojcowsku – pojawię się, by z panią porozmawiać jak tylko znajdę godzinkę czy dwie – po czym szybko nabrał garść proszku i machając na pożegnanie zniknął w zielonych płomieniach.
- Hermiono – Minewra rzadko kiedy zwracała się do niej tak bezpośrednio. Wyciągnęła w jej stronę zwiniętą rolkę pergaminu – to dla ciebie. Zapoznajcie się z materiałem. Spotkamy się jutro po obiedzie.
Mistrz Eliksirów z niezadowoloną miną szybko przechwycił swoje notatki i skierował się w stronę drzwi. Nie podobała mu się ta samowolka. Może i chodziło o Potter’a, najlepszego przyjaciela Hermiony i jego…
Właściwie jak ją nazwać?
Te rozmyślania sprawiły, że nim mężczyzna zdążył dotrzeć do drzwi te trzasnęły mu przed nosem. Zniknęła za nimi brązowooka brunetka, która zaprzątała mu głowę.
- Severusie? – odwrócił się w stronę szczerzącej się złośliwie Minewry – razem wyglądacie oszałamiająco.
Rumieńce złości oblały jego ziemiste policzki a oczy pociemniały jeszcze bardziej niż zwykle (jakby w ogóle było to możliwe) i zatańczyły w nich niebezpieczne iskry.
- nie krzyw się tak – upomniała go, najwyraźniej rozbawiona – to szkodzi urodzie.
Nagle Snape uśmiechnął się diabelsko i wolnym krokiem podchodząc do drzwi mruknął
- miejmy nadzieję, że Kingsley docenia twoją oryginalną urodę. I przestarzałą szatę – zamknął za sobą drzwi zanim McGonagall zdążyła do nich doskoczyć. Właściwie nie chciał wiedzieć, co zrobiłaby w tym momencie. Najprawdopodobniej wydrapała oczy.
Z kpiącym uśmieszkiem przemierzył drogę do lochów i skierował się w stronę swojej komnaty. Dochodziła szesnasta, co dawało mu jeszcze dwie godziny wolnego do kolacji. Podszedł do niewielkiej biblioteczki zarezerwowanej specjalnie na mugolskie dzieła. Przejrzał je po raz setny w ciągu tego tygodnia i westchnął głęboko. Musiał wybrać się do niemagicznej części Londynu i wstąpić do jakiejś księgarni.
Szybkim krokiem przemierzył drogę do ubogiej w kolory garderoby i wyciągnął jakieś ubrania kupione w mugolskim centrum handlowym. Z wieszaka zdjął jeszcze skórzaną kurtkę i po pięciu minutach był gotowy. Teleportację uznał za najlepszą formę „transportu”, w końcu nie mógł pozwolić, by jakiś mugol dostał zawału kiedy wyjdzie z kominka w pierwszym lepszym sklepie meblowym.
Teleportacja możliwa była dopiero w okolicach Hogsmeade, tak więc przyodziany w czarny, obcisły t-shirt i bojówki, połączone ze skórzaną kurtką i eleganckimi adidasami udał się na błonia.
Droga zajęła nie dłużej niż piętnaście minut. Chwilę później był już na miejscu. Ruszył zatłoczonymi ulicami Londynu, przeciskając się między ludźmi aż nie natrafił na księgarnię, która przyciągnęła jego spojrzenie.
Uśmiechnął się pod nosem, myśląc o Granger. Z pewnością spodobałaby się jej witryna przepełniona kolorowymi okładkami znanych mugolskich autorów.
Wszedł do środka, rozglądając się uważnie. Niewielkie wnętrze było niezwykle przyjemne dla oka. Ściany w odcieniu chłodnego, jasnego beżu sprawiały nie raziły oka a białe regały wpasowywały się w całość. W rogu stał niewielki, dębowy stoliczek a obok niego znajdował się najwyraźniej wygodny fotel.
Co prawda on nigdy nie udekorowałby tak swojego mieszkania ale Hermiona byłaby zachwycona. Nie było tu zbędnych przedmiotów w jaskrawych kolorach. Wystarczały czerwone, żółte, niebieskie, zielone a nawet złote okładki, ksiąg różnej wielkości i o różnorodnej tematyce.
Podszedł do półki wypełnionej filozoficznymi dziełami Paulo Coelho. Po dokładnej analizie każdego tytułu w niewielkim koszyczku, który wcześniej stał nieopodal drzwi, wylądował „Alchemik”.
- mogę w czymś pomóc? – drobna blondynka przyglądała mu się z zainteresowaniem. Na początku spojrzał na nią spod byka i miał zamiar odburknąć coś w swoim zwykłym, nieuprzejmym tonem ale po chwili zastanowienia odpowiedział gładko
- oczywiście.
To chyba ta mała, bezczelna, arogancka Gryfonka tak na niego działała. Te jej cholerne maniery są zaraźliwe!
Po godzinie wyszedł obładowany książkami. Cóż, pod tym względem nie różnił się zbytnio od Hermiony, która najchętniej wykupiłaby cały sklep.
Nagle wpadł na genialny pomysł. Wcześniej nie miał pojęcia, co mógłby podarować jej na urodziny. Teraz był pewien tego, co przyszło mu do głowy. Będzie zachwycona!
Z tą myślą udał się z powrotem do Zamku.
Nie zdążył dobrnąć do Sali Wejściowej kiedy usłyszał zszokowany głos Hermiony
- SEVERUS?! – widząc jej oczy, które nagle powiększyły się do wielkości spodków kosmicznych miał ochotę wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem. Zamiast tego na jego twarz wpłynął złośliwy uśmieszek.
- co się tak gapisz Granger, zobaczyłaś ducha? – zakpił, lustrując ją od góry do dołu.
Wrażenie jakie zrobił na niej Snape w mugolskich ubraniach było nieporównywalne do niczego, co do tej pory widziała. Do cholery on nawet nago nie wyglądał tak dobrze!
Mogłabym oglądać go takiego na co dzień pomyślała i zaraz zrugała się w myślach. Co też jej strzeliło do głowy! Tylko się spotykali, nikt nie wspominał o poważnym związku i wspólnej przyszłości.
- ziemia do Granger! – Snape widząc jej nieobecny wzrok musiał się naprawdę powstrzymywać przed atakiem humoru.
- tak, tak – wymamrotała dziewczyna, odwracając się i ruszając przed siebie.
Nie komentując jej zachowania, odesłał książki do swojej komnaty i transmutował te mugolskie ciuszki w obszerną, czarną szatę. Do kolacji zostało jeszcze pięć minut. Leniwie ruszył w stronę Wielkiej Sali.
Oby był kurczak
·         * * *
Nie mogła wyjść z podziwu dla idealnego połączenia jakie wybrał Severus. Wyglądał obłędnie. Czarny t-shirt opinał jego umięśniony tors a skórzana kurtka nadawała charakter niegrzecznego chłopca.                                  
Raczej mężczyzny przemknęło jej przez myśl. Gorące, czerwone rumieńce oblały jej twarz. Nie mogła myśleć o nim w ten sposób! Jeśli dalej tak pójdzie najpewniej jutro wyzna mu miłość!
Z tą myślą udała się na kolację. Miała nadzieje, że miejsce obok Minewry będzie wolne.

Tydzień później…
- gdzie on jest?! – wydawała się chodzącą bombą zegarową. Wyruszyli na akcję wczoraj wieczorem i do tej pory ich nie było – minęły już dwa dni!
- spokojnie Hermiono, dotrą tu jeszcze dzisiaj – miejmy nadzieję. Minewra miała złe przeczucia. Mieli wrócić w przeciągu dwunastu godzin, tym czasem minęło ich 48 a ich nadal nie ma – nie martw się.
Ona sama zamartwiała się aż nad to. Ten piekielny Snape musiał się uprzeć! Chciał zgrywać bohatera przed Hermioną i oto cena, którą przyszło im zapłacić.
Zdenerwowana Granger i kolejne luki w planie zajęć. Jeśli dalej tak pójdzie, będzie musiała zatrudnić kolejnego nauczyciela.
Głośny trzask aportacji sprawił, że obie kobiety podskoczyły.
- Severus! – Hermiona rzuciła się w stronę czarnowłosego mężczyzny. Widać było, że kuleje a z wargi ciekła mu krew.
- Granger – naprawdę cieszył się, że wrócił. Ostatnie godziny myślał tylko o tym, żeby ją zobaczyć. Ledwo uniknął zaklęcia uśmiercającego.
- nie czas i miejsce na takie czułości! – usłyszeli głos Potter’a.
- Harry! Na Merlina jak dobrze, że jesteś cały! –Hermiona rzuciła się w ramiona okularnikowi. Poczochrała go po czuprynie i nagle zdała sobie sprawę z tego jak bardzo tęskniła za przyjacielem – tyle musimy nadrobić!
- Najwyraźniej – mruknął patrząc znacząco w stronę Severusa.
Jeszcze raz rozległ się głośny trzask i usłyszeli przerażający krzyk
- Odsuńcie się wszyscy! Zróbcie przejście! – jeden z aurorów niósł pokiereszowane, poranione ciało swojego towarzysza. Krew była wszędzie, lała się na puchaty dywan i kamienną posadzkę, obryzgała obecnych i splamiła ręce najbliższemu.
- może jakoś… - słowa urwały się w połowie, kiedy zobaczyła, że wszystkie mięśnie tego mężczyzny można zobaczyć właściwie na pierwszy rzut oka. Później była już tylko ciemność.



- Granger? – jakiś głos, który znała. Czyj głos? Niepewnie starała się zamrugać powiekami. Wyszło jak wyszło, bo kiedy ostry strumień światła wślizgnął się pod powieki, natychmiast zrezygnowała z prób otwierania ich. Już miała oddać się na powrót w krainę błogiego snu usłyszała ten irytujący głos – cholera Granger, obudź się! Ile można się tak wylegiwać!
No nie! To była wystarczająca motywacja do przebudzenia. Komuś tu trzeba przypomnieć, że do Gryfonki nie zwraca się takim tonem.
Chwila skupienia wystarczyła, by z bólem poruszyć jednym, jedynym paluszkiem u ręki. Później poszło już szybko. Zamrugała gwałtownie i natychmiast zakryła oczy rękoma. Jakaś postać natychmiast przyciemniła całe pomieszczenie.
- Harry? – udało się jej wykrztusić. Chrypa skutecznie to utrudniała.
- Do Potter’a to mi jeszcze daleko – Snape! Jak się cieszyła słysząc jego irytujący głosik. Zdobyła się nawet na delikatny uśmiech. Powoli odzyskiwała zdolność ostrego widzenia.
- Sev? – pierwszy raz użyła takiego zdrobnienia. Spodobało jej się. Mu zresztą też, co potwierdziła trwająca o moment za długo cisza i przyjazne potwierdzenie
- we własnej osobie.
- co się stało?
- cóż, może ty wyjaśnisz mi co się stało. I jak się stało – nigdy nie zwracał się do niej takim tonem. Musiała naprawdę przeskrobać, że zasłużyła na tak nagłą zmianę w jego zachowaniu. Teraz był oschły, wręcz zimny.
- jak to? – nie bardzo rozumiała o czym mowa. Przecież dbała o siebie, o swoje zdrowie.
- Granger, czy mama przeprowadzała z tobą rozmowę o pszczółkach i kwiatkach? – zadrwił sobie mężczyzna. Kompletnie nic z tego nie rozumiała. O co mu chodzi?! Zemdlała na widok krwi a może i skutek zatrucia, bo niedobrze było jej od śniadania a on bezczelnie pyta o sprawy związane ze współżyciem? Głodnemu chleb na myśli ale żeby od razu tak w skrzydle szpitalnym?
- o co ci chodzi, Snape?! – warknęła, zdezorientowana ale nie dane mu było odpowiedzieć. Do Sali wkroczyła Poppy, niosąc w stronę jej łóżka z tuzin eliksirów.
- Gratulacje panno Granger! Chce pani poznać płeć? – zaszczebiotała a Hermiona spojrzała na nią jak na wariatkę. Czy oni wszyscy zgłupieli?! A może dzisiaj prima aprilis?!
- słucham?

- jak to? Nie powiedziałeś jej, Severusie? – dodała oburzonym tonem spoglądając ze złością na niewzruszonego Snape’a. Chociaż… zagryziona warga zdradzała jego zdenerwowanie – jest pani w ciąży, panno Granger. To chłopiec.

piątek, 15 maja 2015

ROZDZIAŁ XX

Cześć! Przyznaję, stęskniłam się za tym blogiem i mimo, że wena nadal mnie nie rozpiera to dzisiaj usiadłam i skleciłam coś, żeby znowu tutaj być! O dziwo, nie wyszło mi tak masakrycznie jak myślałam, że wyjdzie. 

Jesteście tu jeszcze? Odezwijcie się. Ja wracam! ;*
Rozdział dedykowany wszystkim, którzy ze mną zostali!

Minerwa krzątała się po zamku, wszędzie szukając brązowookiej brunetki, niestety bezskutecznie. Jej uwadze nie umknęła też nieobecność Severusa, który zazwyczaj przesiadywał w lochach albo wyżywał się na kolejnym trzecioroczniaku z Gryffindoru, którego uważał za totalnego głąba.

Najwyraźniej zniknęli gdzieś razem. Zresztą, nie pierwszy raz - pomyślała kobieta zaciskając usta w wąską kreskę. Nie, żeby miała coś przeciwko chociaż odczuwała skrajną irytację na myśl o tej wypierającej się wszelkich uczuć dwójce osłów, jak zwykła ich nazywać.

Snape'a mogła jeszcze zrozumieć. Udaje zimnego drania, jest cyniczny i oschły a w każde zdanie wkłada przynajmniej litr jadu. Severus kojarzył się jej z Kobrą Królewską, chociaż usłyszała już, że bliżej mu do czarnej mamby czy nietoperza.
Ale Hermiona? Inteligenta, delikatna i wrażliwa dziewczyna. Uwielbiana przez uczniów i radę pedagogiczną. Trzeba było jednak przyznać, że ma pazurki i charakterek. 
- Nie chciałabym jej podpaść - zachichotała, przypominając sobie Hermionę na piątym roku. Przechodziła akurat korytarzem, kiedy usłyszała jakiś podniesiony głos. Zaniepokojona podeszła bliżej, chcąc zapobiec ewentualnej bójce. Jakże się zdziwiła kiedy ujrzała... pannę Granger ustawiającą do pionu Freda i Georga Weasley'ów! Kulili się pod jej wzrokiem! Tylko raz widziała tak przestraszonych Weasley'ów. Stłukli ulubiony wazon Molly, eksperymentując przy jednym ze swoich magicznych wynalazków.

Właściwie, co powiedzieliby Artur i Molly? Co pomyśleliby sobie uczniowie, gdyby dowiedzieli się co łączy tę dwójkę? Najpewniej obrzuciliby Hermionę błotem. Nie obyłoby się rzecz jasna bez nieprzyjemnych docinków na temat tłustych włosów i krzywego nosa Severus'a. 
Cóż, o włosy rzeczywiście mógłby zadbać - pomyślała zgryźliwie Minerwa. 

Rozejrzała się po raz ostatni i zrezygnowana skierowała się w stronę gabinetu, kiedy przed oczyma przemknęła jej drobna postać, łudząco przypominająca dziewczynę.
Zaraz za nią przez drzwi wejściowe wkroczył znienawidzony Mistrz Eliksirów i jakby dla potwierdzenia opinii uczniów z miejsca obsztorcował Puchona z piątego roku.

- Uważaj jak łazisz! - warknął a na korytarzu zrobiło się nienaturalnie cicho. Kilka ciekawskich odwróciło się w jego stronę - minus dziesięć punktów dla Huffelpuff'u! - Puchoni jęknęli a Snape odwrócił się w stronę gapiów - a wy co?! Znikać stąd!

Wszyscy w tempie błyskawicy kontynuowali wycieczkę na śniadanie a Minerwa rada z takiego obrotu sytuacji dogoniła pannę Granger.
- Hermiono! - zasapana złapała dziewczynę za ramię. Jej błąd. Hermiona podskoczyła i z zaskoczenia pisnęła cicho. Cóż, efekt uboczny wojny - pomyślała zrezygnowana dyrektorka. Nie ona jedna reagowała takim niepokojem. Chwilę później przybrała wątpliwą maskę beztroski pod którą ukrywała swój zły humor i wszelkie zmartwienia - jutro o jedenastej masz spotkanie z Ministrem Magii. Chciałam cię tylko uprzedzić.
- Kingsley pojawi się w Hogwarcie?
- Przyznam, że tak jak ty, jestem zaskoczona - przytaknęła Minerwa widząc szok na twarzy Gryfonki - chodzi o Harry'ego - dodała już ciszej a dziewczyna kiwnęła porozumiewawczo głową. 
- Co z zajęciami? - zapytała tylko.
- Zastąpię cię - oznajmiła a dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Nie spodziewała się, zwykle zastępstwa przyjmował Snape - nie patrz tak! Severus będzie tam razem z tobą - wyjaśniła, domyślając się o co chodzi Hermionie. Wszystkie zmartwienia i troski spadły na Hermionę jak grom z jasnego nieba i nagle poczuła, że nie ochoty ani tym bardziej siły na nic. Jak za czasów wojny. Wtedy często odczuwała tego typu bezsilność, brak woli życia, brak chęci do walki. 
- Pójdę już - wymamrotała patrząc gdzieś w głąb korytarza.
- Odprowadzę cię. Też idę na śniadanie - zaczęła Minerwa.
- Nie trzeba, nie jestem głodna - mruknęła kierując się w drugą stronę. 

Minerwa złapała ją za rękaw szaty i pociągnęła z całych sił w stronę Wielkiej Sali. Zdawała się nie zauważać głośnych protestów i powtarzanego jak mantrę zdania 'nie jestem głodna!'

Odetchnęła z ulgą kiedy okazało się, że Hermiona poskubała trochę sałatki i zjadła tosta. W końcu mogła porozmawiać z Severusem. Na szczęście przyjął to z niejaką obojętnością typową dla jego osoby. Jedyne co niepokoiło Minerwę to fakt, że oboje wiedzieli, że maczał w tym palce. Po wtargnięciu potwora przyszedł do jej gabinetu... rozmawiali tak długo, aż za oknem zaczęło świtać. Kiedy w końcu opuścił pomieszczenie, McGonagall załamała ręce i przymknęła powieki. Nie mogła uwierzyć w to do czego się posunął jej przyjaciel i współpracownik za którego jakby nie patrzeć, odpowiadała.

Patrząc z perspektywy czasu Minnie zdała sobie sprawę, że Snape zawsze rozmawiał z Albusem. Do niej przyszedł po raz pierwszy i co najważniejsze, był trzeźwy. 

Ale ona nie mogła sobie z tym poradzić ot tak, po prostu. Do południa radziła się portretu Albusa Dumbledore'a. Był jej powiernikiem i pomógł pojąć powagę sytuacji w jakiej znalazł się Severus. Musiał się ratować, musiał grać. Poprosiła go tylko o jedno i miała nadzieję, że posłucha
- Nie zrań Hermiony - wiedziała, że musi dokończyć dzieła, które zaczął ale miała naiwną nadzieję, że może uda mu się to wszystko zorganizować tak, żeby Zakon mógł ją jak najszybciej wydostać.




Hermiona cały dzień nie myślała o niczym innym jak o jutrzejszej wizycie Ministra. Znali się, lepiej niż mógłby przypuszczać przeciętny obywatel ale tutaj chodziło o jej najlepszego przyjaciela. O męża Ginny. O brata jej zmarłego narzeczonego. Narzeczonego, którego zabił jej kochanek. Kochanek, któremu wybaczyła. Ale zapomnienie nie przychodziło. Ulga się nie pojawiała. Nie mogła stracić Harry'ego. To byłby cios prosto w serce. To byłoby zaciśniecie pętli na szyi.

- Pani profesor? - zaczepił ją Enzo, jeden z najlepszych uczniów z jakimi miała okazję współpracować - mógłbym zostawić wypracowanie?
- Tak, oczywiście - roztargniona wzięła pergamin i mechanicznie zamknęła go w torbie, którą nosiła przewieszoną przez ramię. Zawsze miała w niej książkę, którą akurat czytała w każdej wolnej chwili - Enzo! - zatrzymała go kiedy wychodził - zaczekaj chwile.

Zebrała myśli i odetchnęła głęboko.
- za miesiąc odbędzie się turniej, do którego jesteś typowany - oznajmiła i uniosła do góry kąciki ust kiedy zobaczyła entuzjazm chłopaka. Przypominał jej... ją samą - szczegóły omówię z tobą pod koniec tygodnia. Zgadasz się? - zapytała choć doskonale zdawała sobie sprawę z odpowiedzi.
- Oczywiście! - uradowany chłopak już się palił do tego zadania i wiedziała, że w tym momencie wyobraża sobie wygraną jak ona niegdyś - dziękuję, pani profesor! - prawie zasalutował a ona zaniosła się śmiechem. Prawdziwym, niewymuszonym, dźwięcznym.

- Granger? - w tej samej chwili do sali wkroczył Snape. Nie zwracając uwagi na ucznia stojącego koło biurka Hermiony, uniósł wysoko brwi patrząc na nią jak na wariatkę. No tak, w końcu przy nim dawno się tak nie śmiała - przestań rżeć i rusz się. Spotkanie z Ministrem przełożono.
- Na kiedy? - brunetka skoczyła na równe nogi. Dopiero po chwili opanowała się na tyle, by powiedzieć cokolwiek innego. Enzo za to taktownie wyszedł z sali lekcyjnej.
- Za chwilę.

piątek, 20 marca 2015

zawieszenie?

Witam jeśli ktokolwiek jeszcze tu zagląda.  Z przykrością musze napisać,  że blog chyba zostanie zawieszony. Czuje, że nie mam dla kogo pisać i kompletnie brak mi weny. Pozdrawiam.

poniedziałek, 9 marca 2015

Zapytanie

Cześć. Jak wcześniej wspominałam nad jednym z rozdziałów ostatnio nagromadziło mi się od groma problemów osobistych z którymi nijak nie mogę sobie poradzić. Jednakże piszę i piszę, tworząc sobie jakąś odskocznie tak, że dziennie mam gotowy jeden rozdział i miniaturkę.

Może nie są najlepsze ale proponuję tydzień ze mną. Codziennie przez tydzień będę dodawała nowe rozdziały lub miniaturki Sevmione. Co Wy na to?

Życzę Wam dobrej nocy ;*

niedziela, 8 marca 2015

ROZDZIAŁ XIX 18+

Yeah! Zdążyłam przed północą!
To pierwszy taki rozdział dlatego proszę o wyrozumiałość, jeśli nie jestem najlepsza w pisaniu tego rodzaju scen. Najlepszego kobietki!

- Granger, dorośnij że w końcu! – krzyczał wzburzony Snape patrząc na groźnie łypiącą spod byka Gryfonkę – mamy uczniów, lekcje…
- Czyżby? Nie przeszkadzało ci to szczególnie ostatnimi czasy! – krzyczała na niego pełna nadziei że może jednak trafi w jakiś czuły punkt i wygra tę bitwę.
- Nie możesz go szukać! Wysłaliśmy ekipę, mają wszystkie wskazówki! Nie bądź głupia! – oponował patrząc jak wrzuca przypadkowe przedmioty do torebeczki potraktowanej zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym – jesteś uparta jak osioł!
- A ty marudny jak goblin, Snape! Nie chcesz iść ze mną? Wszystko mi jedno, mogę iść sama.
- Chyba kpisz – warknął zdenerwowany tym, jak się do niego odzywa – nie zapominaj do kogo mówisz, Granger.
- Nie da się zapomnieć takiej gadziny – zagryzła usta. Przegięła, widziała to w jego oczach – przepraszam – powiedziała po dłuższej chwili – ja po prostu martwię się o Harry’ego.
Mężczyzna wziął głęboki oddech z całych sił starając się nie odpowiedzieć czegoś, co mogłoby wywołać kolejną awanturę.
- Oni go znajdą – rzekł w końcu siadając w wygodnym fotelu – Granger? Zapraszam cię na kolację. Dzisiaj.
- Co?! – wyrwało jej się – ee… - chyba po raz pierwszy zabrakło jej słów. Snape zaprasza ją na kolację? To jakaś kpina.
- Ja gotuję – dodał patrząc na nią pytająco. W końcu mieli dziś 8 marca. Nie żeby ktoś powinien to wiedzieć ale miał sentyment do tego rodzaju świąt. Jego matka zawsze je uwielbiała choć od ojca pijaka nigdy nie dostała nawet polnego kwiatka.
- ummm… tak, jasne – zdecydowała się w końcu nadal zdziwiona do cna. To nie czas jej urodzin ani jakaś szczególna okazja więc co? O co chodzi Sneap’owi?
- O siódmej na błoniach. Pokażę ci coś. Granger? – zachciało mu się śmiać ale się powstrzymał. Jak zwykle zresztą. Stała jak słup soli i patrzyła przed siebie jakby ją spetryfikowano – Granger? – ocknęła się i spojrzała na niego nieprzytomnie – powinniśmy iść na śniadanie.
- Och, tak, jasne – zrehabilitowała się i już po chwili kroczyli szkolnymi korytarzami.
Ich nagły powrót do murów szkoły wywołał wiele kontrowersji. Nic nie ciekawiło uczniów tak bardzo jak to, gdzie podziewała się dwójka odwiecznych wrogów i do tego RAZEM. Przede wszystkim Gryfoni i Ślizgoni szeptali pomiędzy sobą. Pogodzone domy to jedno ale pogodzona Granger i Snape? To niemożliwe. W każdym razie ich zdaniem.
Hermiona dziobała właśnie swojego tosta z dżemem kiedy wylądowała przed nią biała, puchata sowa. Dziewczyna przy zaciekawionym wzorku większości nauczycieli w ciszy odwiązała niewielką kopertę i rozerwała ją szybko wyjmując list. Miała nadzieje, że to jakieś wieści dotyczące Harry’ego.
„Droga Hermiono!
Wiem, że to nienajlepsze okoliczności ale chciałabym żebyś mnie odwiedziła. Harry’ego nie ma i zostałaś mi tylko Ty, Miona. Musimy porozmawiać.
Zapraszam Cię więc do mnie w sobotę o 15.

Ginny. ”
Czyli jednak nie. Nawet Ginny nie wie nic na temat swojego męża a co dopiero ona, przyjaciółka stojąca w drugim rzędzie. Przebiegła wzrokiem po wszystkich gapiach którzy oczekiwali wybuchu radości albo może płaczu i nie tłumacząc nikomu swojego zachowania wstała od stołu i wyszła z Wielkiej Sali.

* * *

- Dzisiaj ważycie eliksir słodkiego snu – Snape machnął krótko różdżką i usiadł za biurkiem – składniki macie na tablicy. Anderson z łaski swojej postaraj się nie wysadzić dziś klasy. Twój wujek Longbottom na pewno nie byłby zadowolony ze spotkania ze mną, czy tak? Rusz się, Anderson! – Gryfoni byli dla niego prawdziwym utrapieniem. Nawet to, że nie wszyscy byli tak głupi jak mógłby się spodziewać nie poprawiało mu humoru. Szczególnie ta mała siostrzenica Longbottoma. Była nie tylko mała i pulchna ale także niezdarna – zupełnie jak on. I zupełnie jak kiedyś Granger Nevillowi tak teraz Shmit pomagał Anderson mimo jego wyraźnego zakazu.
- Minus pięć punktów dla Gryffindoru! – zagrzmiał ku ogólnej uciesze Ślizgonów – ja się chyba jasno wyraziłem Shmit. Żadnej pomocy.
- Ale… panie profesorze – zaczął chłopiec – ja tylko…
- Chcesz zarobić szlaban? – przerwał mu Mistrz Eliksirów łypiąc na niego spod byka. Hermiona na pewno nie pochwaliłaby takiego traktowania uczniów ale on nie miał skrupułów. To był jego nawyk. Przecież nie mógł pozwolić, żeby jakaś gówniarzeria weszła mu na głowę.

Kiedy wszyscy zaczęli zajmować się w końcu swoimi obowiązkami usiadł wygodnie na ulubionym krześle i zaczął rozmyślać o dzisiejszym wieczorze. W końcu zabierał ją do miejsca w które nie zaprowadził nikogo prócz Lily Evan… Potter. Zastanawiał się jak zareaguje. Spodoba jej się? A może będzie chciała wracać do domu?

Rozmyślania przerwał rozchodzący się po całej klasie odór zgniłych jaj. Starając się powstrzymać od zatkania nosa zacisnął zęby i wstał. Nawet nie musiał pytać, żeby wiedzieć, że miksturę o tak cudownych właściwościach aromatycznych mogła sporządzić tylko Anderson. Jednym machnięciem różdżki oczyścił jej kociołek ledwo udało mu się zdusić cisnące się na usta obelgi
- Wystosuję odpowiednie pismo do twojego wuja zanim otrujesz całą klasę łącznie ze mną, Anderson – warknął i widząc że jest bliska płaczu odwrócił się do niej plecami – dostajesz jedno wielkie O.
Zaraz też wziął się za pisanie listu. Nie żeby chciał zrobić jej na złość ale to była jakaś paranoja. Przechodził to przez pięć lat i nie zamierzał ani dnia dłużej. Wiedział, że prawdopodobnie nic nie wskóra ale uprzykrzenie życia komuś pokroju Anderson uważał za konieczność. Gdyby choć trochę przykładała się do jego zajęć albo przynajmniej poprosiła o korepetycje które proponował jej już na początku roku to może teraz nie musiałby co lekcja użerać się z tym jak bardzo jest nieudolna.
- Spencer! – kiwnął palcem w stronę jednego ze Ślizgonów – zaniesiesz to do sowiarni.
- Już się robi, profesorze! – podskoczył pierwszoklasista i zaraz popędził z listem.

Severus cieszył się, że dzisiaj nie będzie musiał oglądać już żadnych uczniaków z domu Lwa. Na całe szczęście reszta dnia upłynęła mu w towarzystwie Puchonów i Krukonów, którzy nie denerwowali go faktem, że w ogóle istnieją. Nie, żeby stosował wobec nich jakąkolwiek taryfę ulgową – to było po prostu nie wskazane.

Od południa nie mógł usiedzieć w miejscu. Musiał dopilnować by to wszystko było perfekcyjne.
- zupełnie jak Granger – zauważył z przekąsem.

O osiemnastej trzydzieści stał już przy drzwiach wyjściowych. Nie obchodziło go co powiedzą szwędające się wszędzie małolaty ani jak zareagują na fakt, że włosy ich nauczyciela chyba po raz pierwszy nie są w tragicznym stanie. Przeciwnie. Teraz były puszyste i lśniące.
- Aleksander ma swoje sposoby – mruknął z uznaniem wygładzając je odrobinę.
Nie zabierał ze sobą kwiatów bo Granger uznałaby to za przechodzony sposób na podryw. Niecierpliwie spojrzał na zegarek.
- Nie spóźniłabym się, Severusie – usłyszał tak dobrze mu znany aksamitny głos i podnosząc głowę trafił prosto w czekoladowe tęczówki.
- wyglądasz… - zabrakło mu słów. Zwykle nie prawił komplementów i w sumie teraz też nie byłby sobą gdyby nie dodał czegoś zgryźliwego – całkiem przyzwoicie.
Przysiągłby, że Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
- Ty również – stwierdziła puszczając mu oczko. Zaraz, chwila, Granger puściła mu oczko?! – zaraz… momencik… Snape?! Co ty zrobiłeś z włosami?! – zaczęła się śmiać przypatrując się z niedowierzaniem. Chyba po raz pierwszy nie wyglądały jak wysmarowane smalcem. I to z powodu kolacji z nią?
- Uh, Granger. I pomyśleć, że miałem być uprzejmy. Chodź już – pociągnął ją za ramię w stronę Zakazanego Lasu.

Kiedy doszli na miejsce był już cały spięty. Rzecz jasna nie dał po sobie niczego poznać ale martwił się czy Granger zaakceptuje jego azyl.
- Wejdź – postukał różdżką w korę jednego ze starych drzew w którym ukazał się ledwo widoczny zarys drzwi. Popchnął je i już po chwili byli w jego miejscu. Jedynym miejscu gdzie Severus Snape mógł czuć się sobą.

Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Wszystko było tu takie… magiczne! No i ten stół, pięknie przystrojony!
- Niewiarygodne – szepnęła przypatrując się zaczarowanym ścianom – gwiazdy? Góry? – zapytała ale znała odpowiedź na swoje pytania. To wszystko łączyło się w zgraną, cudowną całość.
- Podoba ci się? – zapytał nerwowo jej towarzysz a ona spojrzała na niego jakby postradał zmysły.
- Żartujesz sobie? To miejsce jest niesamowite.
- Stworzyłem je, kiedy byłem jeszcze w szkole. Wiesz te lata spędzone w Hogwarcie… byłem raczej samotnikiem. Molem książkowym.
- Jak ja.
- Jak ty. Tyle że ty miałaś przyjaciół. Kogokolwiek. Dość tego – przerwał sentymenty – nie będę się żalił, wyrosłem już z tego – rozładował atmosferę tym jednym, prostym zdaniem – zapraszam do stołu.

Sam stół wyglądał niesamowicie. Nakryty białym obrusem i zastawiony najpyszniej wyglądającymi potrawami jakie kiedykolwiek widziała. Paliły się też dwie świece. Snape postarał się nawet żeby były czerwone chociaż wiedziała, że Ślizgoni z reguły nie znoszą tego koloru. Ale to pomieszczenie nie przypominało niczego co miałoby związek ze Ślizgonami.

Sufit pokazywał im niebo usiane gwiazdami a ściany były górskimi ścieżkami znajdującymi ujście na monstrualnych rozmiarów łące. Same meble miały odcienie szarości i turkusu. Miękka kanapa zapraszała do wypoczynku w chłodne dni a wielki regał, który o dziwo mieścił się w jednym z rosnących na górskiej ścieżce drzew posiadał niezbadane jeszcze zbiory ksiąg. Zarówno mugolskich jak i tych dla czarodziejów. Na podłodze znajdował się ogromny, szary, puchaty dywan na którym można byłoby leżeć godzinami wpatrując się w sklepienie. Całość zapierała dech w piersiach.

- Białe czy czerwone? – zapytał patrząc na nią wyczekująco. Była mile zaskoczona jego poczynaniami.
- Czerwone poproszę – odpowiedziała, uśmiechając się zupełnie tak, jak w czasach kiedy wszystkie zmartwienia odchodziły w niepamięć. W tym czasie mężczyzna napełnił jej kieliszek i opadł na krzesło wzdychając ciężko. Chciał wyzbyć się stresu ale to chyba nie było tak łatwe jak mogłoby się wydawać. A przecież do cholery był podwójnym szpiegiem! Randka powinna przejść bez echa – coś się stało? – zapytała wyraźnie zmartwiona. Spojrzał w jej oczy i ledwo powstrzymał się od powiedzenia jej jaka jest piękna.
- Właściwie… nie przyprowadzałem tu zbyt wiele osób. Dokładnie jedną – powiedział cicho ale zaraz podskoczył jak oparzony – na miłość Merlina! Granger, ściągaj ten płaszcz! Zapomniałem – teraz Gryfonka śmiała się już w głos. Jego nieporadność była taka… taka urocza. Oddała mu swój ciężki, zimowy płaszcz a on zaniemówił z wrażenia. Już wcześniej widział, że wygląda dzisiaj nadzwyczajnie ładnie ale teraz musiał przyznać, że jest cholernie seksowna i elegancka. Granatowa sukienka sięgająca przed udo nie była ani nazbyt obcisła ani zbyt luźna. W sam raz. Delikatna, złota bransoletka zdobiła prawy nadgarstek a na szyi wdzięcznie pobłyskiwał cienki łańcuszek. Dopiero teraz dostrzegł, że brnęła przez całe to błoto w granatowych, lakierowanych szpilkach na niewielkim obcasiku a jej usta były ponętnie czerwone.
- Hermiono? – zagadnął siadając ponownie na krześle – sprawię ci komplement o którym nikomu nie możesz wspominać.
Jej chichot wręcz go urzekał. Nigdy wcześniej nie słyszał, żeby śmiała się tak jak teraz.
- Obiecuję – powiedziała nadal zakrywając usta dłonią.
- Jesteś piękna – z lubością obserwował jej reakcję. Chyba nie słyszała takich komplementów od rudzielca bo natychmiast nabrała rumieńców a jej oczy zaświeciły jak lampki choinkowe, które pamiętał z rodzinnego domu.
- Dziękuję – odparła speszona, nie wiedząc gdzie właściwie ma podziać oczy. Aby ułatwić jej sprawę zapytał
- Czego skosztujesz?
- Poproszę o danie dnia – zażartowała sobie obserwując jego reakcje. Oczywiście nadal z wypiekami na oliwkowych policzkach – co to takiego? – zapytała spoglądając na niego kiedy wyłożył na jej talerz apetycznie wyglądającą sałatkę.
- Właściwie – zawahał się – to mugolski gyros – w tym momencie oboje dostali ataku śmiechu. Kiedy skosztowała musiała przyznać, że Severus jest naprawdę wspaniałym kucharzem. Jak i rozmówcą.

Przez cały wieczór przeplatali lekkie rozmowy ze sprzeczkami godnymi starego małżeństwa. Oboje, choć bardzo tego nie chcieli musieli przyznać, że nigdy nie rozmawiało im się z nikim tak dobrze. Po raz pierwszy od wielu lat i Severus i Miona czuli się najzwyczajniej w świecie szczęśliwi.
- Zaraz się zacznie – powiedział mężczyzna chwytając w swoją silną dłoń jej delikatną rączkę – połóż się – wskazał na dywan. Sam przyniósł dwie lampki wina i położył tuż obok Gryfonki.
- Co się zacznie? – dociekała kiedy ten wskazał na niebo
- Właśnie to.
- Deszcz meteorytów! Severusie to… to jest cudowne! – wykrzyknęła śmiejąc się i ciesząc jak małe dziecko. Mógłby się jej tak przypatrywać całą noc. Dopiero teraz dostrzegł jak piękną i dojrzałą stała się kobietą. Kiedy dostrzegła, że tak się jej przypatruję odwróciła głowę w jego stronę. Jej loki opadły na dywan a ona sama szepnęła
- Dziękuję – i w tym momencie złączyli się w delikatnym i czułym pocałunku. Nie mógł uwierzyć, że trzyma tę drobną kobietę w swoich ramionach. Nie miał pojęcia jak doszło do tego, że ich pocałunek stał się, głębszy, bardziej namiętny. To się po prostu działo.

Świat wirował, wokół nich spadały meteoryty a w tle rozbrzmiewała mugolska muzyka klasyczna, którą oboje uwielbiali. Pogłaskał dłonią jej kark i czuł, jak przeszły ją dreszcze a jej oddech przyspieszył. Przylgnęła do niego delikatnie przygryzając jego wargę. Dawno nie odczuwał takiej bliskości. Działała na niego jak magnes. Z sekundy na sekundę pragnął jej więcej. Kiedy zaczęła całować go po szyi nie mógł powstrzymać głośnego oddechu. Nie pozostał jej jednak dłużny. Już po chwili zaczął pieścić ustami jej ramiona. Hermiona nie mogła uwierzyć w to jak bardzo miękkie są jego wargi. Nie mogła się powstrzymać od jęku, który wydobył się z jej malinowych, pełnych ust. Była tak bardzo spragniona jego bliskości. Tak bardzo chciała, żeby wiedział, że jest dla niej kimś niezwykłym.
- Hermiono? – szepnął jak gdyby pytając o pozwolenie. Ale nie otrzymał odpowiedzi. Hermiona delikatnie wsunęła swój język pomiędzy jego wargi i zaczęła je pieścić.

Nie mógł się powstrzymać i po niespełna minucie sukienka Hermiony leżała gdzieś na podłodze. Spojrzał na nią i jęknął z zachwytu. Była taka piękna. Delikatnie przejechał dwoma palcami po jej brzuchu kierując się w stronę dolnej partii bielizny. Po chwili zmienił zdanie. Położył ją pod sobą i najdelikatniej jak tylko potrafił zaczął muskać ustami jej brzuch. Kiedy dotarł do linii dolnej brzucha zaczął muskać ją językiem. Niesamowicie podniecał go fakt, jaką sprawia jej przyjemność. Słyszał jej ciche pojękiwania i czuł paznokcie wbijające się w jego ramiona. Kiedy w końcu dotarł ponownie do ust prawie zerwała z niego koszulę.
- Severusie – szepnęła odchylając głowę w tył. W tym momencie była taka seksowna, że zapragnął wziąć ją tu i teraz, natychmiast. Wiedział jednak, że nie należy się spieszyć. Delikatnie odpiął więc czarny stanik, który uwydatniał jej urzekający biust i przez chwilę rozkoszował się ssaniem jej sutków. Czuł jak naprężają się pod jego językiem a całość dopełniała jego twarda męskość ocierająca się o jej niebo.  Dźwięki rozkoszy były miodem dla jego uszu. Chciał dać jej spełnienie. Całując jej kark wsunął dwa palce pod dolną część bielizny i usłyszał ciche westchnienie pełne aprobaty. Już po chwili czuł jak jej drobna ręka odpina pasek jego spodni. Napięcie osiągnęło zenit i kiedy w końcu wzięła jego nabrzmiałego członka w dłoń poczuł się naprawdę cudownie
- Hermiono – westchnął patrząc prosto w jej czekoladowe tęczówki.
- Severusie – odpowiedziała mu tym samym. Widział to w jej oczach. Widział, że już czas. Masował jej gorącą, mokrą kobiecość a jej oddech był coraz szybszy.
- Proszę – szepnęła. Rozkoszując się tym momentem wszedł w nią powoli z przeciągłym jękiem i po chwili złączyli się w pięknym erotycznym tańcu dwojga ciał.

Poruszali się w zgodnym rytmie na przemian wzdychając i wydobywając z siebie dźwięki przypominające o ogromie ich przyjemności.  
- Severus – jęknęła wczepiając paznokcie w jego plecy. Wiedział, że chwila spełnienia jest już blisko. Przyspieszył i tak jak Hermiona przymknął powieki oddając się tej chwili.
- Och Severusie!
- Hermiono!
Krzyknęli w jednej chwili rozpływając się w falach rozkoszy. Ich mokre ciała drżały a spierzchnięte usta połączyły się w jeszcze jednym pocałunku.
- Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet, Hermiono – szepnął kładąc się koło swojej wybranki i tuląc ją do nagiego torsu.

sobota, 7 marca 2015

ROZDZIAŁ XVIII

Severus z trudem uchylił powieki i prawie natychmiast je zamknął. Oślepiająco białe światło raziło go w oczy a głowa wydawała się być nadzwyczaj ciężka. Z gardła wydobywał się ledwie słyszalny warkot ale już po chwili na spierzchniętych ustach poczuł orzeźwiający płyn.
- Gdzie jestem? – wycharczał zbierając myśli.
- W szpitalu Świętego Munga. Pana stan jest w miarę stabilny ale o szczegółach porozmawiamy kiedy odzyska pan siły – odpowiedział mu kobiecy, nieznany głos – musi pan dużo wypoczywać.
- Co to za brednie, jestem zupełnie zdrowy – zirytował się i zaciskając mocno powieki starał się bezskutecznie podnieść na łokciach – co to ma znaczyć? – wywarkiwał.
Magomedyczki chyba już przy nim nie było a przynajmniej więcej się nie odezwała. Po upływie piętnastu może dwudziestu minut w czasie których obmyślał plan na wydostanie się z tego miejsca podjął kolejną próbę uniesienia powiek. Bardzo powoli otworzył prawe oko i zanim zobaczył cokolwiek musiał zamrugać chyba ze sto razy. Stwierdzić, że był zirytowany to za mało. On był nadzwyczajnie Wściekły.
Z drugim okiem poszło mu lepiej choć patrząc na ogół nadal nie zachwycająco dobrze. Kiedy usłyszał kroki natychmiast przymknął powieki i wcale nie dlatego, że wszystko go bolało. On po prostu nie miał ochoty na bezsensowne rozmowy z tym durnym babskiem, które myśli, że wie więcej od niego na temat jego zdrowia. A on wiedział jedno – musi natychmiast wyjść.
- Wiem, że nie śpisz, Snape – usłyszał dobrze znany mu głos i aż podskoczył. Minerwa pochylała się nad nim z kpiarskim uśmieszkiem. Spojrzał na nią wzrokiem niewiniątka i odburknął
- o co ci chodzi kobieto? Dopiero się obudziłem – po chwili namysłu dodał jeszcze – chcę żebyś załatwiła mi wypis.
McGonagall głośno wypuściła powietrze i skrzyżowała ręce na piersiach
- wiedziałam, że tak to się skończy – stwierdziła siadając w końcu na jedno z tych krzeseł, które zwykle przeznacza się dla rodziny. Ale on nie miał rodziny – mówiłam im, że to głupi pomysł bo jak tylko się obudzisz zaczną się twoje durne odzywki.
- Durny to wy macie sposób myślenia – odparował zaciskając zęby. Nie dość że był przykuty do łóżka to jeszcze Minerwa przyszła mu prawić kazania. Gorzej być już nie może.
- Aleksander – och nie, a jednak może być gorzej. Do Severusa wróciły wszystkie wspomnienia – ciesz się, że się opanował. Gdyby nie wzgląd na waszą długoletnią przyjaźń teraz pewnie leżałbyś martwy. Z drugiej strony nie mogę tego pojąć, Severusie. Dałabym sobie rękę uciąć za twoją niewinność, zresztą dokładnie tak samo jak Dumbledore jeszcze za życia. A ty zawiodłeś nas wszystkich. Była wojna, rozumiem. Poświęcenie w imię wyższego dobra stało na porządku dziennym. A jednak choćby za cenę najwyższych katuszy nie dotknęłabym nawet palcem żadnego z naszych uczniów a co dopiero mówić o córce najlepszego przyjaciela. SNAPE! Czy ty w ogóle pomyślałeś o konsekwencjach?!
Na to Mistrz eliksirów nie znalazł odpowiedzi. Uporczywie wpatrywał się w sufit udając, że niewiele obchodzą go słowa koleżanki.  Wiedział, że wyprowadzi ją tym z równowagi ale nie mógł zmusić się do odpowiedzi.
- Jak zwykle! – żachnęła się kobieta – poza tym – tu jej głos nieco przycichł – Hermiona zniknęła.
- Co?! – Snape poderwał się w jednej chwili na co Minerwa zmrużyła powieki, zastanawiając się skąd taka gwałtowna reakcja – jak to zniknęła? Kiedy?
- Podejrzewamy, że wyszła wczoraj wieczorem. Profesor Flitwick twierdzi, że wcześniej widział jak zmierzaliście w stronę lochów. Podobno waszą kłótnie słyszano aż na błoniach.
- Wiem, gdzie poszła – wymamrotał Snape i mimo protestów zaczął odpinać podłączone kroplówki z magicznym płynem uzupełniającym krew – poszła szukać Pottera.
Z twarzy McGonagall odpłynęła cała krew i teraz wyglądała jak prawdziwy upiór. Przestała nawet zwracać uwagę na to, że czarnowłosy zdążył się ubrać  i zaścielić łóżko.
- Gdzie się pan wybiera? To sprzeczne z zaleceniami przełożonego! – zaczęła panikować pielęgniarka w której natychmiast rozpoznał Rose Wax, jedną z byłych uczennic domu Lwa. Och, jakaż ona była upierdliwa!
- Nie obchodzi mnie co powiedział lekarz ani tym bardziej co masz do powiedzenia ty, Wax – przewrócił oczami mężczyzna łapiąc pod ramię Minerwę i kierując się w stronę wyjścia – wychodzimy.

Było naprawdę późno kiedy w końcu dostała się do Malfoy Manor. Uznała, że najlepiej szukać u źródła i zresztą nie miała innych pomysłów jak tylko rozmowa z Malfoyami. Co prawda wiedziała, że odstąpili od Voldemorta w dniu jego upadku ale i tak, sam fakt, że byli powiązani ze sprawą sprawiał, że musiała tu być. Zachybotała kołatką w ciężką bramę i już po chwili stał przed nią mały skrzat domowy w białym fartuszku
- z kim Kruczek ma przyjemność? – zaskrzeczał lustrując przybyłą – Kruczek nie pamięta, żeby pani pojawiła się kiedyś w tym dworze.
- Chciałabym porozmawiać z państwem Malfoy – odrzekła przyglądając się temu małemu stworzonku. Kępka czarnych włosów na głowie i spiczaste uszy a do tego niezbyt duży garbaty nosek. Szatka była nadzwyczaj czysta co niezmiernie zdziwiło Mionę, która spodziewała się, że ubrania skrzatów w tej rodzinie są co najmniej podarte i wybrudzone.
- Jest tylko młody panicz Draco i jego żona – odparł skrzat kierując się w stronę ścieżki – proszę wejść.
- Jak ci się tutaj pracuje Kruczku? – zapytała uprzejmie, licząc na to, że może od skrzata dowie się czegokolwiek o tym, jak są traktowane.
- Nie wolno rozmawiać mi o mojej służbie droga pani. Kruczek przeprasza.
- Nie szkodzi – odparła Hermiona na co skrzat spojrzał na nią z taką miną jakby właśnie zwariowała. Chyba na co dzień nie doświadczał takiej uprzejmości.

Weszła do ogromnego salonu, który pamiętała całkiem inaczej. W jej wspomnieniach było to ciemne, przerażające choć równocześnie piękne pomieszczenie. Teraz królowała tu zieleń i pastelowe barwy a meble zostały wymienione na nowoczesne.
- Granger – usłyszała zimny głos i podniosła głowę trafiając prosto w szare tęczówki Dracona. Skinął jej sztywno głową i zaproponował – mój skrzat powiedział, że tutaj jesteś. Napijesz się czegoś?
- Poproszę o szklankę soku dyniowego – przytaknęła grzecznie, czekając na jego reakcje.
- Kruczku! Przynieś nam szklankę soku dyniowego i ognistą.
- Tak jest, sir! – po chwili na stole stały już dwie szklanki wypełnione napojem.

- Tak więc – zaczął Draco składając ręce na kolanach a Hermiona ledwo powstrzymała się od poprawienia tego błędu językowego – co cię tutaj sprowadza? Nie powiesz mi chyba, że wpadłaś poplotkować – ironizował przywołując w jej myślach czasy kiedy pałali do siebie nienawiścią a młody Malfoy nie przepuścił żadnej okazji żeby jej dopiec.
- Właściwie pomyślałam, że mógłbyś mi pomóc.
- Ja? Pomóc? Tobie? – teraz jego zdziwienie było szczere.
- Tak, Malfoy. Pomóc – znaczy bezinteresownie ułatwić wykonanie jakiegoś…
- Wiem jak brzmi definicja tego słowa, Granger – warknął na co ona przekręciła oczami. Spodziewała się odmowy ale mile zaskoczył ją kolejnym pytaniem – w czym?
- Potrzebuję informacji o niejakim Rainie. Wiem, że z wami współpracował i po śmierci Voldemorta – Draco wzdrygnął się słysząc to imię – stworzył pewnego rodzaju grupę..
- Która porwała Potter’a – dokończył.
- Czyli jednak coś wiesz! – wykrzyknęła Hermiona zupełnie nie bacząc na fakt, że tak nie wypada.
- Krążą pogłoski… ale dlaczego miałbym przekazać je akurat tobie? Nigdy szczególnie cię nie lubiłem.
- Vice versa, Malfoy. Ale przekażesz mi je, bo…
- Bo co? To jakaś groźba, Granger? – wysyczał mrużąc oczy. Miona układała w głowie plan mordu absolutnego ale zamiast rzucić się na niego i potraktować avadą ze spokojem odparła
- Wzbudzasz we mnie najgorsze instynkty. Bo Harry uratował ci tyłek a teraz ty uratujesz jego.

Malfoy otworzył szerzej oczy. Nie mógł w końcu zaprzeczyć… no i był winien przysługę. A Malfoy’owie zawsze spłacają długi.
- Zamieniam się w słuch – przerwała ciszę Hermiona biorąc łyk ulubionego soku.
- Najpierw zastrzegam sobie, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
- Już masz!
- Nie chcę problemów, jasne Granger? Rain rzeczywiście był śmierciożercą. Widziałem go parę razy tutaj w tym domu ale zwykle przebywał gdzieś na misjach. Czarny Pan wolał go trzymać na dystans.
- Dlaczego?
- Nie przerywaj mi, kobieto. Próbował rywalizować ze Snape’m, moimi rodzicami a nawet Bellatrix. Miał zdecydowanie za wysokie mniemanie o sobie…
- No popatrz, skądś ja to znam – popatrzyła wymownie na blondyna.
- Daruj sobie, ja staram się pomóc – wywarczał ale chyba był rozbawiony. Zresztą nie czas i miejsce by to oceniać – w każdym razie lubował się w morderstwach. Zabijał wszystko co się rusza ale według Czarnego Pana brak mu było opanowania o fantazji w ogóle nie wspominając. Zawsze wychwalał się, że jest jednym z ulubieńców ale był gdzieś na samym końcu szeregów na równi ze szmalcownikami. W końcu wybuchła awantura pomiędzy nim a Severusem. Czarny Pan ukarał ich cruciatusem. Wiedziałem, że Snape’a potraktuje ulgowo ale z Rainem już tak dobrze nie było. Został wywalony za bramy Malfoy Manor. Ściślej mówiąc to ja go tam wynosiłem. Nie, nie pochwalałem takiego okrucieństwa! – podniósł ręce w obronnym geście kiedy zobaczył minę Granger – ale nie miałem wyjścia. Tu nie było miejsca na sprzeciwy. Każdy robił co mógł aby przetrwać – Hermiona już chciała się wtrącić ale uciszył ją podniesieniem ręki – poskładałem mu nogi i dałem butelkę dyptamu. Oczywiście nikt nie mógł się o tym dowiedzieć a ja nie miałem pojęcia kim jest ten cholerny typ. Nie słyszałem nawet o co się kłócili. W każdym razie Rain śledził Severusa i zebrał naprawdę paskudne dowody. Nie myśl o nim jak o bezdusznym mordercy, Granger. Nikt nie pytał go o zdanie. No i nie zapominaj, że my nie jesteśmy dzielnymi Gryfonami, którzy oddadzą życie walcząc za przyjaciela. Dbamy o własny interes. A on jako podwójny szpieg musiał dbać podwójnie – no tak. Te słowa dały Hermionie do myślenia ale i teraz nie miała czasu analizować ich dokładnie dlatego po raz kolejny zamieniła się w słuch – po wojnie nie mógł znieść myśli, że Severus przetrwał. Wszyscy myśleli, że został zabity przez Nagini a tu proszę! To było ogromne zaskoczenie dla każdego z osobna. Snape na powrót był nietykalny dzięki zeznaniom Potter’a co tylko wzburzyło tego kretyna. Podobno zaczął współpracować z mugolakami i od paru miesięcy szantażuje Snape’a. Właściwie nie zdziwiłbym się gdyby Severus był już martwy – powiedział to tak… lekko. Tak po prostu ale w jego oczach można było dostrzec iskierkę niepokoju – dysponuje też sporą grupą czarodziejów. Toczy, jakby to ująć swoją własną wojnę i to z powodu kompleksów.
- A Harry?
- Cóż, Snape zawiódł więc tylko taką drogą może dostać cię w swoje szpony. Nawiasem mówiąc nie mam pojęcia, co on w tobie widzi – tej drobnej złośliwości nie mógł sobie darować – a teraz wybacz. Nie wyganiam cię ale poświęciłem już chyba dość czasu. Kruczek odprowadzi cię do drzwi. Kruczek!

Domowy skrzat zjawił się prawie natychmiast i ukłonił swojemu panu.
- Odprowadź gościa.
- Tak jest, sir! Panienko, proszę za mną! – zaskrzeczał gorliwie kiwając głową. Przy drzwiach  prowadzących do przedsionka domu odwróciła się jeszcze
- Myślę, że Astoria ma na ciebie dobry wpływ. Przynajmniej ten dom wygląda lepiej niż pamiętam. Za to u ciebie nie zauważyłam żadnej zmiany… - zawahała się chwilę – fretko.

Draco nie powiedział nic prócz sztywnego kiwnięcia głową chociaż w myślach miał ochotę przekląć ją jakąś wyjątkowo paskudną klątwą. Nienawidził tego przezwiska, które zaoferował mu Moddy. No, właściwie to oszust w jego ciele.

- Dziękujemy za odwiedziny, panienko – rzekł skrzat podając dziewczynie płaszcz.
- To mi było niezmiernie miło cię poznać, Kruczku – powiedziała i mogłaby przysiąc, że skrzat uśmiechnął się pod nosem. Ale zaraz znowu zrobił służalczą minę i pstryknięciem palców otworzył drzwi. Miona odwróciła się i zaraz tego pożałowała.
- Auć! – krzyknęła łapiąc się za stopę – co ty sobie… - podniosła wzrok i zamilkła. Przed nią stał nie kto inny jak Severus Snape we własnej osobie. Był blady i poraniony ale to nadal był on – Severusie – szepnęła i nie zauważając stojącej nieopodal McGonagall rzuciła mu się w ramiona.
- Oszalałaś, Granger?! – warknął i najwyraźniej był wściekły. Ale o to będzie martwić się później. Teraz liczy się tylko to, że jej szukał.

piątek, 6 marca 2015

ROZDZIAŁ XVII

Cześć! Mam dla Was niespodziankę a mianowicie... rozdział XVIII pojawi się dzisiaj wieczorem! Oprócz tego podaję Wam aska:
http://ask.fm/Severhermione

Chciałabym jeszcze wyjaśnić jedną kwestię. To, że ostatnio jestem tutaj tak rzadko wynika z naprawdę poważnych problemów zdrowotnych i osobistych z którymi staram się uporać.... 

Tak więc.... przyjemnej lektury.. ;) Buziaki!

- Coś ty najlepszego narobił kretynie! Porwałeś Pottera?! – Snape był naprawdę wściekły. Pewnie gdyby mógł od razu złapałby każdego z nich za gardło i zamordował z największą przyjemnością. Ale nie mógł i to cieszyło ich jeszcze bardziej. Jego bezsilność i niewiedza. Bo przecież to oni dysponowali informacjami – postradałeś zmysły?! Szuka go całe Ministerstwo, cywile, niedługo dołączy Hogwart!
Jakiś rudowłosy opryszek siedzący po prawej stronie przywódcy tego całego zamieszania uśmiechnął się wrednie i najwyraźniej chciał coś powiedzieć ale Snape skutecznie mu to udaremnił zamykając pryszczatą gębę prostym zaklęciem niewerbalnym. Zresztą ledwo powstrzymał się od wszczęcia mugolskiej bójki i rzucenia z pięściami na Raina ale suma summarum wywarczał tylko dwa słowa
- jak śmiesz.
Po czym bez żadnego ostrzeżenia wyjął różdżkę.
- Zapłacisz za to – sapnął Rain zanim zaczął wić się z bólu.
Nikt nie rzucił się na ratunek szefostwu. Wręcz przeciwnie, większość uciekła w popłochu, inni stali i czekali na rozwój sytuacji, bez mrugnięcia okiem obserwując cierpienie swojego kompana.
- WIDZISZ?! – wrzask odbijał się echem od ścian – ONI WSZYSCY MAJĄ CIĘ W POWAŻANIU! DLA NICH JESTEŚ ŚMIECIEM! A DLA MNIE JESTEŚ MARTWY! – już miał cisnąć zielonym promieniem w twarz tego gnoja kiedy przypomniał sobie reakcję Hermiony. Nie bała się jego agresji. Współczuła, że nie potrafi się jej pozbyć. Dysząc ciężko opuścił swoją jedyną broń i odwrócił się do wyjścia. Nikt nie zrobił ani kroku w przód. W połowie drogi do drzwi coś go napadło. Zawrócił i z całej siły przyłożył Rainowi w twarz. Zalał się krwią i jęknął a Severus ze mściwym uśmieszkiem syknął – do zobaczenia. I lepiej, żebyś miał przy sobie Pottera – a potem zebrani usłyszeli trzask zamykanych drzwi frontowych.
Nie zdążył przekroczyć drzwi Sali Wejściowej kiedy rzuciła się na niego ta cholerna Granger. Bynajmniej nie poprzez uprzejmość ani fakt, że też się martwiła. O mało nie zatkał uszu kiedy zaczęła wrzeszczeć
- Gdzie on jest?! – a po każdym słowie coraz to mocniej starała się uderzyć go malutkimi zwiniętymi w piąstki dłońmi. Siły jak na kobietę jej nie brakowało ale nieszczęśliwie dla niej sięgała mu tylko do klatki piersiowej i choćby chciała, nie mogła trafić w twarz. Oczywiście mógłby jej na to pozwolić ale właściwie po co? To nie on porwał Potter’a. Rzecz jasna sumienie podpowiadało mu zupełnie co innego… ale ona nie musiała o tym wiedzieć.
- Uspokój się kobieto – zaoponował w końcu łapiąc ją za nadgarstki i unieruchamiając je – uszy mi pękną.
- Przestań chrzanić! – no nie. Tego nie spodziewał się po Granger. Darła się często, rzucała obraźliwe teksty ale „przestań chrzanić”? To było co najmniej zabawne – tak ci do śmiechu? – zmrużyła oczy, które ciskały błyskawice. Pewnie, gdyby wzrokiem można było zabijać już dawno leżałby martwy. Zebrał się w sobie i w końcu powiedział krótko
- Do mojego gabinetu.
- Chyba śnisz, Snape.
Mężczyzna wzruszył ramionami i zupełnie nie przejmując się tym jak zareaguje panna Granger ruszył w stronę lochów. Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, że za nim idzie. Nie pozwoli sobie na niesubordynację w momencie, kiedy jej przyjacielowi zagraża niebezpieczeństwo. Święty Potter – pomyślał z goryczą otwierając ciężkie dębowe drzwi gabinetu.
- Siadaj
- Dziękuję, postoje – zacisnął wargi i powstrzymał się od podniesienia głosu. „cierpliwość popłaca” – powtarzał sobie w duchu cytat w który nigdy nie wierzył. Usiadł więc za biurkiem i ze stoickim spokojem otworzył butelkę whiskey. Nie zdążył nawet nalać sobie płynu do szklanki kiedy ta nagle zniknęła mu sprzed zakrzywionego nosa a zamiast tego pojawiła się wściekła mina Hermiony – MÓGŁBYŚ JUŻ…
- Przestań się w końcu drzeć – przerwał jej w pół zdania Mistrz Eliksirów – to nie ja porwałem twojego ukochanego okularnika kretynko!
- Och, kretynko tak? Polemizowałabym nad TWOIM ilorazem inteligencji – wiedziała, że Snape jest równie oczytany i mądry jak ona ale w tym momencie miało to najmniejsze znaczenie. Liczył się Harry i ten chory nietoperz-zabójca. Nie odpowiedział nic. Złożył dłonie na kolanach i powoli zaczął mówić wszystko, co sam wiedział.
- jakiś czas temu zawarłem swego rodzaju… - tu zastanowił się nad odpowiednim słowem – umowę. Obserwowaliśmy cię od pewnego czasu..
- Obserwowaliście? – przerwała mu Granger. Była naprawdę wściekła – planowałeś morderstwo z premedytacją? – docięła i z lubością obserwowała jak krew odpływa mu z twarzy a on o ile to jeszcze możliwe staje się jeszcze bardziej blady. Była pewna że zaprzeczy ale tak się nie stało. – PLANOWAŁEŚ MNIE ZABIĆ SNAPE?!
- Nie do końca – powiedział ostrożnie ale widział jak trzyma kurczowo rękę na różdżce – odłóż ten patyk, nie bądź głupia Granger.
- Ja jestem głupia? JA?!
- DASZ MI W KOŃCU DOKOŃCZYĆ?!
- Proszę bardzo – nonszalancko odpowiedziała Hermiona przewracając oczami – i nie, nie przepraszaj – dodała kiedy otworzył usta – i tak ci nie wierzę.
Na to nie miał odpowiedzi. W końcu nie mógł winić jej o brak zaufania, o brak wiary. Sam naważył sobie piwa które musiał wypić.
- Jak już mówiłem, obserwowaliśmy cię od pewnego czasu. Jak często wychodzisz na zakupy, jaki masz humor, co właściwie robisz w czasie wolnym. Rain – przerwał na chwilę i rzucił szybkie spojrzenie w jej kierunku. W ułamku sekundy postanowił nie wspominać o jego współpracowniku i zarazem mężczyźnie któremu miała być dostarczona – Rain załatwił mi mieszkanie drzwi w drzwi z twoim. Nie żeby twoje towarzystwo sprawiało mi wtedy przyjemność ale to był mój obowiązek. Stawką było moje życie. Bez obrazy ale dla mnie byłaś po prostu kolejną z wielu ofiar, które musiałem zlikwidować żeby przetrwać dzień dłużej. Dopiero później zacząłem cię poznawać i… skończyło się tak, że panna-wiem-to-wszystko po prostu mnie omamiła. Długo zastanawiałem się jak ci o tym powiedzieć, bo w końcu to nie ja miałem cię zabić a czasu było coraz mniej. Właściwie nie zostałabyś zabita dosłownie – ale na pewno odseparowano by cię od życia w społeczeństwie. Jak zwierzę w klatce. Wtedy to nie wydawało się takie straszne chociaż w tym momencie dostrzegam na jak wielkie niebezpieczeństwo mogłem cię skazać. W końcu zażądali wcześniejszego terminu a ja odmówiłem. Banda kretynów porwała Pottera. Mają swoje sztuczki.
- po co mieliby mnie porwać? – zapytała Hermiona z szeroko otwartymi oczami. Nie bała się Severusa. Pragnęła zemsty.
- Bo miłość jest ślepa, Granger. Znajdę Potter’a, masz moje słowo.
Nastąpiła chwila głuchej i nieznośnej ciszy. Severus miał wrażenie, że to będzie przełom, że doceni całą prawdę jaką jej wyznał. Wstała powoli z krzesła na które opadła kiedy mówił. Spojrzała w jego stronę pustym wzrokiem i już wiedział, że nie jest dobrze.
- Zabiłeś mojego narzeczonego, Snape. Planowałeś porwanie mnie i dostarczenie bandzie psycholi a tam nie czekałoby mnie pewnie nic poza cierpieniem! Jesteś powodem przez który zniknął Harry. Wiesz co, Snape? Twoje słowa są gówno warte. Zupełnie jak ty. – mówiła cicho i nienaturalnie wolno. Podniosła się i nie spoglądając w stronę mężczyzny po prostu wyszła. Miała zamiar udać się prosto do Ministerstwa i porozmawiać z aurorami. Ktoś musi z tym zrobić porządek.

Gdy wychodziła udawał, że jej słowa po prostu po nim spłynęły choć w środku czuł wstyd i palącą chęć mordu.
- Najlepiej gdybyś egzekucję wykonał sam na sobie – warczał w myślach zastanawiając się od czego zacząć poszukiwania. Wiedział, że Rain od tak Potter’a nie wypuści i na pewno nie obędzie się bez negocjacji ale nie miał pojęcia co byłoby wystarczającą zapłatą. Właściwie to miał ale wiedział, że Granger nigdy nie zgodzi się być przynętą.

W tym samym czasie dziewczyna chodziła po swoim dormitorium. Nie poszła na zajęcia i była wdzięczna McGonagall że ta rozumiała jej postawę i szanowała decyzję jaką podjęła.  Nie mogła znaleźć sobie miejsca i była w pełni świadoma, że nie zazna spokoju dopóki nie odnajdzie przyjaciela. Właściwie najlepiej byłoby wyruszyć na poszukiwania ale… na takie przekręty zawsze decydowała się razem z Harry’m i Ronaldem. A teraz nie ma ich obu. O Ginewrze może zapomnieć. Co prawda pogodziły się a młoda Potter nie obarcza jej już winą o sprzeczki z mężem ale mimo to, ważniejsza będzie dla niej ochrona ich dziecka niż narażanie życia bez ŻADNYCH szans na pogodzenie. Bo w sumie kim był ten Rain i czego oni mogli od niej chcieć? Miłości? Jej nie kochał nikt oprócz Rona. No, przynajmniej nie w ten sposób.
Z drugiej strony czy Snape wymyśliłby taką wymówkę żeby odwrócić uwagę od jego winy? – potrząsnęła głową i dopiero wtedy zorientowała się że właściwie pakuje się już do małej, podręcznej torebki.
- Snape… - zaczęła rzucając te słowa gdzieś w przestrzeń w której on nie miał szans jej usłyszeć – ja ci jeszcze pokażę – po czym stawiając wszystko na jedną kartę skierowała się w stronę wyjścia.
* * *
- Aleksandrze? – w pomieszczeniu było nienaturalnie cicho szczególnie jak na hałaśliwego Aleksandra co Snape przyjął z lekkim niepokojem. Nie odpowiedział mu nawet najcichszy szmer. Skierował się w stronę salonu ale i tam nikogo nie znalazł. Cóż – myślał – laboratorium, salon… została jeszcze sypialnia. Pełen najgorszych przeczuć uchylił nieznacznie drzwi. To co tam zastał absolutnie zwaliło go z nóg. Alchemik siedział w dziwacznym stroju o wszystkich kolorach tęczy i czubatych kapciach. Wyglądał zupełnie jak dżinn z lampy grający jedną z głównych ról w mugolskiej bajce Disneya tyle że jakiś taki… hipisowski.  Mruczał coś pod nosem i wyglądało na to, że aktualnie nie przebywa na Ziemi. Snape obserwując to z nieco większej odległości zasłonił usta ręką i mimo poważnych okoliczności musiał powstrzymywać śmiech. A nie było to łatwe zadanie bo Aleksander wydawał z siebie naprawdę komiczne odgłosy. Severus nie wiedział ile czasu minęło odkąd wśliznął się do pokoju ale kiedy alchemik skończył i uchylił oczy ten w końcu wybuchnął gromkim, niepochamowanym śmiechem
- Snape? – zapytał nieco sennie ale już chwilę później nie posiadał się z oburzenia – nie ma się z czego śmiać! To pradawna, bardzo skuteczna dziedzina magii!
- Tak, tak – wysapał Snape łapiąc się za brzuch – czy mógłbyś? – pokazał palcem na przyjaciela nie mogąc wydusić ani słowa.
- Czy mógłbym co?! – przyjaciel skrzyżował ręce na piersiach i ze zniecierpliwieniem pokiwał głową tak, że zielono żółty pompon przymocowany do czerwonej czapeczki zaczął dyndać na wszystkie strony co wywołało jeszcze większy atak śmiechu u Mistrza Eliksirów.
- Przebierz się – zdołał wykrztusić i zanosząc się śmiechem przeniósł się do salonu. Tak naprawdę takiego ataku śmiechu nie zaznał chyba od czasu rozwodu rodziców. Co prawda bezczelna Granger czasami prowokowała go właśnie do takich sytuacji ale nigdy nie pozwolił sobie na odrobinę swobody i otwarcia w tym temacie. Miał zamiar pozwolić ale… wszystko po kolei.
Z kpiarskim uśmieszkiem czekał na Aleksandra. Kiedy ten zastał go właśnie z taką miną tupiąc niczym dziecko powędrował w stronę osobnej kanapy i łypał na niego spod byka dobrą minutę.
- Co cię do mnie sprowadza? – zapytał w końcu i wszelkie ślady dobrego nastroju w jednej chwili zniknęły z twarzy mężczyzny.
- Porwano Potter’a – zaczął i czekał na rozwój sytuacji.
- Wiesz, że nie wtrącam się w błahe konflikty czarodziejów. Nie przybyłem na wojnę a mam lecieć ratować Wybrańca? – zapytał z nieco niewinną miną.
- Nie chodzi o to, że się nie wtrącasz Aleks. Ty jesteś po prostu leniwy – odrzekł czarnowłosy a w odpowiedzi dostał tylko język wystawiony w swoim kierunku – schowaj ten jęzor. Mugole powiedzieliby, że krowa ma dłuższy i się nie chwali.
- Bezczelny jak zawsze – zaśmiał się.
- Chodzi o to – wydusił w końcu – że jestem z tym bezpośrednio związany.
- Ty? Chyba nie przeniosłeś się do Ministerstwa co?
- Nie, jasne że nie. Nawet gdybym chciał, Minerwa by mnie udusiła…. Wpadłem w tarapaty Aleksandrze.
- Moja maleńka zawsze powtarzała, że jesteś nieco niezdarny i nie potrafisz podejmować własnych wyborów. Rzecz jasna próbowałem wytłumaczyć jej, że to leży w waszej ludzkiej naturze i należy tępić takie pomyłki, uczyć się na błędach. Ona twierdziła, że taka nieporadność jest więcej niż słodka. Chyba próbowała mnie zdenerwować – westchnął Aleksander a Severus słuchał jak sparaliżowany.
I w końcu nadszedł ten moment. Serce mężczyzny przyspieszyło i chyba po raz pierwszy w życiu bał się o reakcje wielkiego Alchemika którego przyjaźń zaskarbił sobie dawno, dawno temu. Bał się, że straci przyjaciela i na powrót stanie się całkiem pusty, samotny. Ręce drżały mu nieznacznie a ślina nie chciała przejść przez gardło. Wziął głęboki wdech. Teraz albo nigdy.

- Aleksandrze… - zaczął powoli, oswajając się z myślą o nadchodzących ciężkich czasach a może nawet śmierci – to ja zabiłem twoją córkę…

poniedziałek, 2 lutego 2015

ZAPYTANIE

Wiem, że nie każdy kto czyta tego bloga komentuje rozdziały ale proszę Was teraz o wypowiedzenie się pod tym postem.
Myślę o założeniu aska na którym będziecie mogli zadawać pytania lub może GG gdyby ktoś z Was chciał napisać na PW.
I o założeniu drugiego bloga, tematyka ta sama ale pomysł lepszy, bardziej spójny.
Co myślicie? Pozdrawiam, rozdział już jutro!